Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia koszykarskiej Gwardii Wrocław

Paweł Kucharski
fot. archiwum gwardii wrocław
Co Kaktusy miały wspólnego z milicją i mundurem? Dlaczego Jerzy Binkowski nie chciał grać w Śląsku? Kiedy Jacek Kopik postawi dwa litry wódki Jerzemu Langowi? O koszykarskiej Gwardii pisze Paweł Kucharski.

Wrocław koszykarskim bastionem na mapie Polski? Kilkanaście lat temu nikt nie miał wątpliwości, ale dziś pozostaje nam z utęsknieniem czekać na powrót Śląska do ekstraklasy. Jednak WKS to tylko część historii basketu w stolicy naszego województwa. Młodszym czytelnikom wypada przypomnieć, że pomarańczową piłkę na wysokim poziomie odbijali również zawodnicy takich klubów, jak Politechnika, Odra, Juvenia, Ślęza, a przede wszystkim Gwardia. Ci ostatni planują w kwietniu wielki zjazd dawnych świetności swojej sekcji. - Chcemy wskrzesić ducha i wspomnienia, bo klubu pewnie nie uda nam się odbudować - mówią inicjatorzy pomysłu. Dodajmy - inicjatorzy wielopokoleniowi. Wspomnień będzie co nie miara, bo i sukcesów w swojej długiej historii Gwardia miała niemało.

REAKTYWACJA ŚLĄSKA WROCŁAW

I choć gwardziści, popularne Kaktusy, zawsze pozostawali w cieniu Śląska, to zawsze mogli liczyć na wsparcie oddanej publiczności. - Nasz kibic był wielosekcyjny. Chodził również na siatkówkę, boks, judo czy tenis ziemny. Niekiedy, oczywiście, z przymusu - mówi Jacek Kopik-Nagłowski, były koszykarz, a od 1977 roku aż do zamknięcia prezes klubu.

A dlaczego Kaktusy? - Ano dlatego, że byliśmy zespołem nieprzewidywalnym, który potrafił ukłuć każdego, nawet najlepszych w Polsce - tłumaczy Jerzy Hajnsz, niegdyś zawodnik, a później trener.

Mundur im nie leżał

Gwardia była klubem milicyjnym. Z tego powodu w latach komuny, a zwłaszcza w stanie wojennym, wiele osób było do niej wrogo nastawionych. Działaczom zarzucano, że wcielają sportowców do ZOMO.

- Raz w czasie stanu wojennego trzech moich kolegów przyszło na trening w strojach moro - opowiada Robert Butwicki, który reprezentował klub w latach 80. Faktem było, że reprezentanci Gwardii mieli etaty i przechodzili podstawowe szkolenie milicyjne. Mieli nawet mundury, ale i tak praktycznie nikt ich nie zakładał. No chyba, że zbliżała się wypłata "mundurówki". Wspomina Tomasz Głowacki: - O 8.30 wszyscy mieli być gotowi. Jednak mundur to była dla nas obca rzecz, więc w pośpiechu szeregowi zakładali mundury sierżantów, a sierżanci te od szeregowych. Najlepszy numer zrobił kiedyś pewien judoka, który podział dolną część uniformu, więc do marynarki i ciemnych butów założył jasne spodnie.

Gdy sportowiec gwardzista dostał mundur i powiesił go w szafie, to już raczej stamtąd go nie wyjmował.

- Obiecałem kiedyś Jurkowi Langowi, że postawię mu dwa litry wódki, jeśli zobaczę go w mundurze. Do dziś nie postawiłem. Nasi zawodnicy tak naprawdę nie mieli nic wspólnego z milicją. Poza tym w naszych szeregach było mnóstwo studentów, którzy nie mieli etatów. Nie zapominamy jednak, że niektórzy sportowcy po zakończeniu kariery zostali cenionymi pracownikami policji - dodaje Kopik-Nagłowski.

- Pewnych poglądów i stereotypów nie da się zmienić, ale przy okazji zjazdu chcielibyśmy też odmitologizować niektóre sprawy - mówi Butwicki.

Po maturze do Gwardii

Przełomowa dla rozwoju sekcji koszykarskiej była końcówka lat 70, kiedy do klubu dołączyło kilku cenionych graczy.

- Wiedzieliśmy, że wszyscy młodzi, utalentowani koszykarze wybiorą grę w Śląsku. Dlatego musieliśmy zacząć odnosić sukcesy i stworzyć markę. Chcieliśmy tego dokonać, kupując dobrych graczy, jednim z nich był Jerzy Binkowski - tłumaczy Kopik-Nagłowski.

Kibice Śląska nigdy nas nie lubili, więc atmosfera była zawsze gorąca

Był rok 1979. 20-letni Biniu zakończył sezon w Turowie Zgorzelec ze średnią 25 punktów na mecz. Nic zatem dziwnego, że zaczęły się bić o niego najlepsze kluby, nie wyłączając Śląska. Pierwszą ofertę WKS-u koszykarz odrzucił. Działacze nic sobie z tego nie robili i liczyli na to, że uda się go wcielić do wojska. Dlatego też, gdy Binkowski zdawał maturę, pod drzwiami szkoły czekali już panowie z komisji poborowej. Sprytniejsi okazali się jednak włodarze Gwardii, którzy czekali... pod oknem. Biniu wyszedł więc przez okno i związał się z gwardzistami.

- Chodziło głównie o kwestie finansowe. W Śląsku zaproponowali mi kontrakt na poziomie jednej dziesiątej tego, co zarabiali średniej klasy koszykarze. Chcieli mnie wziąć siłą - nie ukrywa uczestnik igrzysk olimpijskich w Moskwie. Razem z nim do Wrocławia powędrował trener Jan Gruca, a w późniejszych latach tacy gracze, jak Leszek Doliński i Jarosław Zyskowski. Gwardia grała już w ekstraklasie i powoli zaczęła budować swoją markę.

Spod ręki Walonisa

Skład zespołu nie był jednak na tyle silny, by bić się o medale MP. Pierwszy krążek (brązowy) gwardziści wywalczyli w 1983 roku, ale największe sukcesy przypadły na przełom lat 80. i 90. Olbrzymi udział mieli w nich wychowankowie.

- Zbudowaliśmy innowacyjny, jak na owe czasy, program szkolenia. Żaden klub w Polsce takiego nie miał. Najbardziej zaangażowany w ten projekt był trener Krzysztof Walonis, który odkrył talent Adama Wójcika - przypomina Kopik-Nagłowski.

REAKTYWACJA ŚLĄSKA WROCŁAW

- Trener Walonis zaprosił mnie na zimowy obóz, a potem do regularnych treningów. Miałem 14 lat i byłem niesamowicie szczęśliwy, że trafiłem do klubu. Przez dwa lata jeździłem na treningi po lekcjach z Oławy. Nie było łatwo, bo wówczas autobusy kursowały trzy razy w ciągu dnia - wspomina 41-letni Wójcik, który nadal ugania się za piłką. Oprócz niego z Gwardii na głębokie wody wypłynęli m.in. tacy koszykarze, jak Dominik Tomczyk, Robert Kościuk, Krzysztof Mila, Arkadiusz Osuch czy Adam Gołąb. I to oni dwukrotnie rywalizowali ze Śląskiem o złoto mistrzostw Polski. Za każdym razem górą byli jednak wojskowi.

Jaki tam ZOMO-wiec?

- Kibice Śląska nigdy nas nie lubili, więc atmosfera meczów była gorąca. To zawsze było duże wydarzenie medialne, Wrocław tym żył - opowiada Wójcik. Zdecydowana część kibiców była po stronie Śląska, a ci najbardziej radykalni ze stadionu przy Oporowskiej za cel wrogości i nienawiści wybrali sobie Binkowskiego. "Jerzy Binkowski, największy ZOMO-wiec Polski" - krzyczeli.
- Ja z pracą w milicji miałem tyle wspólnego, co z pracą w pańskiej gazecie - mówi znieczulony na wrogość kibiców Binio. Po chwili dodaje: - Działacze Śląska i Gwardii żarli się niemiłosiernie, ale między nami, koszykarzami, zawsze panowały dobre stosunki. Utrzymywaliśmy bardzo dobre kontakty na stopie towarzyskiej.

Początek końca

Po politycznych zmianach w 1989 polski sport dotknął kryzys. Nie ominął on Gwardii, a próbą ratowania sekcji było oddanie "interesu" w ręce prywatnej firmy ASPRO, która zajmowała się handlem - wszystkim i w myśl hasła "taniej kupię, drożej sprzedam". Początek funkcjonowania nowego tworu zwiastował wiele dobrego. W klubie udało się zatrzymać najlepszych koszykarzy, sprowadzono również pierwszych obcokrajowców, dzięki czemu zespół nadal utrzymywał się w krajowej czołówce.

- Nowi właściciele nie wiedzieli, co to jest koszykówka, musiałem im tłumaczyć zasady. Jednak łatwiej im było prowadzić negocjacje, zwłaszcza z Włochami, dla których nikt przypadkowy nie mógł sponsorować czołowej drużyny kraju - mówi Kopik-Nagłowski.

Jeszcze w 1992 roku Gwardia grała w finale mistrzostw Polski ze Śląskiem. Rywalizacja ta była również prestiżowym pojedynkiem dwóch biznesmenów - Tomasza Jabłońskiego (szefa ASPRO) i Zenona Michalaka (właściciela firmy PCS, sponsora WKS-u). Górą znów był Śląsk.

Rok później Kaktusy zdobyły brąz, aż w końcu firma ASPRO popadła w duże kłopoty finansowe. Sekcja została przeniesiona do Brzegu Dolnego, potem do Wałbrzycha, aż w końcu zniknęła z koszykarskiej mapy Polski. Jej najlepsi gracze przenieśli się do Śląska, a kibice zielono-biało-czerwonych w większości zapomnieli o tym, że Jerzy Binkowski grał w Gwardii.

Chcą się przypomnieć

Koszykarska sekcja Gwardii Wrocław zdobyła w sumie sześć medali mistrzostw Polski (cztery srebrne i dwa brązowe). Raz grała też w finale Pucharu Polski. Jej zawodnik Leszek Doliński na zawsze wpisał się do kronik polskiego basketu, gdy w sezonie 1988/1989 w pojedynkę rzucił AZS-owi Koszalin 74 punkty. To już jednak przeszłość.
Dziś Gwardia to kilka grup młodzieżowych, w których trenuje 70 młodych adeptów. Pieczę nad nimi trzyma Jerzy Hajnsz.

- Występujemy pod nazwą MKS Gwardia dzięki Andrzejowi Matejukowi, który dziś jest komendantem głównym policji. W klubie całkowicie zapomniano o koszykarzach, judokach czy pięściarzach. Na świeczniku jest tylko siatkówka. Dlatego my chcemy się przypomnieć wrocławianom i dać przyczynek do tego, by zreaktywować choćby szkolenie młodzieży na wysokim poziomie - tłumaczy szkoleniowiec.

Wszyscy mile widziani

Zjazd koszykarzy Gwardii odbędzie się 9 kwietnia. Przyjechać może każdy. Nawet ci, którzy wielkiej kariery nie zrobili, ale czują się związani z klubem.
- Spotkałem kiedyś na wakacjach człowieka, który szczycił się i chwalił tym, że trenował w sekcji. Spytałem go, z kim grał w drużynie. On powiedział, że nie wie, bo był tylko na dwóch zajęciach. To pokazuje, że ludzie bardzo utożsamiali się z klubem - kończy Kopik-Nagłowski.
Paweł Kucharski

Przyjdź na zjazd

9 kwietnia w hali przy ulicy Krupniczej odbędzie się zjazd koszykarzy Gwardii Wrocław. Organizatorzy zapraszają wszystkich graczy, którzy w przeszłości reprezentowali barwy klubu.
Pierwszym punktem obchodów będzie turniej młodych adeptów koszykówki, który rozpocznie się o godz. 9. Po-trwa on do 15, a 45 minut później na parkiet wybiegną oldboje Gwardii, by rozegrać mecz pokazowy. W hali przy Krupniczej będą wystawione wszystkie trofea wywalczone przez Kaktusy w długiej historii klubu. Po godz. 17 wszyscy goście przeniosą się do klubu Meta (pl. Wróblewskiego), gdzie nie będzie pewnie końca wspomnieniom. Organizatorzy proszą wszystkich tych, którzy są zainteresowani przybyciem na obchody, o kontakt telefoniczny (501104949, 501 763432, 71 3435133) lub mejlowy: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska