MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Totentanz, czyli co łączy śmierć A.Leppera z ciążą A.Muchy

Arkadiusz Franas
Paweł Relikowski
Trochę mi ciężko pisać te słowa, bo inaczej mnie nauczono. Mam wrażenie, że choć żyję pod tą samą szerokością geograficzną od lat, to wokół mnie jakby inny krąg kulturowy. Do rzeczy.

Przyznam, że nie daje mi spokoju, jak łatwo łączy się różne tematy. Kilkakrotnie słyszałem, jak w telewizji prawie na jednym wdechu mówiono o kłopotach z wyjaśnieniem przyczyn śmierci Andrzeja Leppera i ciąży Anny Muchy. Brzmiało to mniej więcej w ten sposób: "Już za chwilę o tym czy prostytutki stały za śmiercią Andrzeja Leppera; Ania Mucha ma coraz większy brzuch i jędrniejsze piersi, ciąża jej służy". Rozumiem, że w następnym odcinku będzie o tym, czy regularnie się wypróżnia... Przepraszam, ale człowieka ponosi, jak słyszy takie brednie.

Ludzie kochani, na jakim świecie my żyjemy! Chwilami się gubię. I nie przemawia do mnie tłumaczenie, że takie jest życie i świat się zmienia.

Święta księga, a dokładniej biblijna Księga Koheleta głosi: Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem; Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono...". Natomiast nigdzie nie jest powiedziane, że wszystko ma być w jednym czasie. Matrix to jednak nadal tylko pojęcie filmowe i to z serii science fiction. Poza tym, czy już zatraciliśmy wszelkie granice?

Czy nie jesteśmy w stanie uszanować śmierci innego człowieka? Owszem, był znany, chwilami był wręcz prawie gwiazdą popkultury, ale przecież wydarzyła się tragedia. Ktoś cierpi. Tak trudno to uszanować? I oczywiście należy dokładnie wyjaśnić przyczyny tej śmierci, ale może warto poczekać ze wszelkimi spekulacjami choćby do pogrzebu. Dać najbliższym czas na żałobę. Tak po prostu, po ludzku.

Nie trzeba być gorącym wyznawcą chrześcijaństwa, by okazać innemu człowiekowi szacunek. A na pewno nie robimy tego, pokazując sznur, na którym się powiesił, rzeczy z jego pokoju podpisując "czy w nich kryje się tajemnica śmierci" czy zastanawiając się nad ewentualnymi kontaktami nieżyjącego przewodniczącego Samoobrony z mafią.

I żeby była jasność. Nie chodzi mi też o to, by teraz po śmierci Andrzeja Leppera mówić o nim tylko w samych superlatywach, co już zdarzyło się niektórym politykom. Nawet tym, którzy jeszcze jakiś czas temu wyzywali go od najgorszych, że zacytuję jednego z ważniejszych polityków: "Wchodził w d... Moskwie, a nie o ludzi się upominał!". Teraz natomiast słyszmy z tych samych ust różne ciepłe słowa. I nie będę tu przywoływał nazwiska autora tej wypowiedzi, bo zależy mi, by ten tekst był trochę z dala od debaty politycznej rozgrywanej nad trumną byłego wicepremiera.

Choć z drugiej strony generalnie zasada znana od ponad 2500 lat "De mortuis aut bene aut nihil" jest całkiem przyzwoita i mogłaby być nadal aktualna. Nieznającym języka klasyków, co w XXI wieku zdarza się już bardzo często, spieszę wyjaśnić, iż powyższa sentencja jest autorstwa niejakiego Chilona ze Sparty i znaczy: o zmarłych albo dobrze, albo w ogóle.

Wielu w ostatnich dniach znajduje złoty środek i stara się ważyć słowa. Nie piszą laurek, wspominając fakty, ale też nie słychać zajadłości. Z wyjątkami. Bo jak trzeba być mało wrażliwym człowiekiem, by w kontekście ostatnich wydarzeń wygłaszać takie kwestie: "za rządów Tuska mamy do czynienia z tajemniczymi wypadkami, dyrektor jego kancelarii też popełnił samobójstwo". Tu również nie zdradzę nazwiska z przytaczanych wyżej powodów, choć wnikliwi obserwatorzy życia publicznego i tak doskonale wiedzą, o kogo chodzi.

Ja rozumiem, że można nie lubić rządu Donalda Tuska czy tylko samego premiera. Ale dlaczego różnego rodzaju działacze partyjni za wszelką cenę próbują nam udowodnić, że polityk a człowiek to dwie różne formy bytu ludzkiego.

Generalnie mam wrażenie, że mamy do czynienia z jakąś nowocześniejszą wersją średniowiecznego tańca śmierci, czyli danse macabre, lub jak chciał Franciszek Liszt w swojej kompozycji "Totentanz".

A tak zupełnie na koniec. Czy naprawdę interesuje Państwa kształt brzucha celebrytki (cóż za nowoczesne słowo!) A. Muchy i kolejne notowania powiększającego się biustu? Lub jak obecnie wygląda w zielonym berecie czy ciemnorudych trampkach oraz czy jej facet chce być projektantem torebek? Proszę powiedzieć, że nie... proszę.

Choć, niestety, wiem, że są ludzie, którzy dużo więcej wiedzą o życiu rodziny drugoplanowej aktorki serialu wenezuelskiego niż o własnej. O tempora, o mores! Że tak zostanę przy mowie klasycznej. Faktycznie "co za czasy, co za obyczaje". I wcale nie za nowoczesne. One po prostu są niedobre. Moim zdaniem w każdych czasach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska