Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Janusz Wójtowicz
No i ruszyła w sobotę żużlowa Grand Prix. Cichutko jakoś tym razem, po kryjomu niemalże. Na tyle, że pierwszy wyścig w ogóle bym przeoczył. Nie byłem pewien, czy to sąsiadka mikser w kuchni włączyła, czy silnik z nowym tłumikiem zaczął pracować.

Spojrzałem jeszcze obok, czy może sąsiad trawy nie kosił, ale nie. To ruszała żużlowa GP w Lesznie. Na nowych tłumikach, ograniczających liczbę decybeli z 98 do 85. W ten sposób trudno będzie dyscyplinie rozgłos uzyskać.

A jednak, jako wierny fan talentu Golloba, jestem zadowolony. Jedziemy po drugie złoto. Z pustą głową, co najważniejsze. Nie zrozumcie mnie źle. Z pustą głową, znaczy z czystą kartą. Otóż trzy dni przed sobotnią imprezą doszło do ugody mistrza z byłą żoną. Tomkowi nie grożą już żadne wyroki i może warczeć po całym świecie, gdyż Brygidzie nie udało się nałożyć nań zakazu stadionowego. I w swoim stylu Gollob warczał. Np. wtedy gdy wygrał start, lecz bieg przerwano, bo pod taśmą czołgał się Damian Baliński. Oj, nie spodobało się to obrońcy tytułu. Kiedy pod parkingiem cała czwórka oczekiwała powtórki, spod kasku mistrza wydostawały się dziwne, nie zawsze artykułowane dźwięki. "Damian! Na ch... kradniesz start?!" - krzyczał na kolegę Gollob. Panie Tomku, widocznie Bali chciał po prostu wygrać. Tak jak Pan i czternastu pozostałych. Też miał do tego prawo. Taa, fanem Golloba człowieka to nie jestem już wcale, lecz z taką tylko determinacją sięga się w speedwayu po tytuł IMŚ. Trzeba być łobuzem, czasami mieć nawet... chamskie zagrywki. Czy to się komuś podoba, czy nie. Rudą, wściekłą bestią sprzed lat nie jest już Crump. Dlatego zebrał w sobotę trzy razy mniej punktów niż Gollob. W lidze będzie jeszcze błyszczał, tu nie staje z nim pod taśmą trzech kozaków, lecz góra jeden. W GP jednak widać, od zeszłego roku, że zaczyna się z sobą Australijczyk patyczkować.
Sędziowanie i regulamin? Tego to ja już nigdy nie pojmę. Wspomniany Baliński czołga się pod taśmą, daje się jednak złapać - używając piłkarskiej nomenklatury - na wykroku, zatem startuje zdecydowanie ostatni. Sam się ukarał. To po cholerę przerywać ten bieg, panie Ackroyd? By dać mu kolejną szansę? Co innego, gdyby przez to cwaniactwo zyskał, gdyby się wstrzelił i katapultował na prowadzenie. No i druga sprawa. Są w żużlu sytuacje, gdy doprawdy trudno znaleźć winowajcę karambolu. Gdy duch sportu każe nie wykluczać nikogo, nie szukać winowajcy na siłę (np. starcie Bjerre - Hampel). To czemu tego regulaminu nie zmienić i w ekstremalnie trudnych do oceny sytuacjach nie skorzystać z możliwości puszczenia powtórki w pełnej obsadzie? Powtarzam, wyłącznie w sytuacjach ekstremalnie trudnych, gdy nikogo nie można posądzić o złe zamiary, gdy zrobiła się "kupa" w ferworze walki. Uczulając przy tym sędziów, że gdy tylko to możliwe, starać się jednak winnego znaleźć.

Zauważyliście, kto prowadził po rundzie zasadniczej? Hancock, lat 41, przed Gollobem, lat 40. Dwa stare Monstery

Zauważyliście, kto prowadził po rundzie zasadniczej? Hancock, lat 41, przed Gollobem, lat 40. Dwa stare Monstery, sponsorowane przez konkurenta Red Bulla (Crump, Hampel, Sajfutdinow). A zauważyliście dlaczego do półfinału dostał się Pedersen? Tylko dlatego, że wyrżnął Kołodziej. Dzięki temu po wszystkim całował Duńczyk życiową partnerkę, a nie walił z dyńki jednego z mechaników. Niekoniecznie tego winnego, lecz tego stojącego akurat najbliżej. Ale to nie Nicki wygrał w pojedynkę. Pierwszym liderem cyklu jest przecież Gollob!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska