- Podstawowe źródła zakażeń, to praca, dom i kontakty z innymi – mówi profesor Drobnik. I narzeka, że wiele osób do epidemii ciągle jeszcze podchodzi „frywolnie”. - Każdą obcą osobę, którą spotykamy, musimy traktować jak potencjalnie zakażoną – dodaje.
A demonstracje? Epidemiolog ze szpitala uniwersyteckiego przywołuje na wyniki badań, o których mówił w środę premier Mateusz Morawiecki. - Mówił o pięciu tysiącach zakażeń dziennie z powodu protestów. Jeśli przeliczymy to na województwa, to nie wychodzi dużo - uważa Dronik.
Profesor Andrzej Gładysz też twierdzi, że główny powód wzrostu zakażeń nie wynika z protestów. Mówi o zmianie strategii testowania i zwiększonej liczbie testów. A więcej testów, to więcej ujawnionych zakażeń.
Zobacz koniecznie
Czy więc udział w demonstracji przyczynia się więc do wzrostu zakażeń? - Przyczynia się – mówi profesor Andrzej Gładysz. - Choć wszystko zależy od zachowania samych manifestantów, ale też pogody. Jeśli idą i krzyczą albo śpiewają, to wydalają więcej wirusa. Jeśli idą w milczeniu, to mniej. Ważne jest też, jaki dystans trzymają od siebie manifestanci, jak dobrze są zabezpieczeni. No i pogoda. Jeśli wieje wiatr to rozwiewa chmurę z wirusem, która unosi się nad manifestacją. Jeśli jest bezwietrznie niebezpieczeństwo zarażenia wzrasta - tłumaczy lekaz.
Profesor Drobnik ze szpitala przy Borowskiej zwraca uwagę na zaniedbania, za które wini rząd. - Proszę zobaczyć, od września rząd ma już trzecią strategię walki z koronawirusem – mówi. - Czasem nowe rozwiązania przeczą tym, które były wcześniej. To znaczy, że nie mamy żadnej strategii. Przez kilka tygodni na testy wysyłano tylko osoby, które miały wszystkie objawy zakażenia. Czyli inni, którzy też byli chorzy, a objawów nie zdradzali, albo nie mieli wszystkich równocześnie, nie byli testowani. Oni zarażali. Skróciliśmy z 14 do 10 dni okres kwarantanny. Proszę mi pokazać inny kraj, który się na to zdecydował. Być może nie jest wiele osób, które po tych 10 dniach jeszcze zakażają. Ale są. Z badań wynika, że najbardziej zaraża się około piątego, szóstego dnia. Ale jakaś niewielka liczba osób zakaża również po tych 10 dniach - tłumaczy naczelny epidemiolog.
Inny przykład braku konsekwencji - na początku września zlikwidowano szpitale jednoimienne. Czyli te, które były przeznaczone tylko do leczenia wszystkich zakażonych. Po kilku tygodniach się do tego wraca. Otworzono szkoły. I tak wirus – bez kontroli – zaczął się rozlewać.
I ostatnia kwestia – zator w samych laboratoriach. - Osób wysyłanych na testy jest tak dużo, że na wyniki czeka się po kilka dni. Dzisiejszy wzrost to – zdaniem prof. Drobnika – także częściowo efekt ubiegłotygodniowego zatoru w laboratoriach.
Przeczytaj więcej
Przeczytaj więcej
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?