Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znalazła telefon i nie oddała. Wpadła, bo zaczęła robić zdjęcia

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Córka pani Moniki zgubiła telefon komórkowy marki Samsung Galaxy wart 1700 złotych. Matka zgłosiła na policji, że dziecko zostało napadnięte, choć to nie była prawda. Potem dostała odszkodowanie - 1700 złotych. Ale sprawa wyszła na jaw i pani Monika stanęła przed sądem, oskarżona o składanie fałszywych zeznań i oszustwo. Niedawno zapadł wyrok: 5 tysięcy złotych grzywny. Przed sądem stanęła też sprzątaczka z podstawówki na wrocławskim Szczepinie, do której uczęszczała córka pani Moniki. Jak się okazało, znalazła telefon zgubiony przez dziewczynkę i zaczęła nim robić zdjęcia. I tak wpadła.

W kwietniu 2013 roku dziesięcioletnia uczennica podstawówki w czasie lekcji zgubiła telefon. Po zajęciach wróciła do szkoły ze swoim tatą, ale telefonu nie znaleźli. Tego samego dnia mama dziewczynki zgłosiła na policji napad. Z jej relacji wynikało, że ona i jej córka były na spacerze w parku. Nagle podbiegł do dziecka jakiś osobnik, przytrzymał dziewczynce rękę, wyrwał telefon i uciekł. Miał być ubrany w dres. Mama uczennicy nie byłaby w stanie - zeznała na policji - rozpoznać sprawcy. Kilka tygodni później kobieta zgłosiła ten napad w firmie ubezpieczeniowej. Telefon objęty był ubezpieczeniem od rabunku, a że został zrabowany, firma bardzo szybko wypłaciła odszkodowanie, czyli równe 1700 złotych.

Tymczasem telefon zgubiony przez dziewczynkę leżał sobie gdzieś przy szkole na Szczepinie. Znalazła go szkolna sprzątaczka. Był już czerwiec 2013 roku, czyli dwa miesiące po tym, jak komórka została zgubiona. Pani sprzątaczka zaczęła korzystać z telefonu jak ze swojego. Robiła np. zdjęcia aparatem wbudowanym w telefon.

Musiała nie wiedzieć, że telefon jest połączony z internetem, a wszystkie zdjęcia automatycznie wysyłane są do tzw. chmury, zwanej inaczej wirtualnym dyskiem. Nie tylko ze swojego, ale z dowolnego innego telefonu, komputera albo tableta można połączyć się z ową chmurą. Jesienią 2013 roku córka pani Moniki zajrzała do internetu. I zobaczyła, że w jej „chmurze” pojawiły się zdjęcia jakiejś kobiety. Okazało się, że to sprzątaczka z podstawówki, do której uczęszcza dziesięciolatka.

Rodzice dziewczynki poszli do dyrekcji szkoły zgłosić całą sprawę. Zażądali zwolnienia pracownicy ze szkoły, ale prosili dyrekcję, by ta jednak nie zawiadamiała o całej sprawie policji.

Tymczasem dyrekcja doniesienie złożyła. I tak wyszło na jaw, że żadnego rozboju nie było, więc mama dziewczynki złożyła fałszywe zeznania i oszukała ubezpieczyciela.

Pani Monika do winy się nie przyznawała. Przekonywała, że naprawdę był napad. Jednak zwróciła firmie ubezpieczeniowej odszkodowanie. Sąd ocenił, że jest winna (wyrok jest nieprawomocny).
Sprzątaczka też odpowiadała - za przywłaszczenie mienia. Ta sprawa zakończyła się umorzeniem, bo doszło do jej pojednania z rodzicami dziewczynki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska