Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna German, Pola Raksa, Stanisław Szelc, Edward Lubaszenko... Co łączy te gwiazdy? Teatr Kalambur!

Robert Migdał
Robert Migdał
Robert Migdał Polska Press Grupa
Z okładki najnowszego miesięcznika „Nasza Historia” zerka na mnie Anna German - wielka gwiazda muzyki, która porzuciła karierę geologa (w styczniu 1962 roku została magistrem geologii na Uniwersytecie Wrocławskim - tytuł jej pracy: „Zdjęcie geologiczne okolic Zatonia”), żeby błyszczeć na scenie - nie tylko polskiej, ale i zagranicznej. Rosjanie ją kochali, Włosi na rękach nosili. Mało kto jednak pamięta, że panna German pierwsze artystyczne kroki stawiała jeszcze jako studentka we wrocławskim Teatrze Kalambur przy ul. Kuźniczej - kuźni wielu talentów. To tu występowali jako początkujący artyści: Pola Raksa, Edward Lubaszenko czy Stanisław Szelc.

O „Kalamburze” - magicznym miejscu na kulturalnej mapie Wrocławia (a jak się szybko okazało i Polski, i Europy) pisze w najnowszej „Naszej Historii” Krzysztof Kucharski. Ba! Redaktor Kucharski twierdzi, że były nawet... trzy „Kalambury”:

Pierwszy narodził się w roku 1957 i był nieco młodszym bratem warszawskiego STS-u, łódzkiego Pstrąga, gdańskiego Bim-Bomu czy krakowskiego Teatru 38. Próbował sił w kabarecie, teatrze, poezji i inscenizacjach nowatorskich dramatów. Drugi „Kalambur” objawił się w latach 1969-1970 jako jeden z pionierów ruchu teatrów młodej kultury - inicjując słynne Międzynarodowe Festiwale Teatru Otwartego oraz realizując najgłośniejszą swoją premierę - „W rytmie słońca” według poematu Urszuli Kozioł (reż. B. Litwiniec, 1970). Trzeci okres rozpoczął się powołaniem w roku 1974 Akademickiego Ośrodka Teatralnego Kalambur, która to firma stała się organizatorem najrozmaitszych przedsięwzięć twórczych.

Krzysztof Kucharski przybliża nam złote lata teatru z Kuźniczej - odświeża pamięć o tym miejscu, ludziach, którzy je tworzyli, o pasji, z jaką żyli, grali...

Skoro na początku napisałem o wrocławskim teatrze, muszę też napisać kilka słów o Teatrze Miejskim w moim rodzinnym Głogowie. W miesięczniku „Nasza Historia” przeczytałem świetny tekst Marcina Kaźmierczaka o historii tej głogowskiej świątyni sztuki.

Jak pisze autor, pomysł powołania sceny teatralnej w Głogowie zrodził się u schyłku XVIII w. Prace rozpoczęto w kwietniu 1799 r. W myśl projektu bryła budynku miała być zbudowana według wywodzącego się ze sztuki starożytnego Egiptu i Grecji wzorca klasycystycznego, tak powszechnego w tamtym czasie w głównych miastach Prus - Berlinie i Poczdamie. O artystyczny wystrój budowli, a więc fryzy i sztukaterie zadbał poczdamski rzeźbiarz Konstantin Sartori. Cena biletu w zależności od miejsca wynosiła odpowiednio 4 i 8 groszy. Głogowski teatr nie przyciągał tylko pięknym wyglądem, a przede wszystkim sztuką: wystawiano tu bowiem nie tylko sztuki teatralne, ale i operetki, opery... Tłumy widzów przybywały nie tylko z Głogowa, ale i z okolicznych miejscowości.

Dziś z blasku dawnego teatru pozostała tylko pamięć o nim. Jego ruiny - od końca II wojny światowej (ucierpiał bardzo w czasie Festung Glogau) straszą na odbudowanym głogowskim Starym Mieście. Ale pojawiła się iskierka nadziei. Obecne władze Głogowa dążą do odbudowy teatru (szukają pieniędzy, piszą pisma, robią ekspertyzy). Chcą, żeby Głogów i jego mieszkańcy znów mieli swój teatr. A ja, jako głogowianin z urodzenia i wielki miłośnik tego miasta (i teatru) - bardzo im kibicuję...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska