Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kibic wampir

Krzysztof Kucharski
Krzysztof Kucharski
Krzysztof Kucharski Fot. Marek Grotowski
Zastanawiałem się chwilę, do której kategorii kibiców mogę siebie zaliczyć.

Na pewno nie jestem kibicem fanatykiem czy ortodoksą wpatrzonym tylko w jedną drużynę, choć w swoich sympatiach faworyzuję piłkarską FC Barcelonę. Nie oglądam tylko jednej, wybranej dyscypliny, jednak godzinami mogę patrzeć na przebijanie piłki na korcie. Nie nudzi mnie ani golf, ani krykiet.

Mogę oglądać z zainteresowaniem wszystko, co się porusza w jakichś sportowych rytmach. Dlatego nazywam siebie kibicem wampirem, bo z każdej dyscypliny potrafię sobie wyssać jakieś emocje.
Domyślają się Państwo, że naszą lekkoatletyczną Somosierrę śledziłem w Berlinie (via Eurosport) od rana do wieczora. Z dużym obrzydzeniem wysłuchiwałem w radiu i tv oraz wyczytywałem w prasie mlaskania komentatorów... Że najlepiej w historii, że potęgą jesteśmy w rzutach, że sukces wielki...

Tak sobie myślałem: jaką to jesteśmy potęgą lekkoatletyczną, skoro zajęliśmy w punktacji medalowej dopiero piąte miejsce na świecie? No, jesteśmy, jesteśmy. Dołożyliśmy Niemcom, co cieszy nas historycznie, i Chińczykom, co daje satysfakcję statystyczną. Na ten sukces złożyło się osiem medali, w tym dwa złote.

Pamiętam, jak siedziałem z uchem w radiu "Pionier" i wyławiałem odcienie słów Bohdana Tomaszewskiego, docierające ze stadionu w Sztokholmie w roku 1958. To były czasy, w których o mistrzostwach świata w lekkiej atletyce nikt nawet nie myślał. Pierwsze odbyły się dopiero ćwierć wieku później. Kibiców królowej sportu fascynowały mistrzostwa naszego kontynentu, który był lekkoatletyczną potęgą, olimpiady i mecze między kolosami: Stanami Zjednoczonymi, Związkiem Radzieckim i Polską. Zapełniały one stutysięczne stadiony. We wspomnianym roku 1958 nasze panie pokonały Amerykanki 54:52, a panowie z honorem przegrali 97:115.

Pamiętam, jak siedziałem z uchem w radiu "Pionier" i wyławiałem odcienie słów Bohdana Tomaszewskiego, docierające ze stadionu w Sztokholmie w roku 1958.

Na mistrzostwach Europy w Sztokholmie zdobyliśmy osiem złotych (!) medali. Srebrnych i brązowych nikt nie liczył. Bohaterem był Zdzisław Krzyszkowiak, który wygrał biegi na 10 i na 5 km, piękna Barbara Janiszewska (później Sobotta) pierwsza była na 200 m, Jerzy Chromik najlepszy na 3 km z przeszkodami, Józef Szmidt najdalej pofrunął w trójskoku, wreszcie oszczepnik Janusz Sidło, dyskobol Edmunt Piątkowski i miotający młotem Tadeusz Rut.

W rzutach do kompletu brakowało nam tak doskonałego kulomiota. Nasz Alfred Sosgórnik był tam dopiero ósmy. Jeden jedyny raz w naszej historii mogliśmy mówić, że byliśmy światową potęgą. Nie podskakiwały nam nawet zaczynające już produkować sportowych cyborgów nafaszerowanych chemią późniejsi dominatorzy z ZSRR i NRD, jeśli te skróty jeszcze coś komuś mówią.

Z perspektywy tamtych mistrzostw można wykuwać teorię, że w rzutach byliśmy dobrzy. Przy okazji berlińskiej, triumfalnej piany sprawo-zdawcy wspominali złoty medal olimpijski Władysława Komara w kuli, ale nikt sobie nie przypomniał pierwszego złotego medalisty w tymże pchnięciu kuli panów na mistrzostwach świata w Helsinkach w roku 1983... Edwarda Sarula, który przez jakiś czas był nawet zawodnikiem Zagłębia Lubin.
To jego rekord sprzed 26 lat poprawił dopiero w tym roku srebrny Szymon Majewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska