1,741 - na takim poziomie ustalił sobie młodzieżowiec Betardu Sparty średnią biegopunktową w trzynastu ligowych pojedynkach PGE Ekstraligi. Tuż za nim znajduje się czwórka drużynowych mistrzów świata: Tomasz Gollob (1,677), Adrian Miedziński (1,641), Michael Jepsen Jensen (1,607) i Grzegorz Walasek (1,583). Co tu dużo gadać, liczby rzeczywistości nie przekłamują.
- Na razie nie jest źle, jakoś to wygląda. Ale bez przesady, jednym z liderów drużyny na pewno się czuć nie mogę. Po prostu jest jazda, jazda, jazda. Nie siedzimy w domu, tylko latamy. To na pewno procentuje - mówi nam Drabik junior, tegoroczne odkrycie.
Ile zawodów odjechał już w tym sezonie Drabik? Nie wie, choć od nadmiaru kolejnych kółek może się zakręcić w głowie. Można stracić rachubę. I co wtedy?
W minioną niedzielę młodzieżowiec WTS-u wywalczył z bonusami kolejną ligową dwucyfrówkę - 9+2 (2,1,1,1,2,2). Brakuje trójki? Wiozła się w biegu czwartym, lecz zgubił ją Drabik przez drobne niedopatrzenie, które zdarzało się w karierze największym. Otóż na wejściu w drugi łuk trzeciego okrążenia zawodnik WTS-u przejechał obok Bartosza Zmarzlika z dziecinną łatwością. Bo w końcu to jeszcze dziecko. Tuż po ukończeniu trzeciego kółka Drabik jednak gwałtownie zamknął gaz, wyraźnie w poczuciu należycie spełnionego obowiązku. Gdy kolejny łuk pokonywał już wyprostowanym motocyklem w tempie spacerowicza ze Świnoujścia, ślizgiem i na pełnej prędkości przejechali obok wspomniany Zmarzlik oraz Maciej Janowski (Krzysztof Kasprzak wcześniej zdefektował). Co miał więc Drabik zrobić, odkręcił ponownie i popyrkał po punkt.
Telewizyjni eksperci próbowali nas przekonywać, że to problemy ze sprzętem, tyle że w tym sezonie Drabik nawet nie wie, co to znaczy. Czy zatem zwyczajnie pomylił okrążenia?
- Po prostu testowałem nowe hamulce, chciałem się przekonać, jak działają. I muszę powiedzieć, że całkiem nieźle - tłumaczy w stylu taty. - Robię sobie jaja, bo co mi zostało. Byłem pewien, że kończy się czwarte okrążenie, a tu chłopaki jadą dalej. Zająłem się ściganiem i nie spojrzałem na kierownika startu, ale teraz jest już po herbacie. Było, minęło. A czy wyciągnąłem wnioski? To się okaże - dodaje na wesoło.
To, że nie zna Drabik pojęcia “problemy sprzętowe”, bez wątpiena jest m.in. zasługą ojca, szefa teamu. - To prawda. Cały czas razem ustawiamy motor i cały czas o wszystkim dyskutujemy - mówi syn. W jego sprzęcie można też zauważyć jedno niestandardowe ustawienie - wyraźnie wygięte ku górze ramiona kierownicy. - Każdy lubi co innego. Ja akurat do takiej się przyzwyczaiłem, więc tak zostało. Nie ma już sensu kombinować - tłumaczy. Co egzemplarz, to inne przyzwyczajenia. Robert Sawina dla przykładu ścigał się z rączkami kierownicy skierowanymi w dół.
Wiele wskazuje na to, że Drabika czeka baaardzo długi sezon z wisienką na torcie i turystyczną atrakcją. Choć akurat żużlowa turystyka objazdowa to ostatnia rzecz, o którą można by posądzić profesjonalną reprezentację biało-czerwonych. Mianowicie 31 października w australijskiej Mildurze odbędzie się finał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów. Tymczasem Maksym otrzymał powołanie na zawody półfinałowe, które już w najbliższą sobotę w Opolu. Tam rywalami Polaków (również Bartosz Zmarzlik, Paweł Przedpełski i kapitan Piotr Pawlicki) będą Czesi, Rosjanie oraz Szwedzi.
W drugim półfinale, w niemieckim Gustrow, pojadą gospodarze oraz Brytyjczycy, Duńczycy i Finowie. Do finału dostaną się zwycięskie ekipy obu połówek oraz ten zespół z drugiego miejsca, który wywalczy więcej punktów. Australijczycy udział mają zapewniony z urzędu. To będzie zapewne pierwsza szansa zawodnika WTS-u na medal dużej światowej imprezy.
- Na razie o ewentualnej wyciecze do Australii nie myślę. Najpierw trzeba uzyskać awans i się dobrze zaprezentować. Ale torek w Opolu jest fajny, często tam startowałem. Zresztą w środę jedziemy tam na trening kadry - wyjaśnia młodzieżowiec.
Za to torek w Mildurze uchodzi za jeden z trudniejszych na świecie. Walka z gospodarzami może być zatem bardzo pouczająca. A tydzień wcześniej, w australijskim Melbourne, zakończy się cykl Grand Prix.
Dzień po zawodach w Opolu Drabik będzie się już ścigał w Lesznie, dokąd ekipa Piotra Barona wybiera się po punkt bonusowy. By osiągnąć cel, musi wywalczyć minimum 33 oczka, bo we Wrocławiu zwyciężyła 57:32. Zaliczka spora, problemów nie przewidujemy. Jeśli KS Toruń pokona za trzy punkty Unię Tarnów, a dodatkowo otrzyma punkt bonusowy za dwumecz z Falubazem (po odjęciu punktów przyłapanego na trawce Aleksandra Łoktajewa), wówczas spartanie zakończą rundę zasadniczą na czwartym miejscu. A to oznacza ponowną wycieczkę do Leszna w ramach półfinału play-off. Czy jednak torunianie są w stanie ograć Jaskółki przynajmniej 51:39? Spore wyzwanie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?