Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkowski: Nie da się przeliczyć kultury na pieniądze

Małgorzata Matuszewska
W czasach komercjalizacji kultury trzeba chronić sztukę przed bezwględnymi prawami ekonomii - mówi Krzysztof Mieszkowski, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Samorząd województwa chce uruchomić konkurs na dyrektora naczelnego - menedżera teatru, a dyrektor artystyczny byłby jego podwładnym. Uważa Pan, że powodem tego jest zła sytuacja finansowa Teatru Polskiego?
Nie wiem, jakie są przyczyny. Nie poinformowano mnie o tym. Pora przyjrzeć się rzeczywistym pieniądzom, które otrzymują teatry na Dolnym Śląsku słabiej finansowane niż teatry w Wielkopolsce czy na Pomorzu. Ale to my mamy bardzo silną pozycję w Polsce i powinno się nam raczej pomagać. Ta decyzja to zniszczenie wizytówek kulturalnych regionu.

Teatr Polski można porównać z jakimś innym w Polsce?
Tak. Pod względem wielkości z Teatrem Narodowym w Warszawie, ale nasza dotacja jest ponad dwukrotnie mniejsza. Jeśli by przeliczyć dotację mniejszych teatrów to proporcjonalnie również mają większe dofinansowanie. Wiele teatrów jest po remontach, my pracujemy w skandalicznych warunkach.

Starcza Wam na wszystko?
Starcza nam na utrzymanie budynków i płacenie ludziom. Nie starcza nam na premiery czyli na działalność statutową. Każda premiera jest w tym przypadku ryzykiem finansowym, które podejmujemy z konieczności. Nasz przychód własny w 2011 roku był na poziomie 39 procent w stosunku do dotacji (marszałek podaje 25,8 procent-red.). Sądzę, że takiego przychodu nie ma żaden teatr w Polsce. Warto pamiętać, że infrastruktura to także remonty, zatrudnienie, pensje i pieniądze wypłacane pracownikom. Mając tak potężne gabaryty, musimy dysponować realnymi kwotami, żeby utrzymać infrastrukturę, która tylko służy sztuce.

A nie jest równie ważna?
Wiem jedno: w czasach komercjalizacji kultury trzeba chronić sztukę przed bezwzględnymi prawami ekonomii. Jeśli poddamy się jej, teatry stracą swoją rangę artystyczną i ucierpi na tym nasza demokracja. Boję się społeczeństwa menedżerów.
Musimy zastanowić się , co jest ważniejsze w przypadku tak dużych dużych instytucji jak Teatr Polski, zysk finansowy czy zysk społeczny.
Właśnie otrzymałem informację, że po bilety na "Utwór o matce i ojczyźnie" i "Tęczową trybunę" w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych w Warszawie,kolejki ustawiły się w nocy i doszło do awantury. Zbyt wiele osób chciało zobaczyć nasze spektakle, więc "Trybunę" zagramy 6 razy, a nie 4, jak planowaliśmy, a "Utwór..." 4, zamiast 3.

To świadczy o renomie Teatru Polskiego w Polsce.
Jesteśmy najlepszym teatrem w Polsce, co wynika z rekordowej liczby nagród, rankingów i zaproszeń na festiwale polskie i zagraniczne. Powinniśmy z panem marszałkiem pochylić się nad sposobem finansowania teatru, który rozwija się, idzie do przodu. Tymczasem dostaliśmy w nagrodę koncepcje, która w polskiej rzeczywistości może tylko wszystko zniszczyć. A odbudować będzie bardzo trudno. Powinniśmy się zastanowić nad możliwością porozumienia między ministrem kultury, prezydentem miasta i urzędem marszałkowskim. Chciałbym, żeby miasto współfinansowało Teatr Polski ponieważ jest to Teatr Polski we Wrocławiu.

Nie płacicie za prąd.
To bardzo dobry przykład naszych trudności, tego w jak trudnych warunkach pracujemy. Ciągle muszę podejmować decyzję: czy gramy, produkujemy przedstawienia, czy utrzymujemy bilans na zero.

Czy problemy z płatnościami wynikają z tego, że dostajecie pieniądze z opóźnieniem?
W ubiegłym roku Teatr Polski był na kilku festiwalach, po raz pierwszy w historii okazało się, że nasi kontrahenci - m.in. organizatorzy festiwalu w hiszpańskiej Gironie, Turynie, Madrycie - nie wypłacili nam pieniędzy zgodnie z umowami. Powstał zator, bo każdy wyjazd teatr najpierw kredytuje z własnych pieniędzy, a dopiero potem te pieniądze spływają po realizacji umowy. Teatry, które decydują się na prestiżową obecność w Europie, są na to narażone. Niedawno zawirowania finansowe przeżywały warszawskie Rozmaitości, ale tam pomaga się ważnym, wybitnym teatrom. Bo one świadczą o jakości kulturalnej miasta i regionu.

W Polsce nie ma osobnej ustawy o teatrze. Pomogłaby funkcjonować teatrom?
Nie udało się doprowadzić do jej uchwalenia, choć praca nad nią była zaawansowana. Trwało to kilka lat, praca zakończyła się fiaskiem. Ustawa mogłaby zagwarantować minimalne kryteria funkcjonowania.

Tak jest na świecie?
W Niemczech działa ustawa teatralna, więc rządzący nie mogą lekceważyć prawa. W Polsce jest dowolność, organizatorzy mogą teatr dotować, albo nie dotować. A powinna być zagwarantowana kwota minimalna dla instytucji kultury, potrzebna dla ich normalnego funkcjonowania. Nie różnimy się niczym od prawników, lekarzy, ekonomistów, fabryk w sensie istoty pracy. Uprawianie kultury, sztuki jest pracą. To coś podstawowego dla świadomości i stanu ducha narodu, bardzo istotny element poziomu demokracji, w której żyjemy. Kultura wszędzie kosztuje. Świadomi organizatorzy o tym wiedzą. Bardzo zazdroszczę dyrektorom w Gdańsku, Poznaniu czy Kaliszu, którzy mają dość przyzwoitą dotację na teatr i mogą spokojnie pracować. My nie mamy takiego spokoju.

Dziennikarze pytali marszałka Radosława Mołonia, dlaczego dyrektorów zaskoczyły planowane zmiany. Powiedział, że powinni ją znać. Ale Urząd Marszałkowski nadintepretuje ustawę, w której nie ma podziału na dyrektora artystycznego i naczelnego.
Nie ma obowiązku podziału, jest jego możliwość, z której teraz sie korzysta. Bardzo ważna jest nie tylko znajomość ustawy, ale również tradycji i historii teatrów w Polsce.

Podział na dyrektora naczelnego i artystycznego zawsze się sprawdza?
Nie. Kiedy dyrektorem naczelnym był Kazimierz Budzanowski, a artystycznym Paweł Miśkiewicz, ta formuła się nie sprawdziła, nie dogadali się. Dlaczego o tym nikt nie pamięta? Podzieleni dyrektorzy mają różne interesy. Można rozważyć formułę intendenta, istniejącą w teatrach niemieckich, ale finansowanie teatrów niemieckich w stosunku do polskich jest czterokrotnie większe. Wkrótce przystępujemy do kooprodukcji z teatrem w Dreźnie. To miejski teatr, wielkością odpowiada Teatrowi Polskiemu, ma dotację na poziomie 30 mln zł. Kiedy kontrahenci z Drezna usłyszeli o naszych pieniądzach, złapali się za głowę. Od 1949 roku Teatr Polski nie był modernizowany. Jacek Weksler, jego wybitny dyrektor, po pożarze zabiegał o modernizację sceny, co się nie udało.

Teraz marszałek proponuje remont widowni, przeprowadzony razem z trwającą właśnie modernizacją sceny.
Proponujemy to od dawna! Będę szczęśliwy jeśli ten pomysł zostanie zrealizowany. Wiele razy zapraszałem również pana marszałka do teatru, żeby zobaczył nasze zaplecze. Był na scenach, ale nie widział pracowni, które są w strasznym stanie. Nie mamy pieniędzy, żeby kupić szlifierki, maszyny do obróbki drewna. To są podstawowe narzędzia naszych techników. Chcielibyśmy zmienić technologię spawalniczą, żeby produkować lekkie, nowoczesne dekoracje, a jesteśmy skazani na technologię z epoki kamienia łupanego. Staję przed wyborami: robimy przedstawienie, czy kupimy maszynę do spawania aluminium. Mogę takich przykładów podawać wiele.

Ale Teatr Polski przechodzi drobne remonty?
Ten budynek się wali, co rusz go remontujemy, łatając dziury za gigantyczne pieniądze. To jest oczywiście bez sensu. Zwracamy się zwykle do urzędu marszałkowskiego, żeby wyrównywał nam pieniądze na najpotrzebniejsze remonty, ale zwykle dostajemy informację, że powinniśmy radzić sobie sami. Powtórzę po raz kolejny: dyrektorzy innych teatrów, słysząc o poziomie dotacji Teatru Polskiego, są zaskoczeni, że jest taka mała.

Teatr Polski to nie tylko spektakle. Organizujecie też inne wydarzenia.
Zespół zarabia za mało, a wykonuje trudne, różnorodne zadania. Tworząc program teatru z ambicjami na teatr narodowy, doprowadzając do comiesięcznych spotkań z najważniejszymi polskimi pisarzami, organizując czytania, spotykając się z artystami w ramach Czynnych poniedziałków, organizując wszechnicę teatralną, prowadząc lekcje teatralne, robimy to bezpłatnie dla uczestników, ale muszę zapłacić pracownikom. Powstaje pytanie: jaką chcemy mieć instytucję? Poważny, ambitny, artystyczny teatr, czy komercyjny kurnik, w którym zarabia się kasę na rozrywkowym repertuarze?

Może komercja uratowałaby finanse?
Dziś teatru jak Teatr Polski nie stać na repertuar komercyjny. Mamy niewiele premier. A komercja jest wszechobecna i nie ma powodu, żeby zapraszać ją również do filharmonii, muzeów i teatrów dramatycznych. To jest niezgodne z intencją programową teatru, jego tradycją: tradycją Jerzego Grzegorzewskiego, Jacka Wekslera, Krystyny Skuszanki i Jerzego Krasowskiego, Jakuba Rotbauma. To jest publiczny teatr o ambicjach sceny narodowej. Wyjściem dla nas byłoby unarodowienie teatru, co powinien rozważyć minister Bogdan Zdrojewski.

Chciałby Pan prowadzić teatr narodowy?
Teatr Polski spełnia wszystkie kryteria bycia teatrem narodowym, jak Burgtheater w Wiedniu. Jeśli coś mamy do zaproponowania światu, to sztukę na wysokim poziomie. W najbliższym czasie (jesteśmy w trakcie negocjacji), najprawdopodobniej pojedziemy na Wiener Festwochen w Wiedniu, jeden z trzech najważniejszych festiwalu w Europie, z "Utworem o matce i ojczyźnie".

"Szosa..." została uznana w Berlinie w 2011 roku za jedno z dwóch najważniejszych przedstawień.
Dochodzą do mnie nieoficjalne informacje, że urząd marszałkowski chce się pozbyć Sceny na Świebodzkim. Byłoby fatalnie. Scena Kameralna jest w strasznym stanie, o czym najlepiej wie Edwin Petrykat, pełnomocnik marszałka do spraw kultury, który pracuje w naszym teatrze. Nie wyobrażam sobie, żeby najważniejsza scena tego typu w Polsce, została teatrowi odebrana. Spektakli, które tam gramy nie da się zaadaptować na inne sceny.

Chyba 15 lat temu też rozważano przyszłość Świebodzkiego.
Rozważano i w sumie skończy się na oddaniu kolei? Miasto, Dolny Śląsk i teatr potrzebują Dworca Świebodzkiego.

Da się przeliczyć wartości artystyczne na pieniądze?
Zastanawiając się nad relacjami między pieniędzmi a kulturą trzeba powiedzieć jasno: nie ma możliwości, żeby przeliczyć kulturę na wartości ekonomiczne. Takiego algorytmu nie da się znaleźć. I dlatego ten algorytm to pewien rodzaj wyobraźni urzędników, organizatorów prowadzących teatr. Mam wrażenie, że dziś jest taka sytuacja: urzędnicy, zamiast pochylić się nad naszymi problemami, podważają podstawy naszej pracy. Mam nadzieję, że zastanowimy się wspólnie, jak doprowadzić do realistycznego finansowania kultury na Dolnym Śląsku, która jest jego niezaprzeczalną wartością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska