Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuchnia wrocławska czy Breslauer Küche?

Aleksander Malak
Niewielu mam znajomych, ale przecież kilku mam. Zapytałem ich ostatnio, co sądzą o bigosie po wrocławsku. Proszę bez nieporozumień. Jak najbardziej chodzi o potrawę, dzięki której Piwnica Świdnicka zyskała nowego dzierżawcę.

Dowiedziałem się, że nic nie sądzą, bo nigdy o czymś takim nie słyszeli, choć przecież kilku z nich we Wrocławiu spędziło całe swoje życie, z czego niektórzy pół życia we wrocławskich knajpach, restauracjach, barach i ekskluzywnych lokalach.
Długo i cierpliwie musiałem tłumaczyć, że bigos po wrocławsku robi się z czerwonej kapusty, jabłek, rodzynek, cytryny, goździków, liści laurowych, czerwonego wina, cukru i trzech łyżeczek maggi.
- No dobrze - zapytał jeden z nich. - A gdzie mięso?
- Jeżeli lubisz, możesz wkroić kiełbasę...
- Dziękuję, nie skorzystam. Bigos, to bigos, czerwona kapusta, to czerwona kapusta.

Tyle, jeżeli chodzi o tradycję, czy bardziej szczegółowo o tzw. kuchnię wrocławską. Tak zwaną, bo konia z rzędem temu, kto w naszej, wrocławskiej historii znajdzie jakąkolwiek charakterystyczną dla Wrocławia potrawę.

Już słyszę o takiej wspaniałości, jak Breslauer Häckerle (wędzony boczek z marynowanym śledziem!) albo o Schlesisches Himmelreich ("śląskie niebo") - duszonej, wędzonej wieprzowinie z gotowanymi suszonymi owocami i kluskami. Znawcy dodadzą coś jeszcze o pieczonej z jabłkiem i majerankiem gęsi, podawanej na św. Marcina, a specjaliści o knackwurście (czyli serdelku pękającym przy ugryzieniu) podawanym z kminkowym preclem, który to specjał wywodzi się wprost z Piwnicy Świdnickiej.

I wszystko jest, czy raczej byłoby OK, ale ja przecież pytałem o potrawy wrocławskie, nie o dania kiedyś popularne in Breslau.
W dyskusji, która rozkwitła przy okazji tzw. wrocławskiej kuchni, jacyś internauci przytomnie zauważyli, że na dobrą sprawę tylko dwa produkty gastronomiczne można uznać za charakterystyczne dla naszego miasta. Pierwszy to mąka wrocławska, stworzona dzięki oryginalnej recepturze nie kogo innego, jak Wojciecha Dzieduszyckiego, a drugi to... knysza - koperta z ciasta, w którą wkłada się warzywa, jakieś mięso i podlewa sosem.

Przy przetargu na nowego dzierżawcę Piwnicy Świdnickiej nasz magistrat zażyczył sobie, by Piwnica serwowała i promowała dania tradycyjnej kuchni wrocławskiej. Czyli coś, czego nie ma i nigdy nie było. We Wrocławiu!
Proszę bardzo - gdyby magistrat powiedział, że chce tradycyjnych dań Breslauer Küche, rozumiałbym to. Przyjeżdżają turyści, głównie Niemcy, niech mają. Ale doskonale wiem, że miasto tego nie powie, bo się najzwyczajniej wstydzi. I dlatego wymyśla tradycyjną, wrocławską kuchnię? Qui bono?

Znany wrocławski pisarz Marek Krajewski, skądinąd Ambasador Wrocławia, napisał był 5 książek, w których tytułach użył nazwy Breslau. Bo pisał o mieście, które do 1945 roku istniało. I w którym komisarz Eberhard Mock przy okazji rozwiązywania kolejnych kryminalnych zagadek coś tam do swojego organizmu wprowadza. Jakieś potrawy, czasem może nawet charakterystyczne dla.... właśnie dla Wrocławia, czy dla Breslau? Być może kiedyś Marek Krajewski zostanie obdarzony tytułem Civitate Wratislaviensi Donatus (czego mu serdecznie życzę). Czy magistrat przedtem każe mu zmienić tytuły jego książek? Nawet by to nieźle brzmiało - "Dżuma we Wrocławiu". Albo "Koniec świata we Wrocławiu".

Może miasto manipulować kuchnią i zamieniać Breslauer Küche na wrocławską, mogę ja zmanipulować Szekspira i zawołać za Ryszardem III: "Królestwo! Konia za królestwo!". Koń to oczywiście "tradycyjna, wrocławska kuchnia".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska