Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystko o mojej matce

Robert Migdał
Magda Pasieka liczy, że coraz więcej ludzi będzie się zgadzać na oddanie swoich narządów po śmierci
Magda Pasieka liczy, że coraz więcej ludzi będzie się zgadzać na oddanie swoich narządów po śmierci Paweł Relikowski
Damianowi piła odcięła rękę w nadgarstku siedem lat temu. Kilkanaście dni temu chirurdzy z Trzebnicy przyszyli mu nową dłoń: dawcą była 53-letnia kobieta. O problemach, z którymi borykają się polscy transplantolodzy, o wątpliwościach, które targają rodziną dawcy i bohaterstwie kobiety, której dłoń przyszyto Damianowi, opowiada jej córka Magdalena Pasieka.

Jak to się stało, że Pani mama została dawcą ręki dla 29-letniego mężczyzny?

Mama wracała rano z pracy z Wrocławia. Źle się poczuła. Zdążyła jeszcze zjechać z ulicy, żeby nie spowodować wypadku. Przechodnie wezwali pogotowie, karetka zabrała ją do szpitala wojskowego we Wrocławiu. Dojechałam do szpitala pierwsza z rodziny, bo mieszkam we Wrocławiu. Lekarze powiedzieli mi, że mama miała wylew krwi do mózgu. Przeniesiono ją na oddział intensywnej opieki medycznej. Okazało się, że wylew zagroził ośrodkom odpowiedzialnym za oddychanie. Szybko okazało się, że mama przestaje oddychać: musiano ją podłączyć do respiratora, żeby maszyna oddychała za nią. Mama już nie odzyskała świadomości. Do samego końca. Lekarze powiedzieli nam, że wszystkie funkcje mózgu nie działają i że mama jest sztucznie podtrzymywana przy życiu przez aparaturę.

Lekarz zapytał Panią, czy mama miała problemy ze zdrowiem.

Tak. Mama była zdrową, 53-letnią kobietą. Pełną siły i energii. Miała jedynie bóle migrenowe. Nie miała chorób przewlekłych. Nie miała żadnych problemów z sercem. Jedynie dokuczały jej skoki ciśnienia.

Dlaczego wypytywał Panią o to wszystko?

W szpitalu od razu poinformowali mnie i siostrę o możliwości oddania organów mamy do przeszczepu. W polskim prawie jest tak, że każda osoba, która nie zaprzeczy, że nie chce być dawcą, może nim być. Lekarze jednak zawsze pytają rodzinę, czy wyraża na to zgodę. I zapytano nas wprost, czy mama chciała być dawcą i czy my się zgadzamy.

I...

Dla nas sprawa była jasna. Mama przez całe życie powtarzała, że chce być dawcą, że po jej śmierci jej narządy powinny pomóc potrzebującym. W szpitalu początkowo myśleliśmy, że chodzi o pobranie narządów wewnętrznych. Ale kilka dni później lekarz zapytał mnie i moją siostrę, czy wchodziłaby w grę zgoda na przeszczep kończyny.
Jak zareagowałyście?

Mama była osobą bardzo pracowitą i żywiołową. To ona rządziła w domu. Gdy z siostrą byłyśmy małymi dziewczynkami, to do niej chodziłyśmy po pieniądze, po pozwolenie na wyjście, na zrobienie czegoś. Myślała o wszystkich innych: o nas, o tacie, a na samym końcu o sobie. Była takim dobrym duchem całej rodziny, scalała ją. Miała wielu przyjaciół, koleżanek. Zawsze była chętna do pomocy innym. Pomagała ludziom, kiedy tylko mogła. Potrafiła zawieźć dziecko sąsiada o północy do lekarza, bo miało wysoką gorączkę. A kiedy mi na bezdrożu pękła opona, to wsiadła w samochód i przyjechała zmienić koło, bo ja nie potrafiłam. Chciałyśmy uszanować wolę mamy, ale miałyśmy rozterki. Mam 26 lat i sama myśl o tym, że ręka mamy, która mnie przez te 26 lat prowadziła przez życie, będzie służyć komuś innemu, była dziwna.

Co was przekonało?

Lekarze powiedzieli nam, że szpital wojskowy współpracuje z ośrodkiem w Trzebnicy, gdzie są przyszywane ręce i nogi. I że jest potrzebna prawa dłoń dla młodego człowieka. Stwierdziłyśmy, że po pierwsze, jeżeli możemy poprawić komfort życia jakiejś drugiej osoby, to musimy to zrobić, musimy się zgodzić. Po drugie, taka była wola mamy, żeby po jej śmierci komuś pomóc. Po trzecie, postawiłyśmy się w sytuacji człowieka, który czeka na przeszczep, na swoją szansę. A po czwarte zapytałyśmy same: "Czy my same chciałybyśmy być też dawcami ręki czy nogi"? Wszystko przemawiało "za", więc podpisałyśmy zgodę.

Operacja została przeprowadzona jeszcze jak Pani mama żyła?

Sytuacja była dość dziwna. Zgon mamy został stwierdzony w piątek, dzień przed przeszczepem, żebym mogła pojechać do rodzinnej miejscowości mamy i załatwić pogrzeb. Mama cały czas była podtrzymywana przy życiu: miała ciepłe dłonie, mogłam jej dotknąć, była cały czas dla mnie dostępna. To były dla mnie ciężkie chwile: miałam w ręce akt zgonu, a mogłam jeszcze przyjść do mamy do szpitala.
Tylko rękę pobrano od Pani mamy?

Jeszcze tego nie wiemy. Nie dostaliśmy informacji ze szpitala. Była jeszcze możliwość pobrania innych narządów, lekarze mówili nam o sercu, robiono badania pod tym kątem. Na wszystko wyraziliśmy zgodę.

To, co Państwo zrobiliście, nie zdarza się często.

Myślałam, że świadomość problemów, z jakimi lekarze transplantolodzy borykają się na co dzień, jest w Polakach większa. Że ludzie chętniej zgadzają się na przeszczepy od swoich najbliższych. Tak nie jest. Ludzie, mimo wielu akcji zachęcających do przeszczepów, mimo że media o problemie mówią otwarcie, nie chcą się zgadzać na oddanie narządów swoich bliskich. Dziwi mnie to. Powinniśmy przecież myśleć, że ze śmiercią nie kończy się całe życie i że jeśli można jeszcze komuś pomóc, to powinniśmy to zrobić. Na świecie przeszczepy nie są tematem tabu.

Na przykład tak, jak w filmie Pedro Almodovara "Wszystko o mojej matce", gdzie główna bohaterka pracuje w banku dawców i gdy ginie jej syn, sama musi podjąć decyzję o oddaniu jego organów innym ludziom...

Widziałam ten film, zrobił na mnie duże wrażenie. Takie filmy działają na korzyść nas wszystkich.

A czy w Pani domu rodzinnym rozmawialiście o oddaniu narządów po śmierci?

Tak i to wiele razy. Czy to mimochodem, słysząc jakąś informację w telewizji, czy siedząc z rodziną przy stole, albo czytając w gazetach o tym, że bokser Przemek Saleta oddał nerkę córce.
Mama często mówiła dosadnie: "po mojej śmierci możecie zrobić z moim ciałem, co tylko chcecie". Chciała pomóc nie jakiemuś konkretnemu człowiekowi: córce, sąsiadowi, przyjacielowi. Chciała pomóc niezależnie od tego, czy ten ktoś jest dobry czy zły, bogaty czy biedny. To jej nie interesowało. Chciała po prostu przedłużyć czyjeś życie. Dla mnie to, co mówiła, jest kwintesencją człowieczeństwa.

Kiedy poczuła Pani po raz pierwszy, że postąpiłyście dobrze?

Gdy dzień po operacji oglądałam wieczorne wiadomości w lokalnej telewizji. Wtedy zobaczyłam szczęśliwego, młodego człowieka, który dostał dłoń mojej mamy. Człowieka, który nie przeżył nawet połowy swojego życia, ma żonę, a ręka mojej mamy może dać mu szansę na lepsze życie.
Co Pani czuła widząc szczęśliwego człowieka, szczęśliwego dzięki Pani mamie?

Wielką radość. Bo wiem, że dłoń, która się mną opiekowała przez 26 lat, będzie teraz mogła opiekować się kimś innym: dziećmi tego mężczyzny, jego rodziną. Że zmieni jego życie na lepsze. Przeżyłam wielką tragedię, straciłam bliską osobę, nagle. Ale cieszyłam się, że moja mama nawet po śmierci komuś pomogła.

Dlaczego tak często rozmawialiście w domu o problemie przeszczepów? W waszej rodzinie ktoś potrzebował takiej pomocy?

Mój tato ma chore serce. Rok temu lekarze mieli podjąć decyzję, czy będzie miał wszczepiany rozrusznik, czy też będzie konieczny przeszczep serca. Na szczęście skończyło się na rozruszniku. Przez pewien moment w naszym życiu byliśmy po tej drugiej stronie - osób, których też może ogarnąć strach, czy będzie dawca dla taty, czy ktoś mu pomoże, czy jakaś inna rodzina się zgodzi...
Nigdy, nikt z nas nie wie, kiedy znajdzie się po drugiej stronie, osób potrzebujących, czekających na przeszczep.

Jak zareagowała reszta rodziny, przyjaciele, gdy dowiedzieli się o waszej decyzji?

Gratulowali nam. Wiele osób mówiło: "To dało nam do myślenia". Ludzie powinni sobie pomagać. Bo przecież to jest piękne, jak się usłyszy, że ktoś dostał nowe serce i może dzięki niemu dalej żyć, wychować swoje dzieci, wnuki... Dla mnie każdy, kto chce zostać dawcą, kto o tym głośno mówi jest bohaterem naszych czasów.

Mama jest dla Pani bohaterem?

Tak, bo oddając swoje życie, dała komuś innemu szansę na nowe życie.

Dziękuję Jackowi Drumowiczowi za wielką pomoc w powstaniu tego wywiadu.

***
12 % mówi: nie
78% Polaków deklaruje chęć oddania swoich organów po śmierci do przeszczepu, 12% nie zgadza się, w tym 7% w sposób zdecydowany mówi "nie". 85% Polaków oddałoby swoje narządy najbliższej rodzinie, a tylko 35% obcemu człowiekowi.
źródło: CBOS dla www.przeszczepy.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska