Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy dziecko ma dziecko

Sylwia Królikowska
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Piotr Krzyżanowski
Co czuje nastolatka, kiedy się dowie, że jest w ciąży? Przede wszystkim strach. Niemal każdej przechodzi przez myśl okrutne pytanie: "Jak się tego pozbyć?". I wiele dziewczyn próbuje to robić, narażając życie - pisze Sylwia Królikowska

Czego najbardziej boją się nastolatki w ciąży? Reakcji rodziny, tego, co będzie dalej, czy sobie poradzą... Choć zdarzają się i skrajne sytuacje, kiedy w ciążę zachodzi 13-letnia dziewczyna. Siostra dyrektor Ewa Lyga z Domu Matki i Dziecka w Opolu, gdzie trafiają nastoletnie matki, przyznaje, że takie dziewczynki na początku w ogóle nie zdają sobie sprawy z tego, w jakim są stanie. Nieraz bawią się jeszcze lalkami. Chcą biegać, skakać albo jak jedna z podopiecznych, w siódmym miesiącu ciąży, jeździć na rolkach. I niczym nie dało się jej przekonać, że tak nie powinna, że to dziecinne. Bo przecież ona wciąż była dzieckiem.
- Często trudno wytłumaczyć, że teraz muszą być odpowiedzialne tak naprawdę za dwoje. Że z dnia na dzień muszą stać się dorosłe - przyznaje siostra dyrektor Ewa Lyga.

Często z młodymi mamami rozmawia Iwona Michańcio, naczelna pielęgniarka ze szpitala ginekologiczno-położniczego w Wałbrzychu. Przyznaje, że dziś rodząca 17-latka nikogo już nie dziwi, a zdarzają się takie, które w tym wieku rodzą drugi raz. Bardzo młode dziewczyny w szpitalu paraliżuje przede wszystkim strach przed bólem podczas porodu. Ale wcześniej równie często silniejsza od strachu jest myśl, jak pozbyć się ciąży. - Oczywiście nie wolno wszystkich wrzucać do jednego worka, ale rozmawiając z dziewczynami, które urodziły w młodym wieku, przekonałam się, że niemal każda z nich miała takie myśli - mówi Dagmara Przychodzeń, psycholog, która współpracowała ze stowarzyszeniami zajmującymi się pomocą dla młodych mam. Dodaje, że, niestety, spora grupa dziewcząt próbowała "domowymi" sposobami dziecka się pozbyć. Próbują, często narażając swoje życie. Tak jak nastolatka z Boguszowa-Gorców pod Wałbrzychem, której martwe dziecko odnaleziono w śmietniku. Dziś 17-letnia dziewczyna odpowiada w sądzie rodzinnym i nieletnich za zabicie dziecka w czasie porodu i namawianie dwa lata starszego chłopaka, by pomógł jej pozbyć się ciąży. Kazała ojcu dziecka uderzyć się w brzuch. Tłumaczyła, że sama nie jest w stanie zrobić tego mocno. Na tyle mocno, żeby pozbyć się dziecka... 19-latek uderzył ją co najmniej trzy razy.

Następnego dnia dziewczyna urodziła. Była w szóstym miesiącu ciąży. Noworodek nie oddychał. 17-latka zawinęła dziecko w foliowe torby i wyniosła do śmietnika, kilkaset metrów od domu. Jeszcze tego samego dnia odnalazł je kloszard, przeszukujący śmietnik. Rodzice dziewczyny zeznali, że nie mieli pojęcia o ciąży córki, nie zorientował się nikt.

- I wierzę, że tak było. Moi rodzice nie wiedzieli do siódmego miesiąca - mówi Patrycja Wójcik z Wałbrzycha.
Dziś ma 35 lat. Jest mężatką i mamą dwójki świetnych dzieci. Małgosia skończy w tym roku 17 lat, Marcel - 11. Z mężem Tomaszem wkładają wszystkie siły w to, żeby wykształcić dzieci, zapewnić start w przyszłość.
- Chciałabym, żeby zawsze czuły, że mają w nas oparcie, nam obojgu tak bardzo tego brakowało, kiedy byliśmy w ich wieku - mówi.

Kiedy jej mąż miał 10 lat, zmarła jego mama. Ojca nigdy nie znał. Został sam i trafił do domu dziecka. Patrycja pochodzi z biednej rodziny i przez całe życie mogła właściwie liczyć tylko na siebie. Wiadomość o tym, że jest w ciąży, spadła na nią jak grom. Kiedy się zorientowała, była już w czwartym miesiącu. - Liczyłam na to, że jestem chora. Wolałam być chora niż w ciąży - mówi Patrycja.

Przyjaciółka kupiła jej test w aptece. Wyczytała, że najlepiej zrobić go rano. Nie spała całą noc. O świcie poszła do łazienki. Ułamki sekund czekania na wynik dla niej były wiecznością. Widziała wszystko, jakby w zwolnionym tempie. Próbowała się czymś zająć. Myła zęby, czesała włosy, a z nerwów płynęły jej łzy.
- Pamiętam, że próbowałam sobie wmówić, że to normalny poranek, taki, jak wszystkie inne - mówi Patrycja. Już po chwili okazało się, że tych kilka minut na zawsze odmieni jej życie. Zobaczyła grubą, czerwoną kreskę. Choć instrukcję testu znała na pamięć, jeszcze raz zaczęła ją czytać: "Wynik negatywny - niebieska linia, wynik pozytywny - czerwona.". Nie było żadnych złudzeń. Od piątego miesiąca zaczęła mieć widoczny brzuch. Wkładała szerokie swetry, a koleżankom wmawiała, że to jej nowy styl. Był przy niej Tomasz, który przygotowywał się do matury. I jak sama przyznaje, tylko dzięki niemu zdecydowała się nie usunąć dziecka. Przekonywał ją, że dadzą sobie radę. Że on zaraz po szkole pójdzie do pracy i wyprowadzą się. Rodziców o ciąży poinformował ginekolog, do którego wreszcie zdecydowała się pójść.
- Powiedzieli, że nie zamierzają utrzymywać bachora - wspomina i jeszcze dziś nie może mówić o tym bez żalu. Z rodzicami nie utrzymuje żadnego kontaktu. W lipcu, na kiedy miała wyznaczony termin porodu, zamieszkała z Tomkiem. Za pieniądze z wyprawki z domu dziecka wynajął mieszkanie - kawalerkę 18 mkw. Znalazł pracę - był pomocnikiem na budowach. - Pamiętam, jak dziwnie się czułam, kiedy dziecko się poruszało. Śmiałam się i płakałam na zmianę. Tomka prawie cały dzień nie było w domu, wracał późno, zmęczony. Koleżanki niechętnie do mnie przychodziły, a jeżeli już, to wpadały na kilku minut i biegły gdzieś na imprezę - mówi Patrycja.

Małgosię urodziła w terminie. Zdrowa dziewczynka ważyła 2,5 kg. W domu mieli tylko łóżeczko, a młoda mama z płaczem oglądała wystawy z rzeczami dla dzieci. - Kolorowe przewijaki, pieluchy jednorazowe... A ja ręcznie tetrę prałam, każdego dnia - wspomina.
Po wakacjach nie wróciła do szkoły. Nie podeszła do matury. Nie było na to ani czasu, ani pieniędzy. Bywały dni, że nie mieli czego włożyć do garnka. Ale najważniejsze było, żeby Małgosia nie była głodna. - Jedliśmy naleśniki z mąki i wody. Do dziś ich nie lubię...

Kiedy Małgosia skończyła dwa lata, Patrycja poszła do pracy w sklepie całodobowym. Cały dzień mieli zaplanowany co do minuty. Tomek wracał i zajmował się dzieckiem, wtedy ona biegła do sklepu. Wracała zmęczona, a od świtu Małgosia dopominała się towarzystwa mamy. Kiedy skończyła cztery lata, rodzice posłali ją do przedszkola. A Patrycja postanowiła zdać wieczorowo maturę. - Dziś sama zastanawiam się, jak tego dokonaliśmy, ale się udało. Choć było koszmarnie trudno i wiem, że lata, kiedy mogłam szaleć z koleżankami, odeszły bezpowrotnie - mówi. Czy tego żałuje? Nie ukrywa, że czasem tak. Najbardziej, że nie mogli zapewnić Małgosi tego, co miały inne dzieci. - Wciąż się o coś martwiliśmy, baliśmy się, że nie damy rady, że ją nam zabiorą - mówi. - Wiem, że Małgosia jest odpowiedzialna i dużo rozmawiam z nią o seksie, zabezpieczaniu się. Ale jeżeli mimo wszystko zaszłaby w młodym wieku w ciążę, to wiem również, że nie zostawię jej samej i zawsze będę ją wspierać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska