Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Kto jeszcze musi pracować nad głową

Wojciech Koerber
Janusz Wójtowicz/ Gazeta Wrocławska
Jako że za nami Dzień Matki, wspominam taką oto reklamę testu ciążowego: "sprawdź, może to także Twoje święto". Zdarza się przecież, że w pewnych wzniosłych chwilach życia ludzie tracą głowę. No a w sporcie o to się głównie rozchodzi, by jej nie tracić. Nigdy!

Dla przykładu red. Szpakowski apeluje, by tuż przed Euro orłów nie izolować. By się z presją osłuchali i otrzaskali. A Szpaka nie można nie słuchać, ja zawsze wiem, że zacznie czymś z "Tygodnika Kibica", ewentualnie z "La Gazzetta dello Sport". I że w okolicach 60. minuty będzie już "koniec nadziei, koniec złudzeń, rozdęta do granic absurdu polska ekstraklasa, brak szkolenia młodzieży...". Taa, czytam Szpaka jak otwartą książkę.

No więc ta głowa, rzecz w sporcie najważniejsza. Wspomniałem przed tygodniem o zabiegach pedicure na pokojach piłkarskiego Śląska. Że to wcale nic do śmiechu. Otóż radiowiec dba o głos (bo przecież nie o urodę, jest nawet takie powiedzenie: urodę ma radiową - znaczy nie jest dobrze), pianista o palce, a piłkarz o stópki. Niech sobie tak uszkodzi boleśnie paznokcia dzień przed finałem LM. I już nie w sosie. No po prostu- zryta psycha, że polecę nowomową. Odezwał się na te słowa Mariusz Jędra, nasz ciężarowiec były, wicemistrz świata. Masz rację z tym pedicure, mówi, nam też wyjątkowo pobierali zawsze krew z ucha, nie z palca.

Zostawmy jednak lepiej tę krew ciężarowców, spójrzmy na takiego Piotrka Małachowskiego. Wielki chłop, a rok cały narzekał na opuszek palca wskazującego. Bo tym właśnie palcem nadaje dyskowi rotację w końcowej fazie. A człowiek podświadomie zawsze będzie się bronił przed bólem.

Głowa. Pamiętam facebookowy wpis zapaśnika Janikowskiego, pozwolisz Damian, gdy dotarł na niedawne ME: "Wjeżdżamy do Belgradu na pełnej k...". Tak, tu było widać, że głowa jest mocna. Czuć było moc. I opuszczał Damian Belgrad ze srebrem, po drodze zresztą udusił Włocha. Lecz w głowie różne dzieją się rzeczy. Żużlowiec Ułamek, 2001 rok, za jego pierwszej wrocławskiej kadencji. Mecz w Bydgoszczy, jeśli wygramy, jest tytuł DMP. Pierwszy bieg powtarzają dwa razy, Ułamek wygrywa z Gollobem start - a w końcu i cały wyścig - aż trzykrotnie. Później, do końca meczu, nic już nie wygrywa. Tłumaczy, że tyle go te powtórki kosztowały, iż zupełnie oklapł. Hmm, gdyby to ktoś inny pokonał Golloba na dzień dobry - na jego torze - trzykrotnie, pomyślałby- dawać mi tu każdego, nie ma mocnych.

A więc bywa i tak, że niekiedy drobna kontuzja okazuje się pomocna. Bo wtedy sobie myślisz - ja dziś nic nie muszę, wszyscy wiedzą, że mam uraz. I presja spada, daje luz. Czasem też sukces. A skoro o speedwayu mowa. Lee Richardson też był pod presją. Ale niczyja to wina. Tam gdzie wielkie pieniądze, tam i wielka presja. Proste. Nikt do jazdy w Polsce nie zmusza, raczej każdy do tego dąży. Wszelako działacze winni ruszyć głową. Miast wytyczać w parku maszyn linie demarkacyjne, zabraniać zawodnikom chodzenia po torze i ubierać fotopstryków w białe koszule, winni przywrócić próbę toru! Bo Richardson popełnił błąd w swym pierwszym biegu, gdy nie wiedział jeszcze, co go czeka za najbliższym zakrętem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska