Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy z Dolnego Śląska: Dlaczego lekarz ma 20 razy więcej od pielęgniarki

Grzegorz Chmielowski
Paweł Relikowski/ Gazeta Wrocławska
Zaglądanie do cudzej kieszeni, nawet osób publicznych, nie mieści się w zestawie moich wymarzonych rozrywek. Ale, jak mówił były prezydent, czasami "nie chcem, ale muszem", do czego najzwyczajniej prowokuje tzw. codzienność.

Nie obawiaj się, Szanowny Czytelniku, nie będę Cię zbyt długo zadręczał premią 570 tysięcy złotych, która ma być wypłacona Rafałowi Kaplerowi, byłemu już prezesowi Narodowego Centrum Sportu, budowniczemu Stadionu Narodowego w Warszawie. Tysiąc razy w tym tygodniu słyszałeś, dlaczego premia jest niesłuszna i dlaczego ją mimo to były prezes zainkasuje.

I jak tu narzekać, że państwo polskie nie jest opiekuńcze? Jest, i to bardziej niż greckie, niemieckie i szwedzkie razem wzięte. Budowa stadionu opóźniła się o pół roku albo i lepiej, a nagroda dla budowniczego w wysokości kwoty odpowiadającej przeciętnej dziesięcioletniej płacy statystycznego rodaka leży sobie w depozycie i zaraz zacznie puchnąć od odsetek.
Przykładów takiej troski zresztą nie brakuje pod innymi publicznymi szyldami. Kilka lat temu odchodzący po półtorarocznej działalności prezes jednego z państwowych koncernów paliwowych miał zagwarantowane w kontrakcie na "do widzenia" 13 milionów złotych. Szum wokół tej sprawy spowodował, że dostał nagrodę pocieszenia, czyli dwie bańki. Zresztą, nie trzeba daleko szukać.

Na dolnośląskim podwórku przykładów opiekuńczości instytucji, samorządów czy firm powiązanych ze Skarbem Państwa też nie brakuje. By daleko nie szukać - wiele osób z zarządu miedziowego koncernu odchodzi z roboty i przez rok pobiera pieniądze, zresztą niemałe, bo nawet po kilkanaście tysięcy miesięcznie, z tytułu zakazu pracy u konkurencji, której tak naprawdę na krajowym podwórku nie ma.

Szczególną troską państwo otoczyło lekarzy w świdnickim szpitalu, gdzie zezwolono im wystawiać za swoją pracę faktury po 30, 40, a nawet 48 tysięcy złotych miesięcznie. Co tu kryć, Europa! Gdy sprawa ujrzała światło dzienne, starostwo, które nadzoruje szpital, postanowiło zwolnić jego dyrektora, który na takie kontrakty lekarskie się zgadzał. Bo z jednej strony puchły portfele doktorów, ale z drugiej - placówka popadała w długi.

Przy tym zastrzeżenie. Nie chcę wyjść na sknerusa i zazdrosnego nieudacznika, który potrzebuje każdego ranka aferki z wysokimi zarobkami jakiegoś prezesa, żeby mu zadziałał woreczek żółciowy. Nie w tym rzecz.

Pewnie łagodniej znosilibyśmy tego rodzaju wiadomości o sukcesach zarobkowych naszych elit, gdyby na przykład pozostały personel świdnickiego szpitala też zarabiał na europejskim poziomie. Bo pielęgniarka bierze tam na rękę jakieś dwa tysiące złotych miesięcznie. A też musiała zdobyć specjalistyczne wykształcenie, często wyższe, i też wykonuje wiele ważnych czynności medycznych, od których zależy efekt leczenia prowadzonego przez lekarza. Można więc zapytać, czy jej praca jest zatem 10-20 razy mniej warta od pracy pana doktora?
Problemem staje się właśnie coraz większa i niezrozumiała różnica w dochodach ludzi zatrudnionych w tej samej firmie czy instytucji. O dziwo, także publicznej, która - jak wciąż mi się wydaje - powinna pokazywać drapieżnikom i rekinom rynku, jak naprawdę zadbać o ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska