Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogdan Zdrojewski ma być honorowym, a nie świętym. Niech przetrwa w całości

Arkadiusz Franas
Bitwa między prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i marszałkiem Rafałem Jurkowlańcem, o której niedawno wspominałem, trwa w najlepsze. Koniec pewnie przewidziano na jesień przyszłego roku (wybory samorządowe). Chyba że strony postanowią inaczej, ale nie spodziewałbym się. Lub wojska się wykrwawią...

Ale ta wojna nie jest taka zła. Ostatnio w jej ramach doszło do spotkania między obu panami w sprawie 50 milionów, które ratusz obiecywał województwu na budowę wschodniej obwodnicy Wrocławia. Tu muszę zrobić krótki przypis. Ratusz twierdzi, że obiecywał nie obiecując, a urząd marszałkowski, że obiecywał obiecując. Moi koledzy dziennikarze ogłosili, że spotkanie zakończyło się porażką. Marudy. A nikt nie zauważył jednego niewątpliwego sukcesu: obaj panowie wreszcie się spotkali. A to w polskich realiach politycznych jest rzadkością. Na przykład prezes Jarosław Kaczyński prędzej pójdzie na piechotę na Marsa i da się wykąpać w pokrzywach, niż wybierze się do Donalda Tuska czy Bronisława Komorowskiego, który ośmielił się z nim wygrać wybory prezydenckie. Albo jak na przykład Lech Wałęsa, który lata temu na zakończenie debaty z Aleksandrem Kwaśniewskim rzekł: "Panu to ja mogę nogę podać", gdy Kwaśniewski wyciągnął rękę na pożegnanie.

Ja na miejscu pana prezydenta zapłaciłbym te 50 milionów, bez względu na to, czy były zapisane w liście, czy w umowie. Słowo prezydenta Wrocławia powinno być wystarczającym gwarantem

A wrocławscy politycy, ludzie niewątpliwie wysokiej kultury, podali sobie ręce. I napowitanie, i na pożegnanie. Co więcej, przed spotkaniem wymienili się listami na temat owych 50 milionów. Ale ponieważ nie tylko w Polsce epistolografia umiera i to, co śpiewali Skaldowie, że ludzie "listy piszą, zwykłe, polecone", dotyczy już tylko urzędów skarbowych, banków i komorników, to należało się spotkać. I naprawdę uważam to za duży sukces. A że nie osiągnięto porozumienia? Po pierwsze, nie wiemy, co się za drzwiami działo, bo rozmowa była bez mediów. Panowie dobrze się znają, są ze sobą na ty, więc pewnie w krótkich słowach wyjaśnili sobie sporną kwestię. I nie wiemy też, czy może było siłowanie na rękę, czy zagrali w łapki. Na razie wyszedł remis i sprawę ma wyjaśnić wysoka komisja (średnia wzrostu na oko około 180 cm) złożona z dwóch osób. To naprawdę sukces.

Szczerze? Ja na miejscu pana prezydenta zapłaciłbym te 50 milionów, bez względu na to, czy było to zapisane tylko w liście intencyjnym, czy w jakiejś konkretniejszej umowie. A choćby na serwetce. Słowo prezydenta Wrocławia powinno być gwarantem wystarczającym. Poza tym przecież te pieniądze pójdą na kolejne odcinki obwodnicy stolicy Dolnego Śląska, a nie na jakieś tam zachcianki marszałka. Wiem, wiem... Teraz usłyszę od prezydenta: jak ma pan te pieniądze, to niech pan da, bo kasa Wrocławia nie jest bez dna. Ja faktycznie w chwili obecnej taką kwotą nie dysponuję, ale myślę, że bogate miasto Wrocław jakoś "wysupła" ową kwotę. To po prostu sprawa honorowa. I gdy tak ob-serwuję ten konflikt, to przypomina mi się z odległej historii konflikt między papieżem Grzegorzem VII a niemieckim cesarzem Henrykiem IV. Rzecz szła najkrócej mówiąc o to, kto ważniejszy. Papież ekskomunikował cesarza, a cesarz się ukorzył i klęczał na śniegu pod twierdzą w Canossie, prosząc o zniesienie ekskomuniki. Wy-prosił i uśpił czujność przeciwnika, bo kil-ka lat później zdobył Rzym i osadził nowego papieża. I to, że marszałek przybył do ratusza, nie oznacza, że przypisuję mu rolę cesarską, a prezydentowi papieską. Kto jest kim w tej potyczce, pokaże nam niedaleka przyszłość.

A wracając z roku 1077 do bitwy w 2013, to warto zauważyć, że głównie potyczki toczą obozy polityczne, z którymi owi politycy są związani. Czy za ich wiedzą? Tego żadne Archiwum X z ojcem Mateuszem nie są w stanie ustalić. W ostatnich dniach bój poszedł o Bogdana Zdrojewskiego, ministra kultury, a całkiem niedawno prezydenta Wrocławia. Jakiś czas temu z propozycją, by Zdrojewskiemu nadać tytuł honorowego obywatela Wrocławia, wystąpił Rafał Dutkiewicz. Ale wniosku nie złożył, bo ze względów formalnych było za wcześnie. Więc politycy PO postanowili taki wniosek złożyć wcześniej. Tak na wszelki wypadek, by nie podpisywać się pod propozycją prezydenta. A żeby było ciekawiej, to mówimy o PO w regionie, w którym za Bogdanem Zdrojewskim się nie przepada, choć do partii należy. Nie wiem, czy Państwo zauważyli, ale pan minister rzadko pojawia się na imprezach partyjnych typu zjazd czy uroczyste przesuwanie płotów lub przecinanie wstęgi. Wygląda to tak, jakby na Dolnym Śląsku była Platforma skupiona wokół Grzegorza Schetyny i Platforma Zdrojewskiego (jednoosobowa?). Ale by powalczyć z Dutkiewiczem, nastąpiło chwilowe zjednoczenie, choć nie jestem przekonany, czy minister o tym wiedział.

Jednym słowem, Bogdan Zdrojewski ostatnio rozrywany był. Co najmniej, jakby każdy chciał mieć choćby część polityka tylko dla siebie. Nie przymierzając, jak relikwię jakąś, cudowną kosteczkę do ucałowania... A przecież ma być "tylko" Civitate Wratislaviensi Donatus, a nie świętym. To znaczy w najbliższym czasie...

Bohater powodzi roku 1997 jest jeden i na szczęście w całości. I niech w całości pozostanie dla wrocławian, a nie będzie wykorzystywany tylko doraźnie do walk politycznych. Bo znając potencjał ministra, jak los pomoże oraz konflikty w partii przybiorą na sile, to jeszcze nieraz przyniesie chlubę swemu miastu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska