MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polska to nie Schwarzenegger narodów, a my, Polacy, powinniśmy trochę odpuścić

Arkadiusz Franas
Nie zamierzam się znęcać nad siatkarzami czy pływakami, bo to za łatwe zajęcie i jakoś nie sprawia mi przyjemności kopanie leżącego. Chociaż nie zgadzam się z panem siatkarzem Bartoszem Kurkiem, który ośmielił się po przegranym pojedynku z Rosją wyrazić w następujący sposób: "Proszę, aby nie zapominać, że porażka z Rosją to przede wszystkim nasz dramat - siatkarzy, a nie kibiców czy dziennikarzy".

Szczerze? Samopoczucie pana Bartosza i jego kolegów obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, choć ten drugi to nawet nieco więcej, bo zepsuł mi rynnę i poniosłem koszty. A pana Bartosza bez kibiców i mediów nie byłoby na świecie. To znaczy, nikt by nie wiedział o jego istnieniu. Bo sport to oczywiście też porażki. Tylko trzeba umieć z nich wyciągać wnioski i mieć prawidłowe podejście do sprawy. Takie chociażby, jak dwukrotny mistrz olimpijski Tomasz Majewski, który na ostatnich mistrzostwach świata w lekkiej atletyce nie wszedł do ścisłego finału. Po tych zawodach oświadczył krótko: "Przepraszam wszystkich kibiców i mojego trenera za to, że spieprzyłem ten rok bardzo ciężkiej pracy. Miałem walczyć tutaj o medal". Krótko i na temat.

Ale, jak zaznaczyłem, nie mam ochoty wyzłośliwiać się na temat naszych sportowców. Bardziej interesuje mnie to podejście do sprawy. Otóż podczas transmisji z basenu olimpijskiego za specjalistę w studiu robił jeden taki pan, którego nazwisko jest zupełnie nieistotne. Jak się dowiedziałem, jest on trenerem, działaczem, a nawet w jakiś tam sposób odpowiadał za przygotowanie naszej pływającej kadry do londyńskiej imprezy. Dziennikarz, zafascynowany Michaelem Phelpsem, który w swoim dorobku ma 22 medale olimpijskie, w tym 18 złotych, pyta gościa, skąd ten fenomen. A nasz "specjalista" (cudzysłów nie jest przypadkowy) odpowiada: miał dużo szczęścia. Odpadłem...

To szczęście jego zdaniem polegało na przykład na tym, że kiedyś szybciej i mocniej nacisnął jakiś mechanizm w basenie, który decyduje o byciu pierwszym na mecie, a przy innym medalu w sztafecie pomogli mu koledzy. Odpadłem na maksa. A sztafeta to niby na czym polega?! Chyba na pływaniu z kolegami. A poza tym, drogi "specjalisto", szczęściu trzeba pomóc. Bo ono faktycznie czasami było po stronie Phelpsa, ale wtedy gdy amerykański pływak był w ścisłej czołówce i ścigał się o setne sekundy z innymi. Trudno, aby szczęście było po stronie polskich pływaków, gdy oni nie dają mu szansy i nie wchodzą nawet do finałów lub dopływają do mety, gdy inni są już pod prysznicem.

Polskim pływakom, szkolonym przez takich "specjalistów", szczęście może pomóc tylko w ten sposób, że nie dopuści, by się biedaczyny potopiły. A nasz "specjalista", komentując występy polskich pływaków, często dodawał, że są coraz lepsi i pięknie pływają. Pięknie, drogi panie, to wygląda moja żona (grunt to czujność i wiedzieć, jak zapracować na kolację). A zawodowy sportowiec ma być skuteczny. Oczywiście, jest jeszcze druga grupa sportowców, jak na przykład moi koledzy dziennikarze, którzy od kilku tygodni na jakimś szkolnym boisku uprawiają parafutbol. I ich sukces polega na tym, że po dwóch godzinach biegania, czasem za piłką, jak im za bardzo nie ucieka, bestia jedna, jeszcze żyją.

Więc, jak napisałem, grunt to podejście. Bo żaden z tych moich kolegów, gdy temperatura nie przekracza 45 stopni w cieniu, a woda mineralna na etykiecie nie ma takiej samej wartości procentowej, nie myśli, by porównywać się z Lionelem Messim. Tak że, drodzy działacze, trenerzy i sportowcy, zdecydujcie, który sport wam odpowiada.

A do kibiców mam jeszcze jedną prośbę w stylu hrabiego Fredry, który apelował o znajomość proporcji, "mocium panie". Otóż w klasyfikacji medalowej w czwartek do godz. 11 byliśmy na 26. miejscu. Na świecie pod względem ludności jesteśmy na 34. pozycji, a gdy brać pod uwagę powierzchnię kraju, na 70. Owszem, kiedyś byliśmy pierwsi w Europie. Ale chodziło o produkcję zboża i działo się to gdzieś około 1650 roku. Choć już wtedy ustępowaliśmy Wielkiemu Księstwu Moskiewskiemu, jeszcze nie w siatkówkę, ale pod względem powierzchni.

Rzeczpospolita Obojga Narodów była wtedy na drugim miejscu (990 tysięcy kilometrów kwadratowych). A obecnie w klasyfikacji medalowej są za nami Szwajcaria, Kanada, Szwecja, Czechy, Norwegia, Belgia. Kraje bogatsze, mające lepszą bazę sportową. Ja wiem, że w nas drzemie odwieczny mesjanizm: Polska - Chrystusem narodów, Polska Winkelriedem narodów (wersja mickiewiczowska lub Słowackiego). Czas sobie uzmysłowić, że i owszem, wybitni to jesteśmy, ale bez przesady.

W sporcie Schwarzeneggerem narodów nigdy nie byliśmy i nie będziemy. Za wątli w klacie jesteśmy. Nie byliśmy potęgą nawet za czasów aktywności Ireny Szewińskiej czy nieodżałowanego Jerzego Kuleja. Zwłaszcza że w niektórych dyscyplinach warunki treningowe niewiele się zmieniły od czasu wspomnianych mistrzów. Widzieli Państwo salkę, gdzie sztangi dźwiga czy dźwigał nasz czempion Adrian Zieliński albo w Ciechanowie koło do pchnięcia kulą tonące w błocie, gdzie swoją karierę zaczynał Tomasz Majewski?

Sportowcy niech się w końcu zdecydują, czy chcą wygrywać, my nie wymagajmy od każdego naszego sportowca złota, to już za cztery lata Polska będzie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska