18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław przegrał z Widzewem 1:2 (RELACJA, ZDJĘCIA)

Mariusz Wiśniewski
- Mogliśmy mieć wszystko, a mamy, co mamy - zaczął pomeczową konferencję po przegranym meczu z Widzewem trener Śląska Wrocław, Orest Lenczyk.

Śląsk, wygrywając, a nawet remisując z Widzewem, pozostałby samodzielnym liderem eks-traklasy. Zadanie nie wydawało się trudne. Tymczasem okazało się, że łodzianie nie przez przypadek wygrali tydzień temu z Polonią Warszawa, a wcześniej pechowo zremisowali z Wisłą Kraków i pozostają niepokonanym zespołem w lidze. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego postawili Śląskowi trudne warunki i wrocławianie im nie sprostali.

- Cieszymy się zwłaszcza z pierwszej połowy, kiedy gra się nam układała, mieliśmy dużo sytuacji i zdobyliśmy dwa gole - komentował po spotkaniu szkoleniowiec Widzewa.

Goście wcale nie przestraszyli się Śląska i nie zamierzali tylko się bronić. Widzew starał sie nacierać od samego początku i czynił to znacznie lepiej od wrocławian. Przede wszystkim dlatego, że łodzianie byli szybsi i szybciej też rozgrywali piłkę. Bardzo ruchliwi byli zwłaszcza Nika Dzalamidze i Princewill Okachi, z upilnowaniem których wrocławscy obrońcy mieli wiele problemu.

W 33 minucie ten pierwszy uciekł przy kontrataku Amirowi Spahiciowi i wykorzystał sytuację sam na sam z Marianem Kelemenem. Kilka chwil później było 0:2. Przy rzucie wolnym wrocławianie zaspali w polu karnym i Jarosław Bieniuk z bliska posłał piłkę do siatki.

- Trafiliśmy na drużynę, która w pierwszej połowie wykorzystała swoją przewagę szybkościową. My graliśmy bardzo ślamazarnie, traciliśmy piłkę w nieodpowiedzialny sposób. Utrata dwóch bramek doprowadziła do tego, że Widzew mógł grać spokojnie, licząc na kontrę - analizował Lenczyk.

Po zmianie stron gra Śląska wyglądała lepiej, ale tylko nieco lepiej. Mimo to kilka razy mocno zakotłowało się pod bramką Widzewa i w końcu w 66 minucie udało się pokonać Macieja Mielcarza. Łukasz Madej dośrodkował w pole karne, a Sebastian Mila przy biernej postawie obrońców uderzył głową i piłka znalazła się w bramce.

W tym momencie odżyły nadzieje wśród kibiców Śląska na przynajmniej powtórzenie wyniku z wiosny, kiedy wrocławianie też przegrywali 0:2, a po dwóch golach w ostatnich pięciu minutach ostatecznie zremisowali. Ale tym razem się nie udało. Wrocławianom tylko momentami udawało się zepchnąć rywali do głębokiej obrony. Nadal przy rozgrywaniu ataku pozycyjnego brakowało szybkości, a także dokładności.

- Po bramcewydawało się, że jesteśmy w stanie ruszyć. Ale ruszyliśmy w cudzysłowie, ponieważ kolejni zawodnicy tracili szybkość i przegrywali pojedynki - analizował Lenczyk.
Mila natomiast zauważył: - Źle to było w Rumunii, tam nie stwarzaliśmy sobie sytuacji. Tutaj było nieco lepiej. Przede wszystkim w drugiej połowie. Straciliśmy dwa gole w krótkim odstępie czasu i później trudno było gonić.

Śląsk miał jeszcze sytuacje na zdobycie gola na wagę remisu, ale łodzianie mądrze się bronili. Poza tym gospodarze musieli uważać na bardzo groź-ne i nadal bardzo szybkie kontrataki łodzian. Goście, mimo upływu czasu i straty sił, nadal nie ustępowali wrocławianom.

- Już o tym mówiłem wielokrotnie, że zawodnicy mieli bardzo krótkie urlopy. Widzew rozpoczynał rozgrywki dwa tygodnie później. To jest szmat czasu - opowiadał trener Śląska. - Mieliśmy sześć meczów pucharowych i pięć ligowych. W sumie 11 meczów. I to w ciągu zaledwie półtora miesiąca. Niektórzy zawodnicy dawali mi już sygnały, że mają trochę dość. Nie można mieć pretensji do zawodników, że nie walczą, że nie są szybcy, bo zawodnik też musi odpoczywać - dodał szkoleniowiec Śląska.

Wymowne były ostatnie minuty. Śląsk niby nacierał, ale nie potrafił rozegrać żadnej akcji. Wrocławianie nie mogli nawet zagrać na tzw. aferę, czyli wstrzeliwać piłkę w pole karne łodzian.

- Mówiłem przed meczem z Widzewem, że wygrana z Legią będzie wygraną, jeżeli wygramy z Widzewem. Nie udało się - zakończył Lenczyk.

Teraz Śląsk ma dwa tygodnie na regenerację sił. W środę wrocławianie przejdą testy i wówczas okaże się, w jakiej są formie fizycznej. W niedzielę nie wyglądało to dobrze, aby nie powiedzieć, że bardzo słabo. Jeżeli to jednak nie problem z siłą, to porażka z Widzewem może być poważnym ostrzeżeniem przed kolejnymi meczami.

Śląsk Wrocław - Widzew Łódź 1:2 (0:2)
Bramki: Mila 66 - Dzalamidze 33, Bieniuk 38
Sędziował: Dawid Piasecki (Słupsk).
Widzów: 8000.

Śląsk: Kelemen - Celeban, Pietrasiak, Wasiluk (46. SochaI), Spahić - Ćwielong (64. Sobota), Sztylka, Dudek, Mila, MadejI (72. Díaz) - Voskamp.

Widzew: MielcarzI - BroźI (56. Mroziński), Ukah, Bieniuk, Dudu - BudkaI, PankaI, Pinheiro, Okachi, Dzalamidze (83. Bartkowski) - Oziębała (25. GrzelczakI).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska