MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pamięć z okruchów życia

Katarzyna Kaczorowska
dr Igor Borkowski
dr Igor Borkowski Magdalena Kołodzińska
Rozmowa z dr. Igorem Borkowskim, autorem książki "Siostra śmierć. Studium komunikacyjno-kulturowe funeraliów Kongregacji Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza w Trzebnicy 1855-2005".

Napisałeś niezwykłą książkę, bo po raz pierwszy w Polsce świecki człowiek poznał tak intymny wymiar życia zakonnego, jakim jest umieranie.

To prawda. Do tej pory ukazała się tylko jedna publikacja zajmująca się nekrologami, jakie pisze się w zakonach po śmierci każdego z jego członków. Ale tamten słownik powstał do użytku wewnętrznego.

Nekrologi zakonne nie budziły zainteresowań badaczy?

Raczej w zakonach nie było potrzeby ujawniania takich archiwów. Na pewno taka sytuacja wynika ze standardowego lęku przed światem zewnętrznym, z doświadczeń historycznych ostatniej wojny i PRL, kiedy choćby boromeuszki naprawdę dużo przeszły. I być może powodem jest też to, że czytanie tych nekrologów pisanych przez bliskie osoby jest wdzieraniem się w zwyczajny, ale zarazem bardzo intymny świat. Bo może ten świecki człowiek nie zrozumie, dlaczego z życia jakiejś zakonnicy zapamiętano właśnie to, że prosiła rodzoną siostrę, będącą razem z nią w zgromadzeniu, by przy łożu śmierci śpiewała jej piosenki zapamiętane z dzieciństwa czy to, że inną będą wspominać, bo piekła wspaniałe ciasta. Bo może Kowalski będzie szukał szczególnych przejawów duchowości, a tymczasem zobaczy zwykłe, ale za to bardzo pracowite życie.

Boromeuszki bez wątpienia wyglądają na radykalne feministki.

Czego dowiedziałeś się o boromeuszkach?

Że odwołują się do tradycji ewangelicznej Marty, która służy swoją pracą. Że w tej służbie nie ma egzaltacji, a jeśli się już pojawia, to w stopniu minimalnym, choć przez taki czas mogła wyrosnąć aż miło. We wspomnieniach pisanych po śmierci sióstr uderza brak cukierkowatości i szukania nadprzyrodzonych znaków. Nawet jeśli pojawiają się zapisy, że któraś z nich przepowiedziała swoją śmierć, to te przeczucia traktuje się jako coś zupełnie normalnego. Co zresztą ma swoje potwierdzenie we współczesnych badaniach naukowych. Dowiedziałem się, że zakonnice umierają same, ale nie samotne i to jest niezwykła wartość w świecie, w którym nikt o umieraniu nawet nie chce słyszeć, a co dopiero przy nim być. I dowiedziałem się, że kobiety tworzące historię tego zakonu, przez ich wspólnotę były zapamiętywane przez pryzmat codzienności, życiowego drobiazgu, a nie spektakularnych wydarzeń.

A czego dowiedziałeś się o nich jako o kobietach?

Bez wątpienia wyglądają na radykalne feministki, choć sobie tego nie uświadamiają, bo kultura i wychowanie zakonne jest przeciwne ujawnianiu takich cech. Ale nie da się nie zauważyć tego, że zdecydowanie i szerokim łukiem omijają podporządkowanie mężczyźnie i że są samodzielne i aktywne na wielu, nawet najbardziej niecodziennych polach. Jeśli trzeba reperować buty, to znajduje się siostra Hermiona, która zostaje klasztornym szewcem i wyszukuje sobie następczynię, która przejmuje po niej tę swoistą schedę. Że kiedy trzeba być zdunem, to po prostu naprawia się piec, a nie bezradnie załamuje ręce.

Twoja praca powstawała kilka lat i nie byłoby jej, gdyby nie życzliwość boromeuszek. Jak udało Ci się namówić do otwarcia archiwów?

O samych archiwach dowiedziałem się przypadkiem, przy okazji zupełnie innej sprawy, ale nie przyszedłem do trzebnickiego domu zupełnie obcy. Pochodzę ze Strzelina, gdzie boromeuszki mają swój dom. Trzy z nich uczyły mnie religii, więc już pierwsza nić porozumienia się przędła. A potem przy jakiejś okazji siostry pochwaliły się swoim kwartalnikiem. W "Kontakcie" właśnie przeczytałem pierwsze nekrologii. Zapytałem, od kiedy są w nim zamieszczane. Okazało się, że od 1975 roku. A czy było coś wcześniej? - drążyłem. I było. Od 1855 roku!

Bylibyśmy ubożsi bez boromeuszek?

Tak, choćby o bazylikę w Trzebnicy, którą uratowały przed Rosjanami w 1945 roku. Jedna z zakonnic siedziała na wieży i kiedy tylko gdzieś na terenie klasztoru wybuchał pożar, wszczynała alarm. A potem rosyjski komendant miasteczka docenił to, że wśród sióstr kilka umiało mówić w jego ojczystym języku. Mogło być inaczej, bo z nekrologów dowiadujemy się o męczeńskich śmierciach boromeuszek ratujących młode dziewczyny przed gwałtami. I pewnie bylibyśmy ubożsi o historię ośrodka replantacji kończyn, który przez wiele lat mieścił się w budynkach klasztornych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska