Protestujący pracownicy nie zostali wpuszczeni do środka, jak mówią - odmówiono im skorzystania z toalety czy też możliwości napicia się wody. Wjazd na teren zakładu był zablokowany bramkami, których pilnowali ochroniarze. Na ulicy z kolei przed fabryką strajkujących wspierali związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej, którzy przyjechali z różnych miejsc w kraju, było też kilka osób z zagranicy. Mielli transparenty "Precz z wyzyskiem" oraz "Najpierw ludzie, potem zyski".
- Większość osób pracuje tu za najniższą możliwą pensję, około 1100 zł na rękę, ostatnio też pracodawca zapowiedział, że zlikwiduje autobusy, które dowożą nas do pracy - opowiadała Jolanta Rynda, jedna ze strajkujących osób. Dodaje, że wielu ludzi dojeżdża do Biskupic aż z Nowej Rudy. Likwidacja transportu oznaczałaby dla nich konieczność zwolnienia.
- Ja sama jeżdżę do pracy 2 godziny w jedną stronę, Autobusy z Nowej Rudy odjeżdżają o 5 rano. Nie wyobrażam sobie, dojeżdżać na własną rękę i płacić za to z tak śmiesznie małej pensji - skarży się.
Ponadto strajkujący domagają się skrócenia okresów rozliczeniowych do miesiąca. Do tej pory - dni wolne za nadgodziny mogą odebrać dopiero po upływie 3 miesięcy. Wg nich, w firmie panuje terror, ludzie są zastraszani.
- Od dwóch miesięcy jesteśmy w sporze zbiorowym, jednak firma nie szuka porozumienia. Mediator powiedział nam, że nigdy jeszcze nie rozmawiał z pracodawcą, który tak wyraźnie ignorowałby załogę - tłumaczył zwolniony w czwartek szef związku Krzysztof Gazda, który dodaje, że zamierza w sądzie walczyć o swoje prawa.
- Oni zupełnie nie liczą się z polskimi przepisami. Mnie zwolnili mimo, że reprezentuję związek zawodowy. Referendum w sprawie strajku musieliśmy przeprowadzić w autobusie, bo nie pozwolono nam na spotkania w fabryce. Mnie zresztą nie wpuszczono do autobusu, doszło do szarpaniny z ochroniarzem. Pod tym pozorem zostałem zwolniony - tłumaczył.
Pracownicy opowiadali, że wszelkie próby dostarczenia szefostwu stanowiska związkowców kończą się fiaskiem. Biura zarządu pilnują ochroniarze, którzy nie wpuszczają nikogo z załogi. Wg strajkujących na sygnały o łamaniu prawa nie reaguje też inspekcja pracy, ani policja.
- Kilka razy wzywaliśmy patrol, który przyjechał, spisał ludzi i na tym się skończyło, a pracownicy koczują przed zakładem - dodaje Gazda. Strajkujący zapowiadają, że nie przerwą protestu dopóki zarząd firmy nie odpowie na ich żądania.
Co na to wszystko przedstawiciele Chung Hong Electronics?
Pracownica sekretariatu fabryki powiedziała nam, że zarząd firmy odmawia jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?