Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie używam cekinów, nie mam yorka. To gdzie ja żyję? Gdzie jest mój Wrocław?! Moja uczelnia...

Arkadiusz Franas
Polski w Polsce wszyscy nienawidzą, i na dodatek mają rację - orzekł literat Szczepan Twardoch. W wywiadzie, w którym pojawiła się ta bardzo odkrywcza opinia, często bardzo dosadnie określa uczucia rodaków, używając słów powszechnie uznawanych za obraźliwe. Widocznie pan literat taką polszczyzną operuje.

No cóż, jak książek nie czytają, to jakoś trzeba dać o sobie znać. Ja tam lubię mój kraj, choć oczywiście mam poczucie niedoskonałości ojczyzny. Bo doskonałej nie ma. Tak samo, jak lubię moje miasto Wrocław, na które w stylu nieco twardochowym wielu ostatnio narzeka.

Na przykład jeden naukowiec Uniwersytetu Wrocławskiego, nazwiska nie zdradzę, bo nie jest to wycieczka ad personam, a bardziej ad zjawisko, pochwalił się wynikami badań. Orzekł, że w stolicy Dolnego Śląska mieszkają głównie dresiarze i katalogiści. Ci pierwsi to cekiny w klapach, łańcuchy na szyjach, wypasione autka. Katalogiści natomiast na podstawie katalogu urządzają mieszkania, robią zakupy, wybierają wakacyjne kierunki. A jeśli mają psa, to yorka lub dalmatyńczyka. Są jeszcze szarzy z jamnikami, alternatywni z kundelkami i kreatywni, ale nie doczytałem, z jaką rasą są powiązani. Jak powstał ten projekt naukowy? Ludzie rozjechali się do różnych miast i potem przeprowadzili ankiety na 562 osobach! I już. Nobel blisko...

Sam często przeprowadzam takie badania, na przykład w parku. Zauważyłem, że labradory lubią obsikiwać (przepraszam, ale to dla dobra nauki) topole o średnicy pnia poniżej 30 centymetrów, jamniki buki i raczej młode, a amstafy jamniki. Krótkowłose, bo dobrze po nich spływa... Więc labradory to niepewne siebie topolowce, jamniki charakterne bukowce, a amstafy jamniurynowce. Już chyba rozumiem, dlaczego Uniwersytet Wrocławski nie puka do rankingu szanghajskiego, w którym zestawia się 500 najlepszych uczelni na świecie.

Wróćmy do spraw Wrocławia. Ostatnio wszystko, co złe w mieście, dzieje się w kontekście Europejskiej Stolicy Kultury, którą mamy być w 2016 roku. Jak u prezesa-premiera J. Kaczyńskiego - "wina Tuska". Mam wrażenie, że ESK bulwersuje zwłaszcza tych, którzy chcieli przy okazji na tym zarobić, a okazja przeszła im koło nosa. Lub tych, co jeszcze walczą. Nie mam pojęcia, jaką będziemy ESK. To nie piłkarskie Euro, stadionu nie trzeba budować, więc może za dwa lata coś tu się będzie działo. I nie lekceważę przedsięwzięcia. Ale konia z rzędem temu, kto bez grzebania w internecie powie, które miasto jest w tym roku tą stolicą. Lecz ze wspomnianych badań już wynika, że będziemy chyba kiepską ESK, bo tu mało mieszka kreatywnych. Dlaczego? Bo miasto nie rozumie ich potrzeb, a oni np. "lubią mieszkać w kupie". Jak w Związku Radzieckim! Lub w pegeerze.

A tokarze czy policjanci gorsi? Im też zafundujmy mieszkanka i osiedla. Kreatywni to swoje pewnie nazwą jakoś tak artystycznie, może "Różowe cyrkle". I jak już będą w kupie, to zaczną wreszcie tworzyć genialne dzieła. Bo na razie im coś nie wychodzi... Recepta znaleziona. Proszę miasta, proszę mi już budować takie osiedla! A, i jeszcze jedno. Nie rozumiem, jak Lechowi Janerce udało się tyle piosenek wspaniałych skomponować, gdy z wyboru żyje w bloku na wrocławskim Gądowie, między robotnikami i emerytami? Albo Zdzisławowi Beksińskiemu namalować genialne obrazy w betonowej zabudowie na warszawskim Mokotowie. A tak serio, to wolałem mój Uniwersytet, gdy pracowali tam profesorowie Hugo Steinhaus, Alfred Jahn, Jerzy Woronczak...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska