Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak dziś wyglądałaby powódź we Wrocławiu?

Marcin Rybak
Stanisław Kosiarczyk
Stanisław Kosiarczyk Fot. Tomasz Holod / Polskapresse
Jak dziś wyglądałaby powódź tysiąclecia we Wrocławiu? Czy zatopienie wsi Łany uratowałoby Wrocław? Mówi nam Stanisław Kosiarczyk, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego w magistracie.

W lipcu 1997 r., krótko przed tym, jak Wrocław zalała wielka powódź, byliśmy uspokajani, że nic nam nie grozi. Bo Niemcy, jeszcze przed wojną, zaprojektowali i wybudowali świetny system obrony miasta przed wodą i jesteśmy bezpieczni. Prawda była inna?

To prawda, że Wrocław był przygotowany na wielką wodę. Pytanie - do jakich rozmiarów? Przed wojną zakładano, że bezpiecznie przez miasto może przepłynąć 2200-2400 metrów sześciennych na sekundę. A lipcu 1997 r. płynęło 3600 metrów sześciennych na sekundę. Niektórzy mówią, że nawet więcej.

System przeciwpowodziowy, zaprojektowany i wybudowany przed wojną, pewnie przez lata nie był modernizowany.
Robiono tyle, ile było można, ale nie wszystko. Odra wraz z kanałami zamulały się, zarastały. Mimo to według różnych szacunków w 1997 r. Wrocław był wstanie bezpiecznie przyjąć 2800, może nawet tylko 2500 metrów sześciennych. Na pewno nie 3600 metrów sześciennych na sekundę.

Tak zalany był Wrocław [ZOBACZ MAPĘ]

Czy przed powodzią 1997 r. czegoś zaniedbano?
Tak nie można powiedzieć. Robiono tyle, na ile nas było stać.

Okrzyknięto ją powodzią tysiąclecia. Czy to rzeczywiście była największa możliwa fala? Czy kiedyś może się zdarzyć jeszcze większy kataklizm?
Nikt nie może założyć, że większej powodzi nigdy nie będzie. Ale też nikt nie buduje takich umocnień i takiego systemu, który jest w stanie wytrzymać każdą, nawet największą powódź.

Gdy mówimy o obronie Wrocławia przed powodzią, często słyszymy o zbiorniku Racibórz. Wciąż go nie ma, chociaż budowę rozpoczęto. Gdyby był w 1997 r., uratowałby Wrocław?
To nie jest takie proste. Zbiornik Racibórz można porównać do worka, który w razie zagrożenia powodzią ma przyjąć część wody z Odry. W założeniach ma przejąć jej na tyle dużo, by obniżyć przepływ wody w rzece przez Wrocław o jakieś 400 metrów sześciennych na sekundę.

Jego budowę zakładały jeszcze przedwojenne niemieckie plany obrony Wrocławia przed powodzią. W 1997 r. z pewnością zatrzymałby część wody powodziowej. Ale sam zbiornik Racibórz miasta by nie uratował. Choć z pewnością nie doszłoby do tak poważnych zalań. Powtarzam, nie ma możliwości ani ekonomicznego uzasadnienia, żeby wybudować system obrony przed powodzią przygotowany na każdą możliwą falę.

Przypomnijmy, którędy woda wlała się wtedy do Wrocławia.
Od strony Siechnic, Oławy. Wlała się przez tereny wodonośne. Obszar między rzeką Oława a Odrą stał się wielkim zbiornikiem i z niego woda wpłynęła do miasta, aż do samego centrum.

W ostatnich godzinach przed nadejściem kataklizmu podjęto decyzję o wysadzeniu wałów w Łanach tuż pod Wrocławiem. Nie zrobiono tego, bo doszło do protestów mieszkańców. Dziś jak Pan ocenia tę decyzję? Słyszałem głosy: uratowano Łany, a zalano Wrocław.
To nieprawda. Wtedy było za późno. Wielka fala była już na granicy miasta. Być może woda byłaby na trochę niższym poziomie. Lecz żeby uratować wtedy Wrocław przed zalaniem, po prostu nie było żadnych szans.

A dziś? Wyobraźmy sobie, że na Wrocław płynie z gór taka sama wielka woda, np. 3600 czy 4000 metrów sześciennych na sekundę. Jesteśmy w stanie się obronić?
Dziś jesteśmy na pewno w lepszej sytuacji. Po tamtej powodzi władze przeprowadziły nie tylko odbudowę, ale i modernizację. Później ruszył wielki projekt modernizacji Wrocławskiego Węzła Wodnego. Dziś jest już na ukończeniu. Wybudowano i odnowiono wały, pogłębiono Odrę, kanały powodziowe i kanał miejski. Zmodernizowano i wybudowano śluzy, jazy. Efekty tych prac widać dziś na każdym kroku. Nawet w centrum miasta mamy nowe mury oporowe, bulwary spacerowe nad rzeką. Gdy wszystkie prace zostaną dokończone, a plan jest taki, żeby stało się to do końca tego roku, Wrocław bezpiecznie będzie mógł przyjąć falę na poziomie 3200 metrów sześciennych na sekundę. W znacznym stopniu zwiększyliśmy poziom zabezpieczeń w stosunku do systemu przedwojennego.

A gdy znowu zdarzy się kataklizm, jak w 1997 r.? Czy w takim przypadku woda zaleje miasto?
W założeniach nadwyżkę miałby przejąć zbiornik Racibórz. Gdyby w takim momencie nie był jeszcze gotowy, z pewnością byłyby jakieś podtopienia, ale nie na taką skalę jak w lipcu 1997 r.

Którędy woda wlałaby się do miasta? Jaki teren dziś zalałaby powódź tysiąclecia?
Po zakończeniu modernizacji Wrocławskiego Węzła Wodnego cały obszar Wrocławia jest chroniony nowymi i zmodernizowanymi wałami. Aczkolwiek może wystąpić awaria i może nastąpić miejscowe podtopienie.

Od kilku dni znowu pada deszcz. Mamy się czego bać?
Zupełnie nie. Dziś jest inna sytuacja niż wtedy, gdy zdarzyła się wielka powódź. Od dwóch lat mieliśmy bezśnieżne zimy. Poziom wód gruntowych i wody w rzekach jest bardzo niski. Niech pada. Bo dziś bardziej martwi nas susza niż zagrożenie powodzią. Oczywiście, gdy w jakimś miejscu spadnie intensywny burzowy deszcz, to będą podtopienia. Ale nie można tego porównać z wielką powodzią. W lipcu 1997 r. ziemia była nasiąknięta, woda spływała do rzek, a zbiorniki, które mogłyby ją zatrzymać, jak Nysa czy Otmuchów, były pełne wody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska