Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod Wrocławiem działa weterynarz do zadań specjalnych

Bartosz Józefiak
fot. TVN/Bartosz Siedlik
Zajmuję się wszystkimi zwierzętami, którym nie pomoże zwykły weterynarz - mówi Tomasz Grabiński, lekarz weterynarii do zadań specjalnych. W jego ośrodku we wsi Kątna pod Wrocławiem dużo częściej niż psy i koty spotkamy: sarny, dziki, bociany, gawrony, lisy, sowy… Lista jest długa.

Pan Tomasz na brak zajęć nie narzeka, bo na całym Dolnym Śląsku znajdziemy tylko trzy takie miejsca, jak jego gabinet. To do niego dzwonią urzędnicy i mieszkańcy z całego województwa, którzy nie wiedzą, co zrobić z potrąconą przez auto sarną lub rannym bocianem. - Na obrzeżach Wrocławia myśliwi odstrzelili 6 dzików. Potem się zdziwili, że został im mały dzik. Teraz ktoś się nim musi zaopiekować - wzdycha.

W wielu sytuacjach traktowany jest jak ostatnia deska ratunku. Nieraz odbierał telefon w środku nocy po to, by jechać kilkadziesiąt kilometrów na drugi koniec województwa i ratować zwierzęta, którym nikt nie umiał pomóc. - Rodzina już się do tego przyzwyczaiła. Potrafię wstać na tyle cicho, by nie obudzić żony. Pojadę, pomogę i wrócę, zanim ona obudzi się do pracy. Czasami nawet nie wie, że gdzieś byłem - uśmiecha się.

Sarny ładne i tanie

Zanim pięć lat temu Tomasz Grabiński założył ośrodek rehabilitacji zwierząt, przez 20 lat pracował we wrocławskim zoo. Jak mówi, niewiele rzeczy daje taką adrenalinę, jak wejście do klatki lwa czy tygrysa. Gdy postanowił ograniczyć współpracę z wrocławskim ogrodem i założyć swój gabinet, miał problem z przyzwyczajeniem się do spokojniejszej pracy. - Do tej pory uganiałem się za dzikimi zwierzętami, a teraz mam zajmować się kotami i psami? Pomyślałem, że to nie dla mnie - opowiada.

Wziął kredyt i założył specjalistyczną przychodnię. Wydawało się, że trafił w dziesiątkę - takich miejsc na Dolnym Śląsku było jak na lekarstwo. A zapotrzebowanie duże, bo każda gmina musi radzić sobie z dzikimi zwierzętami. Szybko okazało się, że sprawa nie jest prosta, bo urzędnicy za usługi płacą niechętnie. - Prawo w Polsce nie chroni dzikich zwierząt. Bezdomne psy i koty należą do gminy. Sarny i dziki to własność Skarbu Państwa. Ale to nie wojewoda musi uporać się z zagubionymi zwierzętami, tylko gminy. Wielu urzędników chętnie pozbędzie się problemu, bo taka sarenka ładna, jak jej nie pomóc... Ale już płacić? O nie! - mówi lekarz weterynarii.

A koszty jednej akcji nie są niskie, pomijając sam dojazd. - Jeśli mam wywieźć dzika biegającego po mieście, muszę go uśpić. Jedna strzałka usypiająca kosztuje kilkaset złotych, a rzadko kiedy uda mi się trafić za pierwszym strzałem. Jeśli zwierzę jest ranne, to dochodzą jeszcze koszty leczenia w moim ośrodku - wyjaśnia. To kilka tysięcy złotych miesięcznie. Samo jedzenie dla chorego bociana kosztuje kilkaset złotych.

Zadomowiona wrona

Leczenie dzikich zwierząt to zupełnie inna dziedzina niż zwykła weterynaria. Bo jak położyć na stole operacyjnym sarnę? Albo zdiagnozować rannego dzika? Panu Tomaszowi pomagają lata spędzone we wrocławskim zoo. Jego ośrodek jest w stanie obsłużyć 30 pacjentów naraz. Dysponuje budynkiem do hospitalizacji zwierząt, wolierą dla ptaków drapieżnych oraz wybiegiem dla ptaków wodnych. Pan Tomasz interweniuje około 200 razy w roku. Jego pacjentami zazwyczaj są ptaki: sowy, bociany, łabędzie, myszołowy. Zdarzają się zwierzęta potrącone przez samochody oraz takie, którym siedliska zniszczyli ludzie. Każdy pacjent ma swoją historię. - Gościliśmy kiedyś małe lisy. Jeden z kierowców znalazł je na parkingu przy autostradzie A4. Jeśli same wyszły z nory, to znak, że ich matka zginęła. Opiekujemy się też bocianem, który, prawdopodobnie lecąc, nadział się skrzydłem na antenę od CB-radia. Całe skrzydło było złamane - opowiada lekarz.

Leczenie bociana trwa bardzo długo. Ptak mieszka w ośrodku już od trzech lat! Czasami takie zwierzęta przywiązują się do swoich ludzkich opiekunów. Tak jest z wroną, która za nic nie chciała odlecieć z ośrodka. Zataczała tylko coraz szersze koła, latając nad wsią. - W końcu wyglądało na to, że odleciała na stałe. Ale wróciła po kilku miesiącach. Odwiedza nas co roku - śmieje się pan Tomasz.

Tomasz Grabiński interweniuje także w centrach miast. I nie chodzi wyłącznie o sarny spacerujące po Podwalu we Wrocławiu, choć i takie przypadki się zdarzały. Kilka lat temu media opisywały jego akcję na poczcie w Opolu. Ku zdumieniu pracowników z jednej z paczek wypełzał… pyton albinos. Niemniej zaskoczona musiała być mieszkanka bloku przy al. Legionów we Wrocławiu, która w ubikacji znalazła anakondę.

Czasami praca szefa ośrodka we wsi Kątna przypomina po-lowanie. Tyle że zamiast ostrej broni strzela się środkami usypiającymi. Trafienie dzika nie jest sprawą prostą - często wymaga kilku godzin tropienia i skradania się. Bywa też niebezpieczne. Chwile grozy lekarz przeżył, gdy próbował trafić byka, który uciekł z zagrody. - Goniliśmy go traktorem. Próbowałem w byka trafić, ale nie było to łatwe. Próbował staranować ciągnik, prawie go przewrócił. Udało mi się w końcu trafić, ale widziałem przerażenie w oczach kierowcy - śmieje się pan Tomasz.

Najgłupszy gatunek zwierząt: ludzie

Zwierzętom nie zawsze można pomóc. Dla każdego lekarza weterynarii konieczność uśpienia pacjenta jest trudnym momentem. - Najbardziej boli mnie, gdy wiem, że mogę pomóc zwierzęciu, ale nie mam na to pieniędzy. Operacja sarny z uszkodzonym kręgosłupem to minimum 6 tysięcy złotych, których nikt mi nie odda. Decyzje o uśpieniu są zawsze przykre - mówi pan Tomasz.

Ogarnia go złość, gdy widzi zwierzęta cierpiące przez ludzkie błędy. Na przykład na placach budowy. By przyspieszyć powstanie budynku czy drogi, często gniazda niszczy się po cichu, zanim teren zdążą sprawdzić ekolodzy.

- Nie jestem wojującym ekologiem. Ale jeśli budujemy drogę, zawsze najpierw archeolodzy sprawdzają, czy w danym miejscu nie ma zabytków. Naturalne jest, że chronimy te skarby. Dlaczego równie oczywiste nie jest, że powinniśmy chronić naturę? - pyta weterynarz. - Zwierzęta nigdy nie są niczemu winne. To ludzka głupota co chwilę mnie zaskakuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska