Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co nam wybory, Sejm czy Senat. Polityczne debaty już od jakiegoś czasu toczą się na ulicach

Arkadiusz Franas
Albo, dodając do tytułu, w Zielonej Owieczce. To ten pensjonat w Niedzicy, w którym potajemnie (czyt. nieoficjalnie) w Trzech Króli (trzeci nie dojechał) spotkali się premier Węgier Wiktor Orbán i... tu nie wiem konkretnie, jakiego tytułu użyć, ale chyba nadpremier Jarosław Kaczyński.

Więcej wiadomo o tym, co zjedli, bo żurek, pstrąga i na deser pączki, niż o czym rozmawiano. Można się domyślać, że o tym, jak być w Unii Europejskiej, brać od niej pieniądze, ale nie przejmować się wspólnymi ustaleniami. Mało to demokratyczne, ale jak już wielokrotnie wspominałem, demokracja to przeżytek niczym koń Pawlaka z „Kochaj albo rzuć”.

Kolejny dowód? Proszę. - Trzeba być gotowym na twarde warianty. Naszą aktywnością będzie ulica - zapowiedział Grzegorz Schetyna, kandydat na szefa PO. Zdaniem Schetyny to Platforma powinna mobilizować ludzi do protestów i wyprowadzać ich na ulice. - Jeżeli zrobić następną taką rzecz, to musi być nie na pięćdziesiąt, tylko na dwieście tysięcy. (...) Trzeba być gotowym, że będzie 500 tysięcy ludzi. Przywieziemy z kraju milion, jak będzie trzeba. Trzeba być gotowym na wszystko, nawet na takie twarde warianty. I słowa te padają w kraju, w którym kilka miesięcy temu odbyły się demokratyczne wybory i większość głosujących wybrała tych, których lider w Zielonej Owieczce smakował pstrąga z pączkami. Czy nam się podoba, czy nie - tak było. Chyba że demokracja nam się nie podoba...

A ta uliczna to oczywiście nie wymysł Schetyny. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu w trakcie wyborów samorządowych Jarosław Kaczyński zapowiadał demonstracje w Warszawie po drugiej turze wyborów. - PiS będzie korzystać z prawa do demonstracji, ale nie w sposób chaotyczny. Ta sprawa będzie nieustannie żyła, bo chcemy żyć w demokratycznym państwie, być obywatelami, a nie poddanymi - powiedział wtedy. Zresztą Prawo i Sprawiedliwość na ulicach bywało non stop. Choćby słynne miesięcznice smoleńskie, które czasami przekształcały się w ogromne wiece. Czyli demokracja uliczna?

Teoretycznie ciekawa odmiana, która zresztą sięga do źródeł tego ustroju. Wszak ateńska polegała właśnie na tym, że na zgromadzeniach wszyscy pełnoprawni obywatele płci męskiej brali udział w głosowaniu. Głosowanie odbywało się w miejscach publicznych, na przykład przez podniesienie rąk, a czasem na zasadzie „wszyscy, którzy są za, idą na lewo”. Uprawnionych było ok. 30 tys. osób. Niezły ścisk i fajnie musiało wyglądać liczenie głosów. To u nas też tak będzie? Bo po co nam Sejm, Senat czy jakieś wybory. Każdą ustawę niech głosują wszyscy na ulicach. Będzie nas trochę więcej niż w Atenach. Ale w końcu się rozwijamy. I spece od cateringu zarobią. Nie będzie też wreszcie problemu z Trybunałem Konstytucyjnym czy innymi sądami. W demokracji ateńskiej sędziów losowano spośród obywateli. Wybierano ich 6000 i czasami sąd obradował w pełnym składzie…

No i smaczek. Urzędników też wybierano w drodze losowania. Dziś ministrem finansów jest... pani w 141 rzędzie, miejsce 35. Bo oczywiście panie już dopuścimy do głosowania. A jakie emocje będzie budziło losowanie prezesa KGHM! Większe niż teraz te w maszynach losujących we wtorki, czwartki i soboty. A jak jeszcze szwagier zostanie w Orlenie! To będzie kumulacja. I jak się państwu podoba ta demokracja uliczna? Śmieszna... Dopóki w ruch nie pójdą kamienie. A na ulicach nigdy ich nie brakowało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska