Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekcje latania

Piotr Kanikowski
Helena Graczyk chce, by Klekotek żył jak inne bociany i  dlatego uczy go fruwać
Helena Graczyk chce, by Klekotek żył jak inne bociany i dlatego uczy go fruwać Piotr Krzyżanowski
Z trojga rodzeństwa był najsłabszy i pewnie najmłodszy. Rodzice wypchnęli go z gniazda, gdy pojęli, że nie zdołają wykarmić tylu obżartuchów.

Gospodarstwo Heleny i Piotra Graczyków stoi na górce skalistej i stromej - aż strach na nią wjechać, by nie zaryć podwoziem samochodu w kamienie. Ze szczytu widać rozciągnięte wzdłuż rzeki Zagrodno, a wśród chałup - słup elektryczny z bocianim gniazdem. Z dziesięć lat będzie, jak je strażacy założyli. Tam się Klekotek urodził.

Z trojga rodzeństwa był najsłabszy i pewnie najmłodszy. Rodzice wypchnęli go z gniazda, gdy pojęli, że nie zdołają wykarmić tylu obżartuchów.
Ale mógł też spaść na ziemię przez przypadek. Gdy dorosły bocian wypluwa pokarm dla pisklaków, młode wszczynają rumor: drąc się wniebogłosy i machając skrzydłami, próbują pierwsze dopaść do jedzenia. Być może w tym zamieszaniu któryś z braci Klekotka zepchnął go nieostrożnie za krawędź.
Spadł - szczęśliwie - w miękką, bujną trawę. Tam znalazły go dzieci.
- Mieścił się w dłoniach, kiedy go do mnie przynieśli - Helena Graczyk odkłada na bok taczkę i składa ręce w łódkę, byśmy zobaczyli, jakie to było chucherko. - Syn go najpierw trzymał w klatce - ciągnie. - Ale on, biedak, w tej klatce ciasno miał. Ani kości rozprostować. To go tu do mnie dali, żeby sobie chodził po podwórku.

Mądry jest, sam się pilnuje. Pani Helena piele ogródek, a bocian drepcze sobie dookoła, chrząszcze z trawy wyciąga albo pióra dziobem przeczesuje. Zupełnie jak dorosły ptak.
Swoją godność ma i z pospolitym drobiem się nie zadaje. Kury bije. Kiedyś nawet na koguta się rzucił.
Na noc zachodzi do klatki. Rano czeka z resztą dobytku, aż wstaną gospodarze i go wypuszczą. Szyję wyciąga po pieszczoty.
Gdy na podwórko Graczyków zaglądają obcy, bocian znika, wsuwa się w jakiś kąt, przykuca na ziemi, odwraca głowę - jakby był obrażony. Tylko czarnymi oczkami za intruzem wodzi.

- Klekotek, Klekotek - Helena Graczyk głaszcze boćka po piórach.
Ptak kokieteryjnie wygina szyję, żali się skrzekliwie: "Kchrrr kchrrreee..."
- No i tak sobie gadamy - uśmiecha się pani Helena.
Apetyt Klekotkowi dopisuje. W dwa dni potrafi pochłonąć kilogram wątróbki.
- Kupuję mu czasem jakąś tańszą wieprzowinkę, bo wybredny jest. Byle czego nie zje - wzdycha pani Helena.
Za rybami przepada. Czasem, jak miejscowi wracają z wędkowania, wstępują do Graczyków podzielić się łupem. Przychodzą dzieci, z dżdżownicami lub owadami w pudełku. "My do bociana" - anonsują się.

Kot mu gryzonie znosi. Wprawdzie nie zawsze chce je oddać po dobroci, ale pani Helena zawsze jakoś tak sprytnie Mruczka zbałamuci, że w końcu mysz ląduje w bocianim żołądku.
Czasem w akcie desperacji - gdy ptak żali się, że głodny - gospodarze sami rzucają się polować na chrabąszcze. Klekotek wydaje się mieć żołądek bez dna.
Z emerytury trudno utrzymać takiego żarłoka. Dlatego Graczykowie z ulgą przyjęli deklarację złotoryjskiej rzeźni, że odstąpi im resztki po uboju.

Dorosły bocian zjada dziennie pół kilo pokarmu. Na ogół są to ryby, świerszcze, drobne ssaki, na przykład myszy, i dżdżownice. Żabami nie pogardzi, choć wbrew obiegowym opiniom, nie są one podstawą bocianiego menu.
Małgorzata Kopytowska, która w ptasim przytulisku w Myśliborzu ma pod opieką kilka takich Klekotków, karmi swych podopiecznych nerkami lub podzielonymi na mniejsze kawałeczki porcjami rosołowymi.

Graczykowie liczą, że za miesiąc lub półtora ich ptak poczuje zew natury, dołączy do bocianich sejmików, a potem poleci z wszystkimi za morze. Na wszelki wypadek zarządzili lekcje latania. Pani Helena chwyta boćka pod boki i unosi w górę. Klekotek rozkłada wtedy długie skrzydła, łapie wiatr w pióra, przebiera nogami w powietrzu. "Kchrrr, kchre" - chrząka dumnie.
- Jego rodzeństwo już samo potrafi unieść się nad gniazdo - martwią się Graczykowie. Niepotrzebnie, bo jak zapewnia doktor Danuta Pawłowska-Fiedkiewicz z legnickiej Lecznicy Weterynaryjnej "Arka", nawet pozbawiony rodziców bocian sam nauczy się robić użytek ze swoich skrzydeł. To naturalne, tak jak umiejętność pływania u ryb.

- Co roku odbieramy mnóstwo sygnałów o bocianach, które wypadły z gniazd, są chore lub ranne - mówi Magdalena Berezowska z Towarzystwa Przyjaciół Przyrody Pro Natura we Wrocławiu. - Ludzie bezinteresownie otaczają je opieką. W Polsce ten gatunek jest otoczony szczególnymi względami.
Piotr i Helena Graczykowie wierzą, że Klekotek - choć wychowany wśród ludzi - poradzi sobie na wolności. Mówią, że jeśli odleci, będą go co roku wypatrywać:
- Byłoby miło, gdyby wracał do Zagrodna - zapewniają.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska