Biznesmen miał być jedną z dwóch ofiar. Próbowano też – twierdzi dziś prokuratura - uprowadzić majętną mieszkankę Wrocławia. Przestępcy spodziewali się 400 tysięcy złotych okupu. Też się nie udało. Tym razem dzięki akcji policjantów z CBŚP. Kobieta została uprzedzona o planach gangsterów. Niedoszli porywcze nie zastali jej w domu.
W ostatnich dniach akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu. Co ciekawe, cała gangsterska akcja została wymyślona i zaplanowana we wrocławskim więzieniu przy ul. Fiołkowej – twierdzi dziś prokuratura. - To tam wyrok odsiadywał Marcin M. Dziś jest głównym oskarżonym. To on miał wymyślić i zaplanować porwanie obu osób. Obie doskonale znał. Z biznesmenem spod Warszawy robił interesy, wynajmując od niego samochody. Dobrze znał też wrocławiankę, która miała być ofiarą porwania. Z oboma osobami miał spór na tle rozliczeń finansowych.
Zdaniem prokuratury, Marcin M. siedział w jednej celi z Ryszardem Ł. To niebezpieczny przestępca. Siedział za bardzo brutalny rozbój. W styczniu 2010 roku wtargnął do wrocławskiego mieszkania, obezwładnił lokatora, pobił, związał, zakneblował, przypalał żelazkiem i kazał połykać rozcieńczone tabletki psychotropowe. Potem szukał w mieszkaniu ofiary wartościowych przedmiotów.
Ryszard Ł. podjął się organizacji porwań. To on zwerbował dwóch innych uczestników akcji. Zdaniem prokuratury zgodził się na przemoc, nawet na obcięcie palców przedsiębiorcy od samochodów. „Jego żonie potnę mordę” - powiedział w jednej z telefonicznych rozmów, podsłuchanych przez CBŚP. Wrocławianka miała być zastraszona perspektywą zabicia jej ukochanego pieska. Marcin M. dobrze ją znał i był przekonany, że ta groźba wystarczy do wymuszenia okupu.
Ryszard Ł. znalazł dwóch innych uczestników porwania. Latem ubiegłego roku wyszedł na wolność i zaraz przystąpił do realizacji planu. Kupił paralizator, sekator i lornetkę. Mężczyzna spod Warszawy miał być uprowadzony 1 września ubiegłego roku. Gangsterzy byli blisko realizacji swojego planu. Weszli już na posesję. Ale rzucili się do ucieczki na widok psów biegnących w ich kierunku. - To były psy obronne, nie wiem jakiej rasy ale podobno największe jakie są – mówi osoba, znająca szczegóły sprawy. Uciekający w popłochu porywacze razili zwierzaki prądem z paralizatora.
Kilka tygodni później zostali zatrzymani i tymczasowo aresztowani. Wśród dowodów są podsłuchane rozmowy telefoniczne. Są zeznania świadków i wyjaśnienia samych podejrzanych. Przynajmniej częściowo przyznawali się do zarzutów. Prokuratura przechwyciła też grypsy. Wysyłał je Ryszard Ł. do jednego ze wspólników. Instruował w nich, co powinien mówić na przesłuchaniach.
Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?