Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawne świadectwa wrocławskiej potęgi

Tomasz Targański
Fot. Wojciech Wilczyński
Ich bicie wyznaczało rytm życia w mieście. Na przestrzeni dziejów wrocławskie zegary pojawiały się i znikały. Te, które miały więcej szczęścia, trwają już kilkaset lat, inne zaś zagubiły się na krętych ścieżkach historii. O "Duchu Czasu" ze Świdnickiej, zegarach ratuszowych i zegarze św. Barbary pisze Tomasz Targański.

Jednym z symboli miasta w latach 80. był niewątpliwie zegar stojący na ul. Świdnickiej. Pełnił on wówczas rolę punktu orientacyjnego i miejsca spotkań wrocławian, na miarę dzisiejszego pręgierza. "Pod zegarem" spotykali się nie tylko świeżo upieczeni studenci, którzy jeszcze słabo znali miasto, ale przede wszystkim członkowie stowarzyszenia Pomarańczowa Alternatywa z Waldemarem "Majorem" Fydrychem na cze-le. Zegar szybko trafił na ulotki Pomarańczowej Alternatywy i stał się miejscem, gdzie rozpoczynały się wszystkie większe happeningi "krasnali". Którejś nocy ktoś napisał na nim: "Tu mieszka Duch Czasu", stąd wzięła się robocza nazwa zegara. Bywało pod nim gorąco - zegar był świadkiem, jak milicja goniła i łapała najaktywniejszych uczestników happeningów.

Niestety, historia obeszła się z "Duchem Czasu" dość brutalnie. Zegar znikł z ul. Świdnickiej na przełomie 1995 i 1996 roku, przy okazji jednego z remontów ulicy. Po ukończeniu prac miał on wrócić na swoje miejsce; tak się jednak nie stało. Symbol lat 80. zaginął, a niedawno zastąpił go nowy zegar, który odlicza dni do rozpoczęcia Euro 2012.

"Duch Czasu" wrócił na karty historii w ubiegłym roku. Odnalazł go autor bloga Brzydki Wrocław: "Zegar Ducha Czasu demontował ówczesny ZDiK, dzisiejszy ZDiUM. I to właśnie na terenie tej instytucji stał nasz zegar. ZDiUM nie może go wyrzucić, bo nie jest jego właścicielem".

- Kiedy dowiedzieliśmy się, gdzie jest zegar, wystąpiliśmy z inicjatywą, aby przywrócić go mieszkańcom - mówi Marek Mutor, dyrektor wrocławskiego ośrodka Pamięć i Przyszłość. Pierwszym krokiem było posłużenie się zegarem na wystawie "Solidarny Wrocław", jako pamiątką po działalności opozycji antykomunistycznej w stolicy Dolnego Śląska. Finalnym krokiem będzie ponowne zainstalowanie "Ducha Czasu" w centrum miasta.

- W ten sposób chcemy przywrócić ten symbol przestrzeni publicznej. Rozmawialiśmy na ten temat z prezydentem Dutkiewiczem i wszystko jest na dobrej drodze - podkreśla Mutor. Zegar jest w niezłym stanie, jego mosiężne płyty nie zostały naruszone przez czas, wystarczy rewitalizacja mechanizmu i wymiana szyb.

Dyskusja o tym, gdzie miałby stanąć symboliczny zegar, jeszcze przed nami. Dyrektor ośrodka Pamięć i Przyszłość pozostawia tę sprawę otwartą, twierdzi, że zegar nie musi wracać na stare miejsce, ważne, aby znów cieszył oczy wrocławian.

- Może mieszkańcy sami zaproponują jakąś lokalizację? Moim zdaniem powinno to być eksponowane miejsce - podsumowuje Mutor.

Trzy zegary ratusza
Historia "Ducha Czasu" z ul. Świdnickiej niewątpliwie jest burzliwa. Losy najstarszego wrocławskiego zegara, związanego z budynkiem ratusza, były równie zawiłe.

Wraz z upływem lat miasto bogaciło się, a rajcy uznali, że mechaniczny zegar doda nadodrzańskiemu grodowi splendoru. Najstarsze świadectwo istnienia takiego mechanizmu we Wrocławiu pochodzi z 1362 roku, kiedy to mistrz kowalski Petzold zobowiązał się doglądać wielkiego zegara. Niestety, nie wiemy, gdzie ów przedmiot się znajdował ani w jakim budynku go zainstalowano. Można się jedynie domyślać, że miejscem jego instalacji był właśnie ratusz.

Historia zegara na budynku ratusza rozjaśnia się na dobre w siódmym dziesięcioleciu XIV wieku. Wynika to z zachowanej do dziś umowy, jaką zawarł mistrz Swelbel z przedstawicielami Opawy. W dokumencie spisanym 19 III 1368 r. żądali oni: "Zegar musi być taki, jak na wieży ratusza". Wojciech Chądzyński w swej najnowszej książce "Wrocław, jakiego nie znacie" pisze: "Do naszych czasów z tego najstarszego czasomierza przetrwał jedynie dzwon wiszący na ratuszowej wieży z inskrypcją: Roku Pańskiego 1368 spójrz ja dzwon rzadko ogłaszam rzeczy błahe poprzez noc i dzień podaję czas i godziny".

Kolejny zegar wrocławscy radni zafundowali sobie w 1550 roku i umieścili go na południowej fasadzie ratusza, nad Piwnicą Świdnicką. Co trzydzieści minut wygrywał on na zmianę kościelne pieśni. Parę lat później mechanizm zepsuł się. Całość zdemontowano i przeniesiono do komory podatkowej, gdzie był on wystawiony na widok publiczny aż do 1779 roku.

Trzeci zegar pojawił się na budynku ratusza pod koniec lat 60. XVI wieku. Zamontowano go w miejscu starego, tj. na wieży. Wojciech Chądzyński pisze o nim: "Początkowo tarcza podzielona była na dwadzieścia cztery godziny. Zmieniono to w lipcu 1580 roku, kiedy rada miejska ogłosiła dekret o przejściu z włoskiej dwudziestoczterogodzinnej rachuby na system dwa razy po dwanaście godzin". W tym celu z tarczy zdjęto cyfry arabskie i zastąpiono je rzymskimi. Przy okazji zegar rozbudowano, dodając mu dodatkową tarczę zamontowaną na wschodniej elewacji ratusza. Jej narożniki są ozdobione przez symbole pór roku. Przez propagandę Trzeciej Rzeszy zostały one określone mianem starogermańskich, choć w istocie były to mało znane symbole staroegipskie. Tarcza aż do 1888 roku była połączona ze znajdującym się w wieży mechanizmem zegara za pomocą specjalnych przekładni. Później otrzymała własny napęd.
Nowe życie zegara ratuszowego
Stan zegara stale się pogarszał. Pod koniec XVIII wieku co kilka lat magistrat musiał płacić za kosztowne remonty. Mimo to zegar nie działał poprawnie - w 1795 r. spieszył się o pół godziny, co spowodowało dezorganizację życia publicznego. Rada miejska powołała w związku z tym dwóch ekspertów zegarmistrzostwa - Joahima Augusta Bancka i Friederika Wiesnera, którzy stwierdzili: "zegar jest w tak złym stanie, że trzeba koniecznie zbudować nowy".

Piastujący urząd miejskiego zegarmistrza Johann Klose zaproponował w 1800 roku budowę nowego zegara miejskiego, który "nie ma sobie podobnych, nie po to, aby się wzbogacić, lecz po to, aby upamiętnić swoje nazwisko i potomstwu miasta Wrocławia pozostawić pamiątkę".

Rajcy wyznaczyli mu czas wykonania zadania: dzień św. Michała, czyli 29 września 1801 roku. Klose wywiązał się z zadania, za co otrzymał 2 tys. talarów pruskich. Mechanizm zegara, który wykonał Klose, waży dwie tony, a wahadło mierzy 9 metrów i 80 cm! W ruch wprawiają go trzy 98-kilogramowe ciężarki wiszące na dwudziestometrowych linach.

Wszystko wskazuje na to, że od tamtego czasu zegar funkcjonował prawidłowo, ponieważ o większych naprawach czytamy dopiero w latach osiemdziesiątych XIX wieku. Zegar był symbolem zamożności i nowoczesności miasta. Mieszczanie byli dumni, że stać ich na tak ekskluzywny wówczas kaprys. Warto więc podkreślić, jak wielkim szacunkiem wrocławianie darzyli swój zegar. Znalazło to choćby wyraz w konsekwentnym, idącym aż do skrajności zwalczaniu wybryków, jakimi były zanotowane w źródłach wypadki strzelania do tarcz zegarów przez pijanych oficerów. Kilka miast śląskich w takich przypadkach żądało degradacji i karania grzywną oficerów, którzy dopuszczali się tych wykroczeń. Wysyłano nawet delegacje radnych na sam dwór Habsburgów, aby przeforsować swoje żądanie. Burzliwe dzieje zegara na ratuszu dobrze obrazuje historia pochodząca z czasów wojny trzydziestoletniej. Otóż w 1635 roku jeden z żołnierzy przesadnie rozsmakował się we wrocławskich trunkach i będąc w szampańskim nastroju, strzelił z muszkietu do tarczy na wschodniej elewacji. Rajcy nie uznali alkoholu za element łagodzący, a niefortunny strzelec został skazany na śmierć i ścięty na Rynku.

Niewielki gotycki kościółek ukryty u wylotu ul. św. Mikołaja na pl. Jana Pawła II również kryje w sobie historię związaną z zegarem. Kiedy pod koniec XV wieku książę żagański Wacław przekazał kościółkowi znaczącą część swoich dóbr, popularność parafii wśród wrocławskich mieszczan zaczęła rosnąć. Ściany świątyni szybko pokryły się epitafiami dla zamożnych kupców. Wówczas proboszcz, chcąc nadać kościołowi odpowiednią rangę, polecił zamontować na wieży mechaniczny zegar. Mechanizm ów otacza legenda o kupcu Bartłomieju, którą w swej książce przypomniał Wojciech Chądzyński.

Bartłomiej był bogatym kupcem żyjącym w połowie XV wieku. Nieopodal kościoła św. Barbary wzniósł okazałą kamienicę. Jego żona Elżbieta miała jednak tę wadę, że wszędzie się spóźniała. Kiedy więc Bartłomiej zaprosił jednego z radnych do siebie do domu na obiad, bał się, że jego żona nie zdąży przygotować posiłku na czas.

"Udał się więc do kościoła św. Barbary i skłonił kościelnego, aby ten przestawił zegar tak, aby godzinę osiemnastą wybił dziesięć minut wcześniej. Chciał tym sposobem zmusić małżonkę do wcześniejszego postawienia na kuchni garnka z kluskami".

Legenda ta ma jednak swój dalszy ciąg. Okazało się, że kościelny, przestawiając zegar, uszkodził cały mechanizm. Od tej pory zegar św. Barbary spieszył się więc o dziesięć minut. Z upływem lat mieszczanie przywykli do tego "najszybszego" zegara we Wrocławiu, a kobiety nazywały go "kluskowym", ponieważ symbolizował moment, kiedy należało podgrzać obiad przed przyjściem męża z pracy.

Zegar kluskowy niestety nie dotrwał do naszych czasów. Zniszczono go w 1807 roku, kiedy stolicę Dolnego Śląska zdobyły wojska napoleońskie. Część zwycięskich żołnierzy zakwaterowano wówczas w kościele św. Barbary, który wtedy był już świątynią ewangelicką. Żołdacy, nie szanując świątyni protestantów, roztrzaskali nie tylko wspaniałe organy, ale przede wszystkim zegar kluskowy.
Zegary słoneczne stare i nowe

We Wrocławiu wciąż istnieje wiele zegarów słonecznych. Jednak jeden z najbardziej okazałych nie zachował się. Stał on przy Pawilonie Czterech Kopuł, obok Hali Ludowej. Do dziś po zegarze zaś nie ma śladu. Wciąż jednak zachowało się kilka egzemplarzy godnych uwagi. Jednym z nich jest tarcza w wieży matematycznej Uniwersytetu Wrocławskiego, wewnątrz znajduje się również kolekcja zegarów słonecznych. Kolejny zegar znajdował się w ogrodzie willi położonej przy ul. Lipińskiego 1. Niestety, pochodząca z lat 30. tarcza słoneczna zaginęła parę lat temu w niewyjaśnionych okolicznościach.

Najprawdopodobniej została skradziona. Na swoim miejscu nadal jest zaś zegar ścienny na elewacji parafii św. Bonifacego przy pl. Staszica. Uważnie oglądając południową stronę budynku sądu gospodarczego przy ul. Poznańskiej, także zauważymy zegar ścienny. Kolejny zegar horyzontalny znajdował się zaś w ogrodzie botanicznym.

Tradycyjny sposób odmierzania czasu za pomocą słońca jest kontynuowany także w XXI wieku.
We wrześniu 2010 roku przed wrocławskim aquaparkiem stanął zegar solarny zaprojektowany przez prof. Leona Podsiadłego z wrocławskiej ASP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska