MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie przyjaźnijcie się ze złymi duchami

Wojciech Koerber
Wojeciech Koerber
Wojeciech Koerber
Justyna Kowalczyk, dzieląc się ze światem własnymi kłopotami, zwróciła uwagę na problem wielu Polaków. Mnóstwa Polaków, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę. Wszelako podłoże jest bardzo różne. Nasza Królowa Nart? Można mieć miliony na koncie i dziesięć złotych medali olimpijskich na półce, lecz nie ozłocą one życia prywatnego, gdy to szwankuje.

Gdy wciąż jesteś sam, a już byś nie chciał. Bo czas leci, bo odzywa się instynkt etc. Że coś jest nie tak, dostrzegłem w maju, przy okazji warszawskiego maratonu. Wtedy właśnie Justyna zemdlała. Jak to? Zdrowa, doświadczona w kontaktach z ludźmi, wysportowana jak nikt inny, po bohaterskim sezonie okraszonym mistrzostwem olimpijskim wywalczonym w heroiczny sposób. Powinna cieszyć się życiem, spijać śmietankę, zbierać owoce. A jednak w tłumie bywa źle, dopada stres.

Justyna sobie poradzi. Dobije w końcu do swojego portu, znajdzie to, czego poszukuje. Odgoni złe duchy. Jest młodą, 31-letnią kobietą, wszystko, czego pragnie, przed nią. Marit Bjoergen, jej norweska rywalka, liczy sobie trzy lata więcej, a jej partner Fred Boere Lundberg (były mistrz olimpijski w kombinacji norweskiej) ma na karku lat 45. I wciąż czekają z życiowymi decyzjami. Bo sport.

Wiecie, za co m.in. lubię pannę Kowalczyk? Za to, że – zauważyłem – potrafi świetnie pisać. Zerknąłem na kilka jej cyklicznych przemyśleń w „Przeglądzie Sportowym”. Ma swój charakter pisma. Jak w mowie, jest szczera i kąśliwa, niekiedy złośliwa. Mądra. Błyskotliwa. Sportowcy publikujący swoje felietony robią to z reguły następująco: dzwoni dziennikarz, wysłuchuje często rwanych i szarpanych myśli, po czym składa literki w słowa, a słowa w zdania, niekiedy nawet wielokrotnie złożone. Lecz Justyna, jak sądzę, pisze sama. Chyba że pomaga jej Parfjanek, tzn. Sebastian Parfjanowicz, były dziennikarz „PS”, a obecnie TVP, zimą non stop podążający jej śladem. Stylem klasycznym lub dowolnym. To oczytana kobieta, pochłania podczas zgrupowań mnóstwo książek.

Stany depresyjne, lęki, to problem perfekcjonistów. Ludzi, którzy zbyt często i zbyt intensywnie myślą. Którzy latami żyją w stresie, a problem się odkłada. Zdobyłem ostatnio pewną wiedzę na ten temat. Pamiętacie dowcip? 90 procent Polaków żyje w stresie, a pozostałych 10 procent w Londynie. Bo podłoże bywa różne. Inne u sportowców, inne u biznesmenów i nałogowców, a jeszcze inne u tych, co nie sięgnęli średniej krajowej. A te złe duchy mają to do siebie, że – choć nie zawsze racjonalne – to cholernie silne. Andrzej Iwan, piłkarz, alkoholik i hazardzista, w swojej biografii pt. „Spalony” tak je opisywał: „Znam tego diabła, który lubi siąść na moim ramieniu i sączyć truciznę do ucha. Jesteśmy zaprzyjaźnieni, pojawia się zawsze we właściwym momencie”.

W Polsce depresji jest coraz więcej, nie tylko na Żuławach Wiślanych (to złotousty selekcjoner Łazarek zwykł mawiać, że ktoś prezentuje poziom kreta na Żuławach – znaczy, jest już bardzo źle). I żartów z tym nie ma, choć niektórzy – zapobiegając chorobie– próbują żartować sobie z nas. Oto poseł PSL, niejaki Łuczak Mieczysław, twierdzi, że obecni parlamentarzyści, którzy nie dostaną się do nowego Sejmu, winni dostawać... 4 tysiące złotych zasiłku. No bo, tłumaczy Łuczak, po jednej kadencji to jeszcze poseł znajdzie pracę, ale po dwóch czy trzech to kto takiego posła zatrudni?
Wżyciu musi być czasem bardzo źle, depresyjnie, by umieć rozpoznać, kiedy jest pięknie. Pięknie, czyli normalnie. Zwyczajnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska