Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Zakościelny: Fajnie żyć chwilą

Małgorzata Matuszewska
Maciej Zakościelny jest dojrzałym aktorem i świetnym muzykiem
Maciej Zakościelny jest dojrzałym aktorem i świetnym muzykiem Fot. Tomasz Hołod
Z Maciejem Zakościelnym, aktorem znanym z ról w "Tylko mnie kochaj" i "Dlaczego nie!" - komediach romantycznych, zakończonego właśnie serialu "Czas honoru" - i muzykiem rozmawia Małgorzata Matuszewska

Uczył się Pan w szkole muzycznej w klasie skrzypiec. Dlaczego nie wybrał Pan Akademii Muzycznej, tylko Akademię Teatralną w Warszawie?
Wybrałem szkołę muzyczną, kiedy miałem siedem lat. Skończyłem i pierwszy stopień, i drugi. A potem pomyślałem, że w zawodzie aktora będę się mógł bardziej zrealizować, choć wcześniej nie miałem do czynienia z teatrem. A z muzyką bardzo. W rodzinnym domu każdy opanowywał jakiś instrument w mniejszym lub większym stopniu.

Słynie Pan z sumienności. Musiał być Pan bardzo pracowitym dzieckiem, bo nie dałby Pan sobie rady w szkole muzycznej.
To konieczna cecha dla takiego ucznia. Podobnie jak systematyczność.

Dużo trzeba ćwiczyć na instrumencie?
Trzeba mieć talent, być pracowitym i systematycznym, ale nie przesadzać. Osiem godzin ćwiczeń dziennie to przesada. Wystarczą 3-4 godziny, bo potem to już jest walka z materią. Chyba że ktoś nie może żyć bez wielogodzinnych ćwiczeń. Ja nie potrzebowałem ich aż tyle.

Ale muzyka towarzyszyła Panu chyba cały czas?
W szkole miałem ćwiczenia z klasyki, miałem też zespół, z którym jeździłem do Paryża i grałem na skrzypcach. Cały czas łączyłem muzyczne style.

Chyba nie tylko muzyczne.
Łączenie dobrze mi wychodziło: sport, muzykę, a po muzycznej szkole aktorstwo. Miałem za sobą warsztat naprawdę ciężkiej pracy - nauki gry na skrzypcach.

Przydał się w Akademii Teatralnej?

Oczywiście. W piosence skupiam się bardziej na tekście. Prof. Benoit mówił mi: "muzykę nosisz w sobie, wyrosłeś z nią. Teraz stwórzmy mały dramacik".

Połączenie Maciej Zakościelny - aktor i Maciej Zakościelny - muzyk sprawia, że pokazuje Pan publiczności całego siebie?
Nie interesuje mnie popisywanie się, wyjście na scenę i zastanawianie się "jak pokazać", zamiast "co pokazać". Unikam popisów. Wolę zapraszać ludzi do mojego świata, żeby stali się jego częścią. Popisywanie się jest niebezpieczeństwem, któremu każdy z nas poddaje się w mniejszym lub większym stopniu. Staram się z tym walczyć. Jeśli wiem, o czym jest piosenka, staram się ją przedstawić w odpowiedni sposób, dzięki czemu może ktoś wysłucha jej uważnie. Ale nic na siłę.

Podobnie w teatrze, jesteśmy zadowoleni, kiedy na przedstawieniu publiczność się śmieje. A kiedy na następnym jest cisza, szarżujemy, zamiast z dystansem powiedzieć: "nie będę szarżować, robię swoje". Maciej Englert, dyrektor Teatru Współczesnego, w którym pracuję, zawsze mówi: "idźcie swoją drogą". Oczywiście trzeba odpowiadać na reakcje widza, ale trzymać się tego, o czym rozmawialiśmy podczas prób. Ulec przeświadczeniu, że ludzie się roześmieją, jeśli przeszarżuję, jest bardzo łatwo. I równie łatwo jest rozwalić spektakl. Artysta powinien być zawsze skoncentrowany na tym, co robi.
Świetnie potrafi się Pan koncentrować. Te wszystkie szkoły artystyczne sprawiły, że jest Pan dobrze zorganizowanym człowiekiem?
Myślę, że tak, ale nie mnie to oceniać. Wolałbym nigdy nie myśleć o sobie i nie zastanawiać się, jaki jestem. Wolę się skupić na tym, co robię.

Poświęcać siły na rzeczywisty zamiar, nie efekciarstwo?
Zawsze daję z siebie 200 procent i zawsze jestem niezadowolony. I na całe szczęście udaje mi się tym bawić, każde wyjście na scenę czy przed kamerę traktować jak rodzaj kreowania jakiegoś świata, zastanawiania się "co pokazać", a nie "jak".

Muzyka jazzowa daje Panu wolność?
Nie jestem jazzmanem, nie aspiruję do tego miana. Spotkania z jazzmanami dają mi poczucie, że coś się we mnie otwiera i powiększa. Bardzo cenię ludzi, których spotkałem: Carmen Moreno, Annę Serafińską, Mariannę Wróblewską, Beatę Przybytek, Jana Walaska czy Wojciecha Kamińskiego, a z młodych: Rafała Stępnia, Michała Barańskiego, Pawła Dobrowolskiego - to jest bardzo wysoka półka. Czasem jestem zapraszany na festiwal - tak niedawno śpiewałem "Nie dokazuj" Marka Grechuty na krakowskim festiwalu Jana Kantego Pawluśkiewicza. I łapię się na tym, że czuję swobodę. Podczas wrocławskiego koncertu w Imparcie zaśpiewałem "Jej portret", chciałem, by utwór zabrzmiał intymnie, bo taki jest. Nie jestem już tylko aktorem. Otwiera się we mnie możliwość innego wyrażania siebie, nie tylko aktorsko, ale też muzycznie. To swoboda wyboru gatunków.

Warto nauczyć się więcej, żeby mieć taką możliwość wyboru?
Oczywiście. Zawsze chciałem robić coś więcej. Uprawiałem karate, byłem w zespole muzycznym, chodziłem do szkoły muzycznej, uczyłem się języków. Polecam różnorodność zajęć bardzo młodym ludziom, bo potem można wybrać coś, co zainteresuje nas na stałe, odrzucając coś, co znamy, ale nas nie interesuje. Im więcej poznajemy, kiedy jesteśmy dziećmi, tym lepiej później wiemy, czego chcemy.

Ważny jest więc rozwój?

Tak, bo wielu ludzi nie wie, czego chce. Współczuję im, bo to bardzo smutne. Bywa, że ktoś jest już po trzydziestce i wciąż nie wie, co chce robić. Nie powiem, że chcę być muzykiem, bo fajnie jest łączyć zajęcia. Carmen Moreno powiedziała kiedyś, że taniec pomagał jej w śpiewaniu. Mnie muzyka pomaga w aktorstwie, aktorstwo w muzyce.

Spotkał Pan w życiu ludzi, o których może Pan powiedzieć, że stali się kamieniami milowymi na Pana drodze?
Wielu. Na pewno wśród nich jest Zbigniew Dzięgiel, reżyser telewizyjny, który namówił mnie do powrotu do grania. Powiedział, że porzucenie skrzypiec to duża nonszalancja. Dużo też nauczyli mnie moi profesorowie: Zbigniew Zapasiewicz, Anna Seniuk, Krzysztof Kolberger.
Podobno po wykładzie Krzysztofa Kolbergera o ciele - narzędziu sztuki aktorskiej - zapisał się Pan na siłownię?
Tak, ale ze sportem zawsze miałem do czynienia. Nie chcę wymieniać, z jakim, bo to też popisywanie się. Im mniej człowiek mówi o sobie, tym bardziej jest to interesujące.
Trzy lata temu wystąpił Pan w filmie "Straż nocna" Petera Greenawaya, kręconym we Wrocławiu. Inaczej Pan dziś wygląda, mam wrażenie, że jest Pan swobodniejszym, światowym człowiekiem.
Dużo podróżuję, widzę, co się dzieje na świecie. Obserwuję, jak ludzie czerpią satysfakcję z wejścia na scenę. Nie zastanawiają się "jak", tylko "co" mają do zrobienia. I krytyka dla nich nie jest procesem negatywnym, tylko twórczym, zaczynem do dyskusji.

Błędy aktorskie i muzyczne są dopuszczalne?
Człowiek musi je popełniać, żeby iść do przodu i rozwijać się. Muszę się mylić, jeśli coś robię. Nawet fajnie, jak coś się nie uda.

Fajnie? Można się załamać.
Nie, trzeba wyciągnąć wnioski. Gdybym był zawsze perfekcyjny, nie odkryłbym czegoś fantastycznego. Może się tak zdarzyć, że pomyłka naprowadzi mnie na drogę, którą nikt jeszcze nie szedł. Błędy czy wpadki są pozorne, bywają iskrą w utworze, czymś, co powoduje, że utwór jest pełniejszy, bogatszy, bardziej interesujący.

Co jest przed Panem?
Mam nadzieję, że same najlepsze rzeczy. Skończyłem 30 lat. Myślę, że to dobry start do pięknych ról, rozwoju i robienia czegoś, co będzie wyrażało mnie, a nie stanie się tylko kalką innych aktorów. Do tego zmierzam, chcę to osiągnąć.

Nie boi się Pan, że coś się nie powiedzie?
Nie boję się przyszłości. Fajnie żyć tu i teraz, żyć chwilą.

Ale planuje Pan przyszłość?
Trzeba używać rozumu. Wiem, dokąd idę, moja podświadomość wie. Teraz tylko trzeba świadomie wykonywać to, co się dzieje tu i teraz.

Może zacznie Pan pisać?
Muszę jeszcze jedną rzecz napisać.

Co to będzie?
To jest moja tajemnica.

Ale ujrzy światło dzienne?
Na pewno.

To będę czekać.

Bronek i...
Maciej Zakościelny urodził się w Stalowej Woli, skończył Akademię Teatralną w Warszawie. Jego najbardziej znane filmowe role to m.in.: Bronek Woyciechowski w serialu "Czas honoru", Jan w "Dlaczego nie!", Michał w "Tylko mnie kochaj". Aktor Teatru Współczesnego w Warszawie, gra w "Poruczniku z Inishmore" i "Udając ofiarę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska