Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł Edmund Starzyński, wioślarz z innego, dawnego świata

Wojciech Koerber
Ósemka szykowana na igrzyska w Rzymie (1960). Od prawej sternik J. Pawłowski, szlakowy K. Błasiński, M. Leszczyński, E. Ostaszkiewicz, K. Naskręcki, A. Klaus, S. Neuman, E. Dakszewicz i E. Starybrat (Starzyński).
Ósemka szykowana na igrzyska w Rzymie (1960). Od prawej sternik J. Pawłowski, szlakowy K. Błasiński, M. Leszczyński, E. Ostaszkiewicz, K. Naskręcki, A. Klaus, S. Neuman, E. Dakszewicz i E. Starybrat (Starzyński). Archiwum Edmunda Starzyńskiego
Jak nas poinformował Marian Pawlak, 1 grudnia zmarł Edmund Starzyński (Starybrat), rocznik 1926, absolwent wrocławskiej Wyższej Szkoły Rolniczej, weterynarz, uczestnik Akademickich Mistrzostw Świata 1957 w 8+ (2. miejsce), Mistrzostw Europy w Macon (8+, 4. miejsce), wielokrotny mistrz kraju i akademicki mistrz Polski w latach 60. Był także sędzią i działaczem wioślarskim, honorowym członkiem Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich. Pogrzeb odbędzie się 9 grudnia o godz. 11. na cmentarzu przy ul. Smętnej (Sępolno) we Wrocławiu.

Edmunda Starzyńskiego odwiedziliśmy przed dwoma laty w jego mieszkaniu na Sępolnie, nieopodal starej siedziby żużlowej Sparty przy ul. Mickiewicza. Powstał wtedy po tej wizycie poniższy tekst:

Przed laty wiosłowała każda uczelnia, czyli wspominki Edmunda Starzyńskiego

Edmund Starzyński, były świetny zawodnik i wzięty weterynarz o dawnych wiosłach i dawnej Odrze, na której czas spędzało – i pot wylewało – wielu studentów.

Z przyjacielem wioseł i byłym zawodnikiem Jerzym Lipińskim oraz naszym wicemistrzem olimpijskim Pawłem Rańdą odwiedziliśmy w domu na wrocławskim Sępolnie Edmunda Starzyńskiego, przed laty znanego jako Edmund Starybrat. Rocznik 26. Wespół z kolegami tworzył piękną kartę polskich wioseł, wtedy jeszcze dyscypliny wybitnie akademickiej.

- Tylko z mojego roku, z weterynarii, wiosłowało 16 osób – wspomina Edmund Starzyński.

Lekko licząc, w latach 50. i 60., w samym tylko Wrocławiu wioślarstwem zajmowało się przeszło tysiąc osób, w tym masa studentów. - Ile osób dziś wiosłuje w stolicy Dolnego Śląska? Może z 50 – przelicza... znajomych Rańda, który od lat planuje tę Odrę zawrócić. Tzn. rozkręcić na niej wioślarską imprezę.

Ale wracamy do Edmunda Starzyńskiego. Urodził się w Inowrocławiu, nieopodal przepięknej Kruszwicy, gdzie wiosłowano już w połowie ubiegłego wieku. Jako 13-latek został wywieziony do Niemiec, gdzie pracował w gospodarstwie rolnym. Wrócił tuż po wojnie.

- Jechałem z Hamburga na Śląsk w wagonie wypełnionym grochem. I ja się w tym grochu zakopałem – sentymentalnie wspomina wioślarz z uśmiechem na ustach. Do Wrocławia trafił na studia weterynaryjne. - I tu się wszystko zaczęło. Na ulicach czuło się jeszcze oddech toczonej do niedawna wojny. Na poniemieckiej przystani wioślarsko-żeglarskiej przy Wybrzeżu Wyspiańskiego, wówczas jeszcze w gruzach, grupa studentów różnych wrocławskich uczelni dokonała przy pomocy wojska odgruzowania oraz wydobycia zatopionych łodzi – mówi nam pan Edmund. Uczył się więc zawodu, a przy okazji wiosłował.

Życiowy miał sezon 57, kiedy to ze swoją ósemką zdobył srebrny medal rozgrywanych w Moskwie akademickich mistrzostw świata. Na mistrzostwach Europy we francuskim Macon zajął z kolei czwarte miejsce. Blisko pudła. Może i by było, gdyby jeden z kolegów nie spadł z wózka. A trzeba wiedzieć, że wtedy jeszcze nie rozgrywano mistrzostw świata. Za to cały świat przyjeżdżał na... ME.

Medale mistrzostw Polski oraz akademickich mistrzostw Polski wyławiał pan Edmund hurtowo. W Kruszwicy, Poznaniu, Wrocławiu, Szczecinie, Gdańsku, Bydgoszczy etc. Choć wcześniej również pływał i skakał z wieży. Jednego tylko żal. Że los nie wpuścił Starzyńskiego do olimpijskiej familii.

- W 1960 roku nasza ósemka AZS-u Wrocław rywalizowała o wyjazd do Rzymu z ósemką CWKS-u Zawisza Bydgoszcz. Z klubem wojskowym, co w tamtych czasach miało niemałe znaczenie – wspomina wrocławianin z Sępolna. Ówczesne zasady gry wspominają zresztą i inni. - Ta walka miała się odbywać podczas pięciu regat. I wrocławski AZS zwyciężył 3:2. Były jednak protesty, przepychanki i koniec końców do Rzymu nie pojechała żadna ósemka. Za to pojechała czwórka Zawiszy – dodaje Jerzy Lipiński, na co dzień autoryzowany wrocławski dealer Opla z ul. Karkonoskiej.

Bogatą karierę zakończył pan Edmund w 1960 roku, a więc jako 34-latek. - Dostałem nakaz pracy w Wojewódzkim Zakładzie Weterynarii we Wrocławiu i na tym musiałem się skupić – wyjaśnia. Choć nie omieszkał również, na odchodne, udzielić wskazówek Rańdzie. 34-letniemu Randzie. - Niech pan skończy karierę w odpowiednim momencie. Nie za późno – delikatnie zasugerował. Dopytaliśmy więc, co miał na myśli – to, by zejść ze sceny w odpowiednim momencie, czy może to, by zejść w pełni zdrowia. Chodziło o to drugie. Wioślarze są jednak długowieczni. Patrz 87-letni Edmund Starzyński, czy choćby wciąż trenujący Kazimierz Naskręcki (rocznik 38).

Swoje wspomnienia zawarł również pan Edmund w krótkiej broszurce. Oto fragment: „Wioślarstwo - ciężka to dziedzina, pełna wyrzeczeń, niedoceniana, ale piękna. Powiem nieskromnie – wybrana to dyscyplina sportu. A piękna jest oglądana z nabrzeża, wzdłuż wstęgi Odry. Smukłość łodzi połączona jest z precyzyjną koordynacją np. czterech czy ośmiu wioślarzy i ten ślizg po tafli wody. Jednak to tylko pozory, pod którymi ukryte były setki godzin treningu, setki przebiegniętych kilometrów oraz bardzo wiele ćwiczeń. Mówiąc krótko - sport, a może zabawa dla twardzieli.”

Może gdzieś we Wrocławiu rosną jeszcze nowi twardziele, chętni do wiosłowania? Tradycja jest, trzeba ją tylko pielęgnować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska