Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bond - marzenie chłopaka

Małgorzata Matuszewska
Piotr Saul jest także grafficiarzem. O malarstwie na murach, napisach powstających tuż po wojnie, pisał pracę magisterską
Piotr Saul jest także grafficiarzem. O malarstwie na murach, napisach powstających tuż po wojnie, pisał pracę magisterską fot. archiwum prywatne
O Piotrze Saulu, znakomitym Jamesie Bondzie w rewii sensacyjnej "Ścigając zło" Teatru Muzycznego Capitol, pisze Małgorzata Matuszewska.

- Chyba każdy chłopak marzy o Bondzie - śmieje się Piotr Saul, malarz, fotograf, grafik, grafficiarz, beatboxer i ucieleśniony, bardzo współczesny Bond w "Ścigając zło". Bardzo współczesny, bo wyglądający i poruszający się niczym cyborg. Warto dodać, że nie taki komputerowy, czysto maszynowy, ale elegancki cyborg. Elegancki jak sam James Bond.

We Wrocławiu mieszka od kilku lat. Urodził się w Nowej Rudzie, do 17. roku życia mieszkał w Słupcu. - Nowa Ruda to miasto pokopalniane, ludzie żyją tu w kilku blokowiskach i domkach - wspomina. - W latach 90. dotarła do nas kultura hip-hopu, wtedy zbieraliśmy grupę kolegów, jeździliśmy razem na rolkach, deskorolkach. Złapałem coś, co mnie naprawdę kręciło - uśmiecha się.

Tańczył breakdance, wymagający zaangażowania całego ciała, barków, głowy, rąk. Pełna akrobatyka. Połamał się kilka razy, a kontuzja barku wciąż mu dokucza mimo upływu czasu, nie może więc myśleć o tańcu na full i do końca życia. - Na szczęście mama jest technikiem rentgenowskim, więc miałem robione dobre zdjęcia - śmieje się Saul.

Do Capitolu trafił, kiedy kilka lat temu odkrył, że teatr organizuje nabór do musicalu "Chorus Line". Poszedł na casting, którego nie wygrał, ale za to obserwował wielu profesjonalistów. To wtedy zobaczył go Konrad Imiela, który stwierdził, że Piotr jest świetny, ale nie pasuje do tego spektaklu.
Miał co robić. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych, pod kierunkiem prof. Andrzeja Basaja, prof. Wiesława Gołucha i prof. Krzysztofa Skarbka. W malarstwie do dziś lubi prze-de wszystkim figuratywność. Napisał pracę dyplomową o streetarcie i planuje ją wydać. Opisał w niej spotkania grafficiarzy, historię napisów na wrocławskich murach. Swoje prace pokazał na kilku wystawach, m.in. fotografii "Swie(tlny) Wrocław" w jednym z wrocławskich hoteli czy w niemieckim Braun-schweig, gdzie studiował w ramach programu Erasmus. Najbardziej jednak ceni swoją dyplomową prezentację pt. "Golem", w której zestawił grafikę warsztatową z graffiti. - Na blasze wyryłem oczy, nos i usta Golema i całość wpisałem w graffiti - wspomina.

Golem, w tradycji żydowskiej istota utworzona z gliny na kształt człowieka, która w jednej z wersji legend wpadła w szał i mordowała tych, którym służyła, jest bliski myśleniu Piotra. - Miał dobre serce, świetnie wpasował się w moją twórczość i moją osobowość - uśmiecha się.

Malarstwo to jego ulubiona dziedzina sztuki. Maluje z własnych pomysłów, a dzięki temu często dowiaduje się czegoś o sobie samym. Jako grafficiarz z grupą kolegów miał kiedyś zabawną przygodę. Namalowali graffiti na przęśle mostu Zwierzynieckiego i złapała ich policja. Groził im wysoki mandat, ale pięknie umyli przęsło i uniknęli kary.

Piotr marzy o otwarciu galerii zewnętrznej na rondzie Reagana. W gablotach chce prezentować prace artystów z całego świata. - To byłby sprawdzian dla mnie jako artysty, organizatora i mieszkańca Wrocławia, który robi coś dla miasta - rozmarza się. - Zamiast szarych ścian przechodnie mogliby oglądać prawdziwą sztukę - mówi.

Nawet emocje wyraża w malowaniu. - Zamiast na kogoś nakrzyczeć, maluję - przyznaje. Lubi wielu artystów. Wśród nich wymienia współczesnych. To Sepe, łódzki duet streetartowy EtamCrew, Otek i Zbiok z Wrocławia.

Na ASP trafił, bo poradził mu te studia znajomy architekt. Piotr wiedział, że ma głowę pełną różnych pomysłów i chciał to wykorzystać. Powiedział: "Stary, idź na ASP". Mieszkając w Kłodzku, co sobota przez dziewięć miesięcy jeździł na lekcje rysunku do Wrocławia. Uczył się u Wojciecha Pukocza i Katarzyny Kmity. Na ASP dostał się za drugim razem. Najpierw studiował wieczorowo, ale martwił się, że rodzice płacą fortunę za jego studia. Musiał się bardzo spiąć i ciężko pracować, żeby dalej się rozwijać, wykorzystać zdolności i trafić na dzienne studia.

Talent wykorzystał też do robienia filmów krótkometrażowych. Był w klasie multimedialnej, więc kiedy dostał temat: rycina Francisco Goi, znalazł "Gdy rozum śpi, budzą się demony", przeistoczył ją w "Gdy rozum śpi, budzą się pomysły". Efekt można zobaczyć na YouTube.

Dziś jest freelancerem, ale myśli o studiach doktoranckich. Chciałby uczyć, malować, tworzyć. - To bezkresna dziedzina, w której można robić wiele rzeczy - mówi. Skończył kurs pedagogiczny i uczy na praktykach licealistów programów komputerowych, malarstwa, projektowania. Podgląda prace starszych nauczycieli, ich sposób podejścia do studentów. I sam się uczy, jak uczyć.

Kilka lat temu trafił do Me, Myself and I. Z Magdaleną Pasierską i Michałem Majeranem występowali do 2007 roku, potem miał przerwę na studia, naukę tańca, ale wrócił do grupy w 2010 roku.
Wciąż chętnie z nimi gra jako Saulik, ale chyba nie chce robić tego do końca życia. Nie przepada za ciągłymi podróżami i życiem na walizkach. Jako beat-boxer naśladuje dźwięki perkusji, różnych instrumentów, połączenie ludzkiego głosu, śpiewu z dźwiękami mechanicznymi.

- Cmoknięcia, trąbnięcia, całusy, wszystkie dźwięki, które wykonujemy ustami bez użycia strun głosowych, to wchodzi do sfery beatboxu - tłumaczy.

Pierwszego beatboxera - Baka z Paktofoniki - usłyszał jedenaście lat temu. Zaskoczyło go, że jedna osoba potrafi tyle rzeczy robić. Proste rytmy zaczął naśladować z kolegami koło bloku. Potem poznał Magdalenę Pasier-ską i postanowili zrobić coś razem. W tydzień przygotowali koncert. Ludziom się spodobało, bo byli niepowtarzalni.

Maluje, beatboxuje, tańczy. Jest otwarty na wiele sztuk

Po kilku latach Me, Myself and I trafili do programu TVN "Mam talent" i zajęli czwarte miejsce. Ale Piotr współpracował też z innymi artystami: OSWP, AKADRAMA, Siebie Warci, Głos Osiedla czy Obraz Ulicy. Uczestniczył w drugich zawodach beatboxerskich WBW w Warszawie.
Nie tylko dźwięki i obrazy są w jego życiu ważne. Także ruch.

Ruch Jamesa Bonda, który prezentuje na scenie, przypomina pantomimę. I jako taniec elektro wywodzi się z francuskiej pantomimy. Piotr Saul nigdy nie był w żadnej pantomimicznej grupie, ale oglądał filmy w internecie, obserwował maszyny, komputery i roboty.
- Zawsze chciałem tworzyć własny styl - opowiada.

I taki tworzy, bo od najmłodszych lat wierzył, że warto wymyślać coś własnego, choć nie da się odrzucić wszystkiego, co go otacza.

W każdej dziedzinie stara się jednak robić swoje, nie kopiować cudzych pomysłów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska