Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List do... We Wrocławiu przed snem nie czytamy "Mein Kampf"

Arkadiusz Franas
List do... czyli do kogo, zapytają Państwo. Po pierwsze, przypomniała mi się genialna piosenka zespołu Dżem "List do M", a po drugie, miało być do Polaków, ale to może zbyt ksenofobiczne... Udziela mi się. Tak to teraz się mówi o tych, którzy przekonują, że kochają swą ojczyznę. Ale niech będzie. Do Polaków. Wiem, teraz wszyscy zapytają, ale których?

Do wszystkich. Ja nie mam z tym problemów. Moim rodakiem jest każdy, kto czuje, że nim jest. Moi sąsiedzi, był nim nieżyjący już mój szef i nauczyciel Lothar Herbst, którego przybyli po wojnie na Dolny Śląsk wyzywali od szwabów, bo urodził się w Breslau w 1940 roku. Jest nim Emmanuel Olisadebe czy obrońca polskiej re-prezentacji Damien Perquis, choć obaj mają problemy z mówieniem językiem Kochanowskiego i Mickiewicza. Nieważne, gdzie się urodzili, nieistotne, czy kiedyś nazywali się inaczej, chcą być Polakami, to są Polakami. I koniec.

A po co ten mój list do Polaków? Chciałbym rodakom uświadomić, że we Wrocławiu nie mówimy po niemiecku, po ulicach nie chodzimy w brunatnych koszulach, a w zerówkach czy przed snem dzieciom nie czytamy "Mein Kampf". Na festynach nie śpiewamy pieśni typu "Tomorrow belongs to me" znanej z genialnego filmu Boba Fosse'a "Kabaret". To film o romansie artystki i pisarza w Berlinie w czasie, gdy kona Republika Weimarska i rodzi się faszyzm. I w nim jest scena, jak młodzieniec blondynek w mundurku ze swastyką na ramieniu brawurowo śpiewa "Jutro będzie należało do nas" i porywa do śpiewu prawie całe towarzystwo siedzące w kawiarnianym ogródku. Na twarzach tych ludzi widać każde złowrogie drgnienie rodzącego się nazizmu. Ciarki przechodzą po plecach.

Chyba że woli Pan, jak Jan Onufry Zagłoba stać trochę z boku, by potem odpalić, jak ów bohater Trylogii: "Ale żeśmy Bohuna usiekli"

Ale we Wrocławiu tak się nie śpiewa. My wolimy "Mkną po szynach niebieskie tramwaje" lub coś w rytmie spokojnego bluesa nadodrzańskiego. Bo w tym mieście ludzie kochają spokój i słońce. Wbrew temu, co, niestety, twierdzą niektórzy publicyści i politycy. Znów się uaktywnili po zamieszaniu na niedzielnym spotkaniu na Uniwersytecie Wrocławskim z socjologiem prof. Zygmuntem Baumanem. Pojawili się tam też ludzie wykrzykujący hasła typu "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". Skąd ten poziom agresji? Pretekstem do zakłócenia spotkania była przeszłość prof. Baumana, który w latach 40. i 50. minionego wieku był związany z reżimem stalinowskim. Choć później znany był też ze swojej postawy antykomunistycznej. Przeszkadzających w wykładzie usunęła policja, a uczestniczący w nim prezydent Rafał Dutkiewicz stwierdził: Nie będę w swoim mieście tolerował nacjonalistycznej hołoty.

I gdyby na tym poprzestał byłoby OK. Ale prezydent dał się wciągnąć w dyskusję, bo jak niektórzy wiedzą, ma słabość do obecności na arenie ogólnokrajowej i czasami lubi to bardziej niż zapomniana już była posłanka zapomnianej na szczęście Samoobrony Renata Beger owies. Nie, nie przepraszam, pani Renata lubiła seks jak koń owies. I po tych dyskusjach w pamięci ludzi pozostało to, co powiedział minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, że dobrze, iż prezydent miasta wreszcie zareagował, bo we Wrocławiu od dawna nasilają się ruchy ksenofobiczne i nacjonalistyczne. A w relacji z innej debaty z udziałem prezydenta nie przytoczono nawet żadnej jego wypowiedzi, tylko Wrocław był wymieniany jednym tchem obok Jedwabnego. I taki obraz mojego miasta kształtuje się teraz wśród Polaków. Panie ministrze, może Pan zapomniał, ale w tym kraju obowiązuje prawo.

I ono wyraźnie mówi, że kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych podlega karze. Więc może jako naczelny szeryf RP mając paragraf zacząłby Pan ścigać tych, co łamią prawo. Po co się pan ogląda na samorządy. Chyba że woli Pan, jak nakreślony przez Pańskiego pradziadka bohater Jan Onufry Zagłoba, stać trochę z boku, by potem odpalić, jak ów bohater Trylogii: "Ale żeśmy Bohuna usiekli", gdy Wołodyjowski pokonał groźnego absztyfikanta Heleny Skrzetuskiej.

I nie twierdzę, że we Wrocławiu nie ma ludzi o poglądach nazistowskich. Są, jak wszędzie. Tylko dlaczego różnymi publikacjami ich legitymizujemy? Po co kreślimy ich sylwetki? A potem może "Taniec z gwiazdami"? Oni w ten sposób nabierają mocy. Czują się ważni. Byli na marginesie i niech tam zostaną. I niech policja ich pilnuje. A może czas wrócić do priorytetów? Fakt, sieją nienawiść. A dlaczego w ten sposób nie jest traktowana również dyrektorka teatru, która o wyborze papieża napisała "I wybrali tego ch...". Ci, którzy krytykują zadymiarzy z wykładu, w przypadku pani dyrektor stanęli w jej obronie. I stwierdzili, że karanie jej za to, to ograniczanie wolności słowa. A dla mnie to też sianie nienawiści. Na tle religijnym. Więc zdecydujmy się i nie relatywizujmy świata. Ludzie się gubią, co jest dobre, a co złe.

A najlepiej z całej sytuacji wyszedł prof. Bauman, który przeprosił za to, że "posłużył za pretekst do widowiska". - Jestem też zadowolony, bo zafundowano nam lekcję historii, o której na spotkaniu będziemy rozmawiać - dodał. Naprawdę mądry to człowiek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska