Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sterowiec z Wrocławia zdobywa medale na świecie

Jakub Guder
Archiwum Wojciecha Bamberskiego
Kiedyś ten jedyny w Polsce sterowiec służył do promocji piwa Piast. Dziś jego nowy właściciel - wrocławianin - zdobywa na nim światowe medale. Wojciech Bamberski w światowym rankingu sklasyfikowany jest na wysokim, czwartym miejscu. Z jedynym w Polsce pilotem sterowca rozmawia Jakub Guder.

W jaki sposób stał się Pan pilotem sterowca?
Z lotnictwem związany jestem od dziecka. W drugiej połowie lat 80. mój ojciec z przyjaciółmi założyli Wrocławski Klub Sportów Balonowych. To była ich pasja. Jeździłem więc z tatą i pompowałem te balony, nie mając na początku pojęcia, o co chodzi. Potem zacząłem się tym interesować. W 1997 roku, mając 18 lat, sam zrobiłem licencję pilota balonu i stałem się tym samym najmłodszym pilotem w Polsce. To były fajne czasy.

Jak wszedł Pan w posiadanie sterowca?
Wrocławski browar Piast w ramach promocji postanowił zbudować pierwszy w Polsce po wojnie sterowiec, no i szukali do niego pilotów. Zwrócili się do nas i mój ojciec został pierwszym jego pilotem. Krótko potem wystartował w mistrzostwach świata w Austrii i zajął 7. miejsce. Gdy Piasta przejęła inna firma, postanowiliśmy wykupić ten statek powietrzny. W ten sposób stał się naszą własnością. W latach 2003-2005 uczyłem się nim latać. W tym czasie w Polsce było tylko czterech pilotów. W 2007 roku wystartowałem w zawodach w Rosji i od razu zająłem drugie miejsce. Byłem wtedy bardzo wystraszony, walczyłem z mocnym wiatrem. Udało mi się w końcu opanować ten sprzęt, ale wprowadziliśmy też pewne ulepszenia. W 2008 roku byłem czwarty na mistrzostwach świata w Rosji. Wygrałem też zawody w Ełku, ale nie były wliczane do międzynarodowego rankingu. Tak to się zaczęło.

Co poprawiliście w tej konstrukcji?
To były drobne korekty – zmieniliśmy ciśnienie w powłoce, zmieniliśmy kąt nachylenia śmigieł.

A czym lata się łatwiej – tradycyjnym balonem czy sterowcem?
To są różne koncepcje latania. Łatwiej lata się balonem, bo sterowiec ma ster kierunku, silniki, śmigła i kilka guziczków więcej. Wymaga innych umiejętności i szerszej wiedzy niż balon.

Czym różni się Pana sterowiec od tych przedwojennych? Przeciętny człowiek bardziej kojarzy właśnie te międzywojenne konstrukcje.
Mój jest na ogrzewane powietrze, więc jest bezpieczniejszy. Taki Hindenburg był na wodór lub hel. Mój ma 40 metrów długości, tamte – około 240. U mnie silnik ma moc 80-90 koni mechanicznych, a w Hindenburgu były cztery silniki Diesla, każdy o mocy 1500 koni mechanicznych. To tak, jakby porównywać malucha z mercedesem klasy S.

Ile kosztuje skonstruowanie takiego sterowca?
Taki jak mój to około 1,5 mln zł. Kilka lat temu duży, gazowy sterowiec wynajął portal aukcyjny Allegro. To był koszt około 10 mln euro. Dla nas to kwota bajeczna, nieosiągalna. No ale też obsługa jest większa – u mnie to pięć osób, a tam 30.

No właśnie – całą konstrukcję przewozi Pan samochodami. Widziałem, że latał Pan m.in. nad wrocławskim Rynkiem. Ile zajmuje złożenie i uruchomienie sterowca?
Przy bardzo sprawnej, doświadczonej załodze i wietrze nie większym niż 2-3 metry na sekundę jesteśmy w stanie być gotowi do lotu w pół godziny. Zazwyczaj zajmuje to jednak 45-50 minut. Pracuje przy tym pięć osób.

Jaką prędkość może rozwinąć Pana konstrukcja?
W dokumentach jest napisane, że 25 km/h, ale mnie się udało 38 km/h. Myślę, że to już jest prędkość maksymalna.

Sterowiec to dla Pana sposób na życie?
Tylko hobby. Jeden z czołowych pilotów, Szwajcar, ma przelatane ok 6-8 tys. godzin. Ja tymczasem około 250. Latam kilka razy do roku na zawodach i ewentualnie jakieś treningi. Tak naprawdę to do tego dopłacam.

Kiedy będzie można zobaczyć Pana nad Wrocławiem?
Niestety, nie wiem w tej chwili, kiedy będę latał u nas. W lutym wybieram się do Bawarii na mistrzostwa Europy. Muszę jednak powiedzieć, że moim marzeniem jest latać dla Wrocławia, z banerem miasta na powłoce sterowca. Spróbujemy do tego namówić decydentów. Może tym razem się uda...

W połowie grudnia na swoim sterowcu zdobył Pan w Dubaju na Światowych Igrzyskach Lotniczych złoty medal. Jak się Pan tam dostał ?
Międzynarodowa Federacja Lotnicza (FAI), która skupia m.in. pilotów balonów i sterowców, ma swój własny ranking. Ja jestem w tej chwili w nim czwartym pilotem na świecie. Do Zjednoczonych Emiratów Arabskich pojechali najlepsi z poszczególnych krajów. Mój sterowiec jest jedynym w Polsce, ale na przykład w Niemczech jest 20 pilotów. Do Dubaju przyleciał też Niemiec, który był najwyżej w zestawieniu FAI.

Jak wyglądała rywalizacja?
To było 10 różnych zadań do wykonania, m.in.: precyzyjny dolot – trzeba było w locie rzucić, a właściwie postawić woreczek w centrum tarczy. Im bliżej centrum, tym lepiej. Potem konkurencja touch and go – należało dotknąć kołami prostokąta o wymiarach 2 na 4 metry, a następnie błyskawicznie się poderwać, nie wyłączając silnika. Później slalom między pylonami czy wyścig na czas dookoła pewnego terenu z charakterystycznymi punktami. Ze względu na to, że na całym świecie jest w sumie około 50 sterowców, lataliśmy w jednej kategorii. Przy czym te największe sterowce nie nadają się do takich zawodów, bo są zwyczajnie za mało zwrotne.

Od początku był Pan na czele stawki?
Ku mojemu zaskoczeniu wygrałem już pierwszą konkurencję z niewielką przewagą nad Rosjaninem. Potem powiększałem przewagę. Doskonale mi się latało. Wszystko wychodziło. Te igrzyska to zresztą najwyższa ranga zawodów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska