Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proboszcz i menedżer, czyli prezydent wielkiego miasta

Arkadiusz Franas
Paweł Relikowski
Pokłóćmy się o Wrocław. Z kandydatami na prezydenta Wrocławia, których popierają ugrupowania obecnie zasiadające w radzie miasta, spiera się Arkadiusz Franas. Dziś o najważniejszych problemach stolicy Dolnego Śląska z obecnie urzędującym prezydentem miasta Rafałem Dutkiewiczem

Panie prezydencie, chce się Panu jeszcze startować na trzecią kadencję, czy jest to wybór z serii "Nie chcem, ale muszem"?
Chcę i to bardzo. Kampania wyborcza to okres podsumowań i przemyśleń, a dla mnie to czas mocno mobilizujący. Nadal czuję wielkie zainteresowanie miastem. Wrocław ciągle na nowo układa mi się w głowie. Na pewno nie jestem wypalony i wciąż mam kolejne pomysły na rozwój stolicy Dolnego Śląska.

A jak w takim razie zapatruje się Pan na taki pomysł, który słyszałem chyba od polityków Prawa i Sprawiedliwości, by ograniczyć możliwość sprawowania urzędu prezydenta miasta przez jedną osobę tylko do dwóch kadencji?
Z tego, co mi wiadomo, nigdzie na świecie nie przyjęto takiego rozwiązania. Kiedyś na ten temat rozmawiałem z profesorem Michałem Kuleszą, specjalistą od samorządu, i on to potwierdził. Proszę zobaczyć, jak jest w Niemczech. Tam nie dość, że nie ma ograniczenia liczby kadencji, to jeszcze jest ona dłuższa. W niektórych landach trwa nawet osiem lat. Wynika to z tego, że w sprawach komunalnych musi być szansa realizacji projektów, przeprowadzenia ich od początku do końca. A to po prostu czasami trwa. Po drugie, na poziomie krajowym nie wprowadza się ograniczeń na funkcje wykonawcze. Tak jest przecież z premierem. On może rządzić, ile chce, lub dokładniej, na ile mu pozwolą wyborcy. Po trzecie, w przypadku samorządu mówimy o pewnej hybrydzie, czyli o połączeniu funkcji menedżera z - mówiąc bardzo przewrotnie - funkcją proboszcza.

Czyli...
O ile ten pierwszy powinien czasami być zmieniany, to ten drugi rzadziej. Oczywiście, nie uważam, że prezydent miasta jest przywódcą religijnym, broń Boże, ale ma do wypełnienia pewną misję. Przynajmniej ja tak to rozumiem i dlatego ograniczenie liczby kadencji nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem.

Z tym proboszczem mnie Pan trochę zaskoczył, ale OK. Panie prezydencie, czytałem oświadczenia Pańskiego komitetu, ale nie mogę sobie podarować jednego pytania.
Nawet się domyślam.

Bo to nietrudne. Dlaczego nie chce Pan debaty z innymi kandydatami w pierwszej turze?
Dlatego, że mamy do czynienia z operacją czysto marketingową, a nie merytoryczną. Nie chcę, by moi konkurenci wykorzystywali mnie do swoich celów.

Ale to i tak się dzieje. Nawet bez Pańskiej obecności ciągle słychać: Rafał Dutkiewicz to, Rafał Dutkiewicz tamto...
Tylko że w mniejszym stopniu. Gdy Bronisław Komorowski prowadził zdecydowanie w sondażach, to ciągle powtarzał, że nie jest mu potrzebna debata polityczna. A teraz Platforma Obywatelska, mając challengera w postaci Sławomira Piechoty, zmieniła zdanie. Koniecznie by chcieli rozmawiać. Czysty marketing. Po drugie, ja jeszcze nie dostrzegłem nawet próby prezentacji programu przez któregoś z kontrkandydatów. Proszę również zauważyć, że nie odmawiam nigdy odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Chętnie też przyjąłem propozycję debaty z blogerami, która odbyła się kilka dni temu, a przyzna Pan, że to trudni rozmówcy. Nie unikam rozmowy o Wrocławiu, unikam udziału w politycznym marketingu, który w dodatku może przynieść korzyści wyłącznie moim konkurentom.

Gdy rano spojrzałem w internecie, to u trzech z nich znalazłem choćby jakieś próby nakreślenia programu. Czasami były to tylko opublikowane ulotki, ale były. Gdy wpisałem Pańskie imię i nazwisko, nie znalazłem nic. Nie ma Pan strony, na której moglibyśmy przeczytać, co dalej z Wrocławiem.
Niedługo będzie (kilka dni później rzeczywiście została uruchomiona- red.). Różnica polega jednak na czymś innym. Wrocławianie doskonale wiedzą, także dzięki mediom, jakiego miasta chcę, co robię i co mam zamiar zrealizować. Opowiadam o tym od ośmiu lat. Moi kontrkandydaci niekoniecznie. Ja w każdym razie tego nie słyszałem.

A propos, że wrocławianie wszystko wiedzą. Zastanawiam się, jak może wyglądać Pańska trzecia kadencja. O ile do 2012 roku nie mam żadnych wątpliwości, to potem starczy Panu jeszcze sił? Czy po mistrzostwach Europy w piłce nożnej we Wrocławiu nie będzie Pan już spełniony i nie zabraknie pomysłu na dalsze działania?
Nie wszystkie inwestycje, które prowadzimy i o których mówię w ciągu ostatnich miesięcy, skończą się w 2012 roku. Hala koncertowa na pl. Wolności może, ale raczej nie. Oceanarium w zoo na pewno później. Przebudowa placu Społecznego do 2012 nawet się nie zacznie. Projekt komunikacji aglomeracyjnej też nie. I to, o czym ciągle opowiadam, czyli przekształcenie miasta z monocentrycznego, czyli z jednym centrum w Rynku, w policentryczne: z nowymi centrami wokół budowanego stadionu i w rejonie Hali Ludowej. Tego projektu też z pewnością w ciągu dwóch lat nie skończymy. Niezależnie od kwestii inwestycyjnych, jest jeszcze olbrzymi obszar przekształceń w edukacji. To jest w ogóle jeden z priorytetów kolejnej kadencji.

Brzmi tajemniczo. Coś więcej poproszę.
Gdy porównuje się różne parametry związane z nauczaniem, jak wyniki matur czy sukcesy w olimpiadach przedmiotowych, to na ogół jesteśmy na trzecim miejscu w kraju. Za Warszawą i Krakowem, biorąc pod uwagę niektóre parametry - przed nim. Chciałbym być liderem, a w najgorszym wypadku na drugim miejscu. Poza tym najbardziej utalentowaną młodzież zabierają nam uczelnie warszawskie. I dobrze, że młodzi ludzie zdobywają wiedzę gdzie indziej, tak jest wszędzie. Chodzi jednak o coś innego. By także warszawiacy zaczęli przyjeżdżać na studia do nas.

A jak to zrobić?
Jak powiem - skutecznie, to nie wystarczy?
Oczywiście, że nie.
No dobrze. Trzeba pracować przede wszystkim nad poziomem, ale też wizerunkiem naszych szkół wyższych. Nie mam w tej chwili klarownej odpowiedzi, jak to zrobić, ale pewne projekty już powstają. Choćby rozwijanie możliwości zatrudnienia po studiach. Pod tym względem już jesteśmy atrakcyjni. We Wrocławiu pojawili się bardzo poważni pracodawcy i dzięki temu nasza marka rośnie. Pomocą uczelniom ma także służyć powołane przeze mnie, pierwsze w kraju, Wrocławskie Centrum Akademickie wspierające wszelkie projekty, które uczynią Wrocław atrakcyjniejszy dla studentów.

Ja jeszcze wrócę jednak do inwestycji. Spróbujmy te sprawy usystematyzować. Co we Wrocławiu będzie na pewno pod koniec Pańskiej trzeciej kadencji?
Łączna wartość inwestycji realizowanych, nie tylko magistrackich, to około 10 miliardów złotych. Robię ten wstęp, by zaznaczyć, iż oczywiście nie wszystkie te obiekty są tylko naszym dziełem, ale proszę mi uwierzyć - w wiele z tych inwestycji mocno się zaangażowałem, by wymóc ich uruchomienie. Będzie więc autostradowa obwodnica Wrocławia, stadion, nowy terminal lotniska, sala koncertowa, Dworzec Główny. Dużą sztuką było doprowadzić do rozstrzygnięcia przetargu w tym ostatnim przypadku.

Zabrakło im 80 milionów, a ja dopiero za 10 lat powiem, skąd się udało je wydobyć. Będzie też oceanarium i most na Wielką Wyspę, nowe połączenia tramwajowe i spójny system ścieżek rowerowych. To chyba te najważniejsze przedsięwzięcia, którymi wrocławianie powinni się cieszyć najpóźniej do 2016 roku, choć oczywiście część z nich powstanie dużo wcześniej. W przyszłej kadencji rozszerzymy też centrum miasta do fosy, zmienimy charakter Podwala, przełożymy ruch na Kościuszki i Podwale.

A plac Społeczny?
Na pewno się zacznie. Ja już teraz zaczynam się spotykać z ewentualnymi przyszłymi inwestorami, ale to faktycznie początek wszystkich starań.

Co z korkami? Panie prezydencie, czy jest Pan w stanie obiecać nam, że będą mniejsze, bo teraz przez nagromadzenie inwestycji przeżywamy chyba szczyt zatłoczenia w niektórych rejonach Wrocławia?
To wypadkowa wielu spraw. Przyznaję, że niektóre korki są z naszej winy i mam żal do pracowników o spiętrzenie remontów. Przykładem Popowicka. Mówiąc delikatnie, źle to tam poukładano. Druga sprawa to Kosmonautów i estakady na pl. Społecznym. W wypadku Kosmonautów nie dało się tego inaczej zrobić. Trwa tam budowa wiaduktu w miejscu, gdzie jest jeszcze przejazd kolejowy. Plac Społeczny i znajdujące się tam estakady, a warto uświadomić, że są częścią drogi krajowej, zrobione były z "gierkowskiego" betonu. Powinny wytrzymać jeszcze jakieś 10 lat, ale niestety posypały się i nie mieliśmy innego wyjścia. Trzeba je remontować natychmiast. Ale trzecia sprawa związana jest już niestety z wyborami. Znowu wtłoczono nam tiry do miasta, które przez jakiś czas skutecznie trzymaliśmy poza Wrocławiem.

Rozumiem, że chodzi o decyzję marszałka Marka Łapińskiego, który zlikwidował objazdy przez sąsiednie miejscowości stanowiące okręg wyborczy do sejmiku, z którego obaj panowie startujecie?
Tak.

No dobrze. Może to i zagranie wyborcze, ale przecież tamci ludzie też już mogli mieć dość wielkich ciężarówek pod swoimi oknami. Dlaczego mają cierpieć dla Wrocławia?
Możliwe, ale ja reprezentuję interesy Wrocławia i za ich pilnowanie jestem dziś rozliczany, a poza tym wpłacaliśmy do kas tych samorządów niemałe pieniądze, jako zadośćuczynienie. Wróćmy do mniejszych korków w 2012. AOW zabierze nam tiry z ulic, a mam nadzieję, że i część pozostałego ruchu tranzytowego. Strzegomska i Graniczna będą czteropasmowe. Na Kosmonautów też się zdecydowanie poprawi. Jeszcze wcześniej będzie kolejny odcinek obwodnicy śródmiejskiej do Żmigrodzkiej. Poprawi się też komunikacja tramwajowa. Będą nowe linie na Pilczyce, Kozanów i na Gaj, a 98 procent torowisk zostanie wydzielonych. Powstanie system inteligentnego kierowania ruchem, który na 190 skrzyżowaniach da pierwszeństwo tramwajom i autobusom. Marszałek już uruchomił pociąg do Trzebnicy. My chcemy połączyć w ten sposób Wrocław z Długołęką i Siechnicami.

Wreszcie mamy patent na kolej miejską?
Jak to zrobić, wiemy już od dłuższego czasu. Teraz zastanawiamy się nad finansowaniem i próbujemy dogadać się z właścicielem trakcji. Obecnie rozmawiamy o tym, jak często uda się wjeżdżać na re-montowany Dworzec Główny. To nie jest łatwe i my to rozumiemy.

Myślę, że dworzec to nawet drobiazg przy następnym problemie. Nie przeszła Panu jeszcze miłość do piłki nożnej?
Nie, nie przeszła. Pan, jak pamiętam, nie jest kibicem?

Jestem, choć wybierając między nożną i koszem, stawiam na tę drugą dyscyplinę.
No tak. Śląsk, mówiąc oględnie, się nie spisał.

Czy ostatnie miesiące to nie sygnał, że trzeba to jakoś inaczej robić?
Bogdan Zdrojewski i Stanisław Huskowski, moi poprzednicy, zawsze mi powtarzali, że tego nie trzeba było w ogóle robić. Za ich prezydentury było jasne stanowisko - miasto nie powinno się zajmować sportem zawodowym. Pamiętam, że mimo to zarzucano kiedyś Bogdanowi Zdrojewskiemu, że płacił Grzegorzowi Schetynie na koszykarski Śląsk. Wtedy jednak rozpoczęła się dyskusja o pomaganiu klubom. Ja uważam, że trzeba to robić. Warto. Oczywiście nasze obecne doświadczenie ze Śląskiem jeszcze tego nie potwierdza, ale spokojnie.
Rzekłbym, że coraz trudniej o ten spokój.
Po kolei. W stosunku do Ryszarda Tarasiewicza doświadczam uczuć ambiwalentnych. Z jednej strony jestem mu wdzięczny za to, co zrobił, windując nasz zespół z III ligi do ekstraklasy. Z drugiej strony w tej ekstraklasie ewidentnie coś nie wyszło. Dobry miał pierwszy sezon, drugi słaby, a trzeci beznadziejny. Jedna rzecz mi się wybitnie nie spodobała. Gdy dowiedziałem się, że piłkarze trenują zaledwie dwie godziny dziennie, to mnie ruszyło. Prezes powinien był mi powiedzieć o takich praktykach. Na Boga, na ekstraklasę to chyba trochę mało, dwie godziny pracy dziennie?! Nie trzeba być specjalistą, by to ocenić. To jeszcze raz pytam, gdzie był prezes klubu? Poprosiłem o wyjaśnienie tej sytuacji radę nadzorczą. Ale z Wisłą już nieźle grali… Przyzna Pan?

Może i bym przyznał, ale nie widziałem. Panie prezydencie, zmieńmy dyscyplinę. Podział dzielnicowy. Wrocław ma teraz osiedla. Dużo osiedli. Nie chciałby Pan wrócić do tego historycznego podziału? Przecież nawet w magistracie posługujecie się Psim Polem, Krzykami, Fabryczną, Starym Miastem czy Śródmieściem...
Nie uważam, żeby to był problem. Przed chwilą rozmawialiśmy o placu Społecznym, którego administracyjnie nie ma. I co więcej, na-wet gdy powstanie tam zabudowa, to nadal powinien być Społecznym.

No nie, ale teraz zwracam się bardziej do menedżera niż proboszcza. Człowiek od zarządzanie powinien mieć porządek w papierach, a nie tak: co innego w dokumentach, co innego mówi się z przyzwyczajenia.
Ale mnie to zupełnie nie przeszkadza, mimo wrodzonego zamiłowania do porządku. Formalnie mamy podział na osiedla i to wystarczy. Mnie kiedyś redaktor Beata Maciejewska z "Gazety Wyborczej" spytała czy Hala Ludowa, czy Hala Stulecia. A ja od razu poprosiłem: pani Beato, nie dekretujmy tego. Nazwa Hala Stulecia została odkurzona ze względu na wpisanie na listę UNESCO. Ale ja nie mam pretensji, jeżeli ktoś mówi Hala Ludowa. Ważne, że desygnat tych nazw jest rozpoznawalny. Piękny, zabytkowy obiekt. Symbol Wrocławia. W przypadku tej nazwy zdecyduje zwyczaj. Każdy dekret spowodowałby wojnę, a ona nikomu nie jest przecież potrzebna.

To na deser polityka. Wrocław i Dolny Śląsk po wyborach. W radzie pewnie znowu będzie Klub Rafała Dutkiewicza. To już mamy przerobione. A co z sejmikiem? Jak się Pańscy ludzie dostaną, to powołają do życia jaki klub?
Nie wiem. To ma drugorzędne znaczenie. My robiliśmy badania, jak będzie wyglądał sejmik. Na pewno PO, potem my i PiS. Chyba też wejdzie SLD, a zabraknie PSL-u. Oczywiście to wyniki sprzed jakiegoś czasu, więc wszystko może przybrać inny kształt. Nie umiem jednak powiedzieć, jak się ukształtują proporcje. Uważam, że PO nie będzie miała większości, ale może dogada się z Sojuszem.

A Pan się widzi w koalicji z PO?
Raczej tak. Powiem więcej: chciałbym złożyć koalicję trzech ugrupowań postsolidarnościowych. Pewnie się nie uda, ale ponieważ jestem romantykiem, to powalczę.
I chciałby Pan ułożyć bliźniacze koalicje w sejmiku i radzie miasta?

Nie. To wrocławianie rozstrzygną, jaki będzie to melanż, a ja mogę współpracować z każdym, kto będzie chciał działać na rzecz rozwoju miasta, również regionu. Oczywiście jeśli podczas kampanii za bardzo się nie poobijamy, a konkurenci nie będą zbyt mocno kłamać. Bo po jakichś drobnych kłamstwach to będziemy się gniewać pewnie co najwyżej z tydzień.

Dobrze. Nie ustaliliśmy nazwy Pańskiego klubu w sejmiku, a jak Pan tam widzi swoją rolę? Wiadomo, że z ewentualnego mandatu Pan zrezygnuje, ale na przykład rola jakiegoś nadprezesa czy inna forma opieki?
Jeśli wygram wybory prezydenckie, w co wierzę, to faktycznie zrezygnuję z mandatu radnego. Ale pytanie jest intrygujące. Jakiś model tej współpracy będziemy musieli wytworzyć. Proszę pamiętać, że już dziś mam w sejmiku "swoich ludzi". I są zupełnie autonomiczni. Nawet ich poprosiłem, by sami wybrali z tego grona przewodniczącego. Ale po wyborach moja obecność będzie pewnie silniejsza. Zwłaszcza gdy wejdziemy do koalicji rządzącej. Jeśli zostaniemy w opozycji, to moja rola będzie polegać na wygaszaniu ewentualnych sporów. Poza tym mam trochę inne marzenie.

To o czym teraz marzy Rafał Dutkiewicz?
Mnie się bardziej podobały wcześniejsze konstrukcje sejmików, gdy do niego ludzi delegowały rady gmin. To było przed ostatnią reformą samorządu. Była jakaś łączność między samorządami. Teraz marzy mi się powstanie konwentu wójtów, burmistrzów i prezydentów. Byłby on organem doradczym sejmiku. Sejmik zasięgałby jego opinii w najważniejszych sprawach. Na przykład przy budzącym tyle kontrowersji podziale dodatkowych środków, choćby unijnych.
To może czas najwyższy zostać marszałkiem?
W tej kadencji na pewno nie.

To może w następnej, bo jak pamiętam deklaracje sprzed jakiegoś czasu, to na czwartą we Wrocławiu już Pan nie wystartuje?
Faktycznie, już chyba nie.

To wtedy marszałkiem?
Tylko i wyłącznie, gdy będzie wyłaniany w wyborach bezpośrednich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska