Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zjedli sztukę mięsa dla poklasku, mimo że nie smakowało

Janusz Michalczyk
Paweł Relikowski
Uwaga: przed przeczytaniem tego felietonu skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż zapoznanie się z szokującymi treściami przez osoby o wrażliwych żołądkach grozi nieprzyjemnymi konsekwencjami.

Podczas minionych świąt zajadałem wigilijne potrawy ze smakiem, ale z tyłu głowy kołatała się myśl związana z tym, co kilka dni temu przeczytałem w internecie. Mianowicie holenderska telewizja przeprowadziła bezpośrednią transmisję z kolacji przy świecach, w trakcie której dwaj prezenterzy spożyli kawałki ciała... partnera.

Wcześniej chirurg profesjonalnie wyciął im niewielkie fragmenty mięśni z uda i brzucha, a dyplomowany kucharz przyrządził z nich sztukę mięsa. Przy okazji tego niezwykłego wydarzenia ogłoszono przekroczenie kolejnego tabu w ojczyźnie współczesnego reality show. Łatwo się domyślić, że prowokacja się udała - niektórzy zszokowani widzowie gwałtownie zaprotestowali.

Autorzy programu nie powołali się na oczywiste w cywilizacji chrześcijańskiej skojarzenia z Ostatnią Wieczerzą (bierzcie, oto jest ciało moje). Dlaczego zatem gryźli i łykali ludzkie mięso na oczach wielomilionowej publiki? Z ciekawości. Tłumacząc swoje motywy, przywołali znaną powszechnie historię katastrofy samolotu w Andach - rozbitkowie przeżyli dzięki temu, że jedli ciała swych zmarłych towarzyszy.

Dla porządku dodajmy, że degustacja w telewizyjnym studiu skończyła się rozczarowaniem, bo pomimo talentów i wysiłków kucharza, potrawa nie miała żadnych walorów smakowych.
Nie od dziś wiadomo, że ludzie z ciekawości robią straszne głupoty. Zresztą kanibalizm istniał od zarania ludzkości. Przy czym ludzie sięgali po czyjąś rączkę czy nóżkę zazwyczaj z potwornego głodu lub w celach rytualnych (np. zjadanie mózgu zabitego wroga przez Indian). Z trudem, ale można to jakoś zrozumieć.

Trudniej nam pogodzić się z innym fenomenem - przekraczaniem tabu przez zdegenerowanych osobników. Weźmy choćby przypadek sprzed 10 lat. Niemiecki informatyk Armin Meiwes przez internet znalazł inżyniera, który zgodził się wystąpić w roli zjadanego. Armin rozpoczął degustację od spożycia usmażonego penisa wciąż żywego inżyniera.

Gdy z tego ostatniego krew uszła całkowicie, Armin zapakował jego członki do lodówki. Nie zdążył jednak całkowicie dojeść szczątków, bo wpadł w ręce wymiaru sprawiedliwości i bezsensowny eksperyment zakończył się dla kanibala dożywociem. Bezsensowny, bo z wszystkich relacji o podobnych wyczynach jasno wynika, że konsumujący ludzkie ciało nie mają żadnych metafizycznych doznań, a jedyne, czego doświadczają, to chorobliwa ekscytacja.

Mam oczywiście świadomość, że w oczach radykalnych wegetarian sam mogę uchodzić za kogoś niewiele lepszego od kanibala. Na moim świątecznym stole nie było co prawda jakiegoś szczególnego rozpasania, ale przecież znalazło się miejsce dla pysznego królika i smakowitej kaczki.

Na usprawiedliwienie powiem, że moje porcje były raczej skromne. Dlaczego? Nie zapominajcie, że obżarstwo jest grzechem, a poza tym - jak uczą stoicy - w niczym nie należy przesadzać. Dotyczy to również oglądania telewizyjnych show.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska