Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Gwoździa Grzesia

Natalia Stępień
Oto pierwsze z trzech najlepszych opowiadań w konkursie dla dzieci "A to moja bajka właśnie...". Konkurs towarzyszył III Targom Książek dla Dzieci i Młodzieży "Dobre Strony", które odbyły się we Wrocławiu.

Całkiem niedawno, wręcz w niedalekiej przeszłości. Bardzo blisko, całkiem w zasięgu wzroku, żył Młotek, a na imię było mu Czesio. Mieszkał spokojnie w pudełku z narzędziami. Nikomu nie wadził, nie był ostry dla sąsiadów jak pani Piła. Nie był także pozytywnie zakręcony jak państwo Wiertła. Bliżej mu z charakteru było do spokojnego, ciężkiego pana Kowadło. Co jakiś czas wyruszał do pracy. Musiał w niej ostro główkować i często po powrocie miewał migreny - choć ludzie mówili, że muru głową nie przebijesz, on to właśnie robił, więc był zadowolony, że jest lepszy od ludzi w tej dziedzinie. Ogólnie mówiąc, zwykłe życie przeciętnego Młotka.

Czesio nie wiedział, wręcz nie mieściło mu się w jego stalowej głowie, że w momencie pojawienia się w skrzynce nowego sąsiada, Gwoździa Grzesia, jego spokojne życie już niedługo całkowicie się odmieni. Nie wiadomo czemu, ale Grzesio swoim charakterem przyciągał Młotka i nie mowa tu o takim przyciąganiu, jaki Czesio czuł do pana Magnesa, który strasznie denerwował Młotka. Jak już się do kogoś przyczepił, to nie odstępował go nawet na krok kilka dni albo i dłużej.
Gwóźdź Grzesio był miłym osobnikiem, nie wbijał się bez zaproszenia na imprezy. Potrafił rozmawiać na każdy temat, który pojawiał się na ustach mieszkańców skrzynki. Jednocześnie nie był plotkarzem i nie rozmawiał na tematy, które mogły kogoś obrazić, np. że pan Nóż jest tępy, czy też, że z pani Pompki uszło powietrze. Zawsze uprzejmy i uśmiechnięty. Kleiła się do niego pani Taśma, ale on był niewzruszony na jej zaloty, choć nikt wcześniej nie oparł się jej urokowi.

Na jednym z przyjęć u państwa Wierteł Czesio odważył się na dłuższą rozmowę z nowym mieszkańcem.
- Cześć, jeszcze się oficjalnie nie poznaliśmy - zaczął Młotek. - Mam na imię Czesio.
- Miło poznać - odpowiedział Gwóźdź. - Jestem Grzesio.
Zaczęli rozmawiać, różne tematy zostały poruszone, kilka obgadanych dogłębnie, jak np. współpraca Młotków z Gwoździami na budowie, o strajkach Młotków, które nie chciały trafić Gwoździa, tylko palec ludzki w ramach protestu przeciw zbyt ostremu wykorzystaniu Strugów do poskromienia dzikich Desek. Na końcu Czesio poruszył sprawę pojawienia się Grzesia w skrzynce.
- Potrzebowaliśmy takiego wesołego, miłego Gwoździa, jak ty, w naszej skrzynce - podsumował Młotek.
- Wiesz, na zewnątrz to i ja może błyszczę, ale tam w środku jest mi straszliwie smutno, straciłem miłość mego życia - Śrubkę Sylwię. Czuję się przybity, jak ostatni gwóźdź do trumny.
- Jak to się stało?
- Nie wiem. Leżałem spokojnie koło niej na podłodze i nagle… Trafiłem do ciemnego miejsca, a później tutaj. Muszę ją odnaleźć!
Młotek Czesio, nie wiedząc czemu, powiedział, że z miłą chęcią pomoże. Dopiero w do-mu zdał sobie sprawę, że wiąże się to z wyjściem ze skrzynki. Poczuł zimne ciarki na stalowej główce. Z drugiej strony, raz się żyje - pomyślał i zaczął się pakować. Umył głowę, zęby i ledwo przyłożył głowę do poduszki, już spał.
Rano obudziło go drapanie, pukanie, a na końcu walenie do jego przegródki - to był Grzesio. Młotek wstał, wpuścił Gwoździa, zarzucił toboły na plecy i chciał wyjść. Został jednak powstrzymany przez gościa.
- Czesio, nie dobijaj mnie, co ty tam masz?
- Hm, same potrzebne rzeczy: konsole z grami, cd-player z przebojami zespołu Twardogłowi, przenośne TV i troszkę smaru, by się lepiej szło.

- Człowieku - tu Młotek troszkę się obruszył. - Po co ci te badziewia? Nie będzie czasu na takie rzeczy. Weź tylko smar, może się przydać, jeśli kogoś spotkamy.
- Ehhh - powiedział Młotek i jak powiedział, tak zrobił.
Ruszyli. Wszyscy ich żegnali. Tylko pan Nóż nie przyszedł - odciął się od tego wszystkiego, twierdząc, że to co najmniej głupota opuszczać dobrowolnie skrzynkę.

Czesio i Grzesio powoli wyszli za brzeg skrzyni. Ich oczom ukazał się nowy, dziwny, straszny, a zarazem fascynujący świat. Kwadratowe słońce, zwane przez ludzi oknem, wpuszczało snop światła, dzięki któremu nasi bohaterowie zauważyli wiszące wysoko na niebie chmury, zwane potocznie suszącym się praniem. Wśród chmur nierzadko zauważalne były dzikie Klamerki, które co i rusz stękały, jakby trzymały cały ten ciężar na swoich barkach. Daleko na horyzoncie zauważyli majestatyczne stożki gór oprószone kurzem i piaskiem. Przy dobrej pogodzie, jak się mocno wpatrywało, dało się zauważyć napisy na nich: Pepsi Cola, Oranżada Wyborowa czy też Sok Kubuś. Szli powoli. Nie wiedzieli, w którym kierunku mają się udać. Nagle jak spod deski wylazł Wkręt.

- Ooooo, nowi - rzekł. - Ja zwiem się Gieniu Wkręt. Należę do bandy Śrubokręta Marcina. Wkręcił mnie do niej mój kolega Dłuto Olaf. Od zawsze miał dużą siłę przebicia. Tak naprawdę to nie odpowiada mi rola zbója. Chcę być komikiem, mam kilka superpomysłów i skeczów. Opowiem wam mój ostatni wymyślony dowcip. Mówi drzewo do drzewa: Gorąco mi. Na to drugie drzewo mówi: To ściągnij koronę, hehehe dobre, co nie… hm, czemu się nie śmiejecie? A w ogóle to co tu robicie ? - zakończył Wkręt.
- A zwiedzamy - Grzesio znacząco puścił oko do Czesia.
- Hm, wyglądacie na twardych chłopaków. Może chcecie dołączyć do naszej bandy?
- Nie wiem, czy się nadajemy. Właściwie to co robi się w tej bandzie? - zainteresował się Młotek.
- Napadamy na karawany Mrówek Faraonek i porywamy ich Mszyce. Później szefuńcio wymienia je na pobratymców, wiesz, Śruby, Wkręty, Nakrętki i innych wykopanych przez te owady. A oni za uwolnienie muszą dla szefa zdobywać smar. Ciężkie życie, bo Marcin nigdy nie jest zadowolony i wciąż mu mało smaru. Ostatnio - rozkręcał się Gienio - to nasz szef taką ładną Śrubkę sobie wkręcił. Jak ona ma na imię… Sofia, nieee. Sylwana, nie. Już wiem: Sylwia.
Na te słowa Gwóźdź Grzesio zesztywniał, a Wkręt mówił dalej: - Piękna Śrubka, błyszcząca, proporcje gwintu zachowane. Cuuuuudo - na koniec cmoknął.
- Zaciekawiłeś nas - powiedział Czesio. - Chyba dołączymy do tej bandy.
- Super. Za mną.
Maszerowali przez sypkie wydmy kurzu, białe łąki pleśni, wśród dzikich stad roztoczy, aż wreszcie zobaczyli wielką błyszczącą puszkę-bazę z napisem Czerwona Farba Olejna 10 l.
- Uff, jesteśmy.
Weszli do środka. Ściany były nie wiadomo czemu czerwone. Sufit, z którego zwisały sople, także, o zgrozo, podłoga także. Grzesio miał nadzieję, że już za chwilę ujrzy swoją Śrubkę. Zobaczył ją. Stanął jak wbity. Tak, to ona - jego Śrubka Sylwia. Gwóźdź nie wiedział, że jest bacznie obserwowany przez Śrubokręta Marcina.
- Ejjj - krzyknął Marcin. - Co się tak gapisz???
Przed twarzą Grzesia stanął wielki Śrubokręt. Nasz bohater spojrzał na szefa bandy. Marcin był twardym, starym narzędziem. Nie za bardzo dbał o wygląd zewnętrzny, tu i ówdzie miał ślady rdzy. Główkę jednak miał ostrą, niebezpiecznie błyszczącą, znaczy się, często używaną.
- Kim jesteście?
- Gwóźdź Grzesio, a to mój kumpel Młotek Czesio.
- Nie podoba mi się, jak patrzysz na moją Śrubkę.
- Ona jest moja! - krzyknął Grzesio.
- Buhahaha ha, a nawet hihihi - powiedział z poważną, złowrogą miną Marcin.
- Grzesiu, ratuj - krzyknęła Sylwia.
W koło zebrała się spora grupa mieszkańców, zarówno członków bandy, jak i zniewolonych przymusowych pracowników.
- Jestem Grzesio Gwóźdź!!! - wykrzyczał. - Wyzywam ciebie, Marcinie, na pojedynek o władzę!!!
- O żesz ty, Gwoździu - krzyknął Śrubokręt i skoczył do przodu. Chciał wkręcić Grzesia w deskę, ale nasz bohater zrobił unik w bok i szybko doskoczył do Marcina i przygwoździł go do podłogi. Wykręcił mu rączkę.
- Auć - zawył Marcin. - Poddaję się! Wygrałeś!
- Mój Grzesiu - przytuliła się Śrubka. Gwóźdź błyszczał ze szczęścia.
- Uważaj!!! - krzyknął Czesio.

Marcin nie pogodził się z przegraną i zaatakował od tyłu Gwoździa, który już niczego się nie spodziewał. Pokonany szef rzucił się do ataku i wiadomo, jakby to się skończyło, gdyby nie stalowe nerwy Czesia. Z całej siły walnął z główki Marcinowi, aż ten wbił się po rękojeść w podłogę.
- Aua - jęknął Śrubokręt.
- Aua - jęknął Czesio. - Przez ciebie zaczęła mnie boleć głowa.
- Och, dziękuję, Czesiu. Uratowałeś nas - powiedziała Sylwia.
- Jako nowy szef ogłaszam, że wszyscy są wolni. Już nie musicie zbierać smaru! Żyjcie i cieszcie się każdym dniem!
- Hura - krzyczeli mieszkańcy puszki. - Jesteśmy wolni! Smar dla wszystkich!
- Dobra przygoda to taka, która się dobrze kończy - podsumował Czesio.
Kilka dni później Grzesio i Sylwia wzięli ślub i zamieszkali w pudełku od zapałek niedaleko puszki. Czesio, choć podobało mu się w puszce, postanowił wrócić do swojej przegródki w skrzynce. Śrubokręt Marcin obiecał poprawę i lekarz Łom wyrwał go z deski. Troszkę go leczył w domu, gdzie Marcin poznał jego córkę Pilniczkę Ewę, z którą się szybko ożenił. Wkręt Gienio nie został komikiem. Zrobił jakiś przekręt u mrówek, jest poszukiwany listem magnesowym w czterech mrowiskach.

O autorce
Natalia Stępień jest uczennicą trzeciej klasy Publicznej Szkoły Podstawowej nr 30 im. Armii Krajowej w Wałbrzychu.
W konkursie "A to moja bajka właśnie..." opowiadanie wałbrzyszanki "Gwóźdź Grzesio" pokonało ponad tysiąc innych bajkowych opowiadań, baśni i komiksów. Dzięki swojej historii Natalia Stępień otrzymała pierwsze miejsce w kategorii szkoła podstawowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska