Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zemsta w mieści stu mostów. Odcinek nr 8

Agnieszka Sajdyk
Razem z czytelnikami piszemy wielką powieść kryminalną w odcinkach. Dziś prezentujemy ósmy odcinek naszej historii.

Po tym jak Magda wyszła, Zwoliński zastygł w bezruchu na barowym krześle. Próbował to wszystko w sobie jakoś poukładać. Jeżeli ma wierzyć tej młodej kobiecie, która pojawiła się w całej sprawie znikąd, powinien się zastanowić skąd dysponowała takimi informacjami. Są dwie szkoły jazdy - rozmyślał prokurator. Albo ona również jest powiązana z tajemniczą organizacją i teraz rozpaczliwie próbuje się z jej struktur wyplątać, albo wręcz przeciwnie - należy do wrogów organizacji, którzy są odpowiedzialni za śmierć Bielawy. Jemu zaś sprzedała bezpieczną bajeczkę kierującą jego zainteresowanie tylko na organizację i tajemniczą Basię, którą miałby pomóc im znaleźć; tylko po to by zrobili z nią to samo co z jego wspólnikiem.

Zwoliński głęboko rozmyślał nad motywacjami tajemniczej Magdy. Wkrótce spostrzegł, że robi się już późno. Dalsze picie kawy byłoby więc barbarzyństwem. Zamówił więc setkę wódki. Potem jeszcze jedną. Rozluźniło go to nieco.

Poczuł jednak, że to tylko rozgrzewka. Noc w barze musi się skończyć upodleniem aby to miało jakiś sens. Prokurator przeklinając ustawę o zakazie palenia w lokalach ześlizgnął się gładko z wysokiego stołka przy barze i opatulając się szczelnie szalikiem wyszedł na zewnątrz zapalić. Gdyby nie ten przymus palenia przed knajpą, podczas gdy nocne mroźne powietrze ochładza głowę i trzeźwi duszę to czułby się zupełnie jak detektyw z lat dwudziestych - tajemniczy, w prochowcu, opleciony wianuszkiem kobiet, upojony alkoholem, zawieszony w papierosowym smogu w knajpie.

A tak... to nie było to samo. Zwoliński westchnął. Dopalił papierosa i rzucił niedopałek na ziemię, rozgniatając go czubkiem buta. Wrócił do środka. Tam zaś czekała na niego kolejka wódki, której jeszcze nie zdążył zamówić. Spojrzał pytająco na barmana - ten zaś uśmiechnął się tylko i powiedział, że lata doświadczeń za barem nauczyły go wyczuwać, gdy ktoś planuje jeszcze parę kolejek.

Zwoliński cierpko się uśmiechnął - wzniósł kieliszek do góry jak do toastu i szybko go wychylił. W tym samym czasie nad jego głową zadudnił ostatni nocny pociąg do Warszawy. Knajpa bowiem, w której urzędował tej nocy prokurator, była jedną z wielu znajdujących się pod nasypem kolejowym przy Dworcu Głównym PKP.

Potem nastała ciemność... Ile trwała? Tego Zwoliński nie wiedział. Do świadomości przywrócił go straszny ból głowy. Usiłował sobie jednocześnie przypomnieć jak dużo wypił, skoro kac atakuje z tak wielką mocą. Już odzyskując świadomość poczuł, że ma skrępowane ręce. Chciał szybko otworzyć oczy, ale były jakieś ociężałe i posklejane. W końcu jednak podniósł lepkie powieki i... zobaczył siebie. Siebie siedzącego przed lustrem na krześle, ze związanymi z tyłu rękami. Nie to jednak było najgorsze dla Zwolińskiego. Najgorszy wydał mu się jego własny obraz. Twarz jego w pełnym makijażu - rzęsy uginające się od tuszu. On sam zaś siedział w przewiewnej, lekkiej i kobiecej kreacji. Konkretnie - kwiecistej sukience na ramiączkach. Na nogach miał do połowy tylko wciśnięte czerwone szpiki (niczym zła siostra kopciuszka). Z uszu prokuratora zwisały ordynarne wielkie plastikowe klipsy o geometrycznych kształtach.
- Co jest do cholery?! - krzyknął w pustą przestrzeń własnego (jak się zorientował szybko) mieszkania.

Na lustrze czerwoną szminką wyrysowane zostały znaki podobne do tych, które ktoś wypalił na ciele Bielawy, poza tym pozostawiono też dla Zwolińskiego krótką i treściwą informację: "Odpuść, bo następnym razem zamiast w sukience obudzisz się w trumnie". Przesłanie generalnie było dość jasne. Cały cyrk z kobiecym przebraniem to na razie była dziecinna gratka.
- Ten barman! Pieprzony gówniarz! - prokurator ryczał jak oszalały. Był pewien, że pracownik baru był w zmowie z Magdą, która z pewnością nie miała dobrych intencji. Tak przynajmniej mu się to zaczynało układać. Usiłował sobie przypomnieć jakiś znak szczególny w wyglądzie chłopaka, który polewał mu zeszłego wieczoru wódkę. Wszystkie wspomnienia zeszłej nocy rozpływały się jednak jak we mgle. Mężczyzna zaniechał wobec tego podejmowania kolejnych prób retrospekcji wewnętrznych i trzeźwo myśląc zabrał się do oswobodzenia z więzów. Przechylił się razem z krzesłem. Wywrócił się na szorstki dywan i wijąc się jak wąż w końcu się uwolnił. Z niedowierzaniem obejrzał się raz jeszcze w lustrze. Przeklną pod nosem i wskoczył do wanny zmywając z siebie makijaż i całą pamięć o dziwacznym zdarzeniu.

Wtedy raz jeszcze, w gorącej kąpieli próbował sobie przypomnieć coś charakterystycznego w wyglądzie barmana. Gdy tak rozmyślał, przypomniał sobie jedynie, że chłopak miał koszulę z krótkim rękawem, ale widać było, że na prawym ramieniu musi mieć jakiś tatuaż, gdyż fragment był nieznacznie widoczny.

- Zawsze to coś... - pomyślał Zwoliński. Wyszedł z wanny i ubierając się w szlafrok już myślał o telefonie do komisarza prowadzącego sprawę Bielawy. Tylko czy mówić mu o czerwonych szpilkach i sukience?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska