Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zastrzelił żonę na polowaniu bo myślał, że to dzik

Małgorzata Moczulska
Wizja lokalna w niemczańskim lesie
Wizja lokalna w niemczańskim lesie Marcin Oliva-Soto
Prokuratura Rejonowa w Dzierżoniowie oskarżyła w piątek 40-letniego Jacka K., który we wrześniu ubiegłego roku, podczas polowania na dziki w Niemczy, zastrzelił swoją żonę. Deweloper z Krakowa odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci.

- Bardzo szczegółowo sprawdziliśmy wątek tego, jak się dziś okazuje, nieszczęśliwego wypadku - mówi Emil Wojtyra, szef wydziału śledczego dzierżoniowskiej prokuratury. - Badaliśmy przede wszystkim, czy sprawa nie miała jakiegoś drugiego dna - dodaje prokurator. Podkreśla, iż nie było nawet poszlak, że mogło chodzić o umyślne zastrzelnie kobiety.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że śledczych zaniepokoił po pierwsze fakt, iż ktoś myli w ciemności zwierzę z własną żoną i nieodpowiedzialnie, bez sprawdzenia, czy na pewno ma do czynienia z dzikiem, pociąga za spust. Po drugie, zachowanie myśliwego. Mężczyzna już kilka tygodni po tragedii przyjechał na przesłuchanie do prokuratury z dwójką swoich dzieci, świeżo po urlopie i zachowywał się, jakby nic się nie stało. Operacyjnie sprawdzano nawet, czy Jacek K. nie spotyka się z jakąś inną kobietą, jego przeszłość oraz to, jak mu się układało w małżeństwie.

- Kobieta nie miała żadnych ubezpieczeń na życie, osobnych oszczędności. Oskarżony nic nie zyskał na jej śmierci, a tylko stracił - mówi prokurator Emil Wojtyra.

Również biegły z zakresu balistyki, który brał udział w wizji lokalnej, nie miał wątpliwości, że możliwe było pomylenie człowieka ze zwierzyną. Stwierdził, że było ciemno, a z tej odległości zarysy postaci - ledwo widoczne.

Przypomnijmy. Do tego tragicznego wypadku doszło nocą w lasach w okolicy Niemczy. 40-latek przyjechał na Dolny Śląsk do przyjaciela, 38-letniego myśliwego z Piławy Dolnej. Feralnej nocy wybrali się wraz z żonami na polowanie na dziki. To jedyny zwierz, na którego poluje się pod osłoną nocy.

Jacek W. siedział przyczajony w krzakach. Nagle, 100 metrów dalej, zobaczył zarys postaci. Był przekonany, że to dzik. I mimo że posiadał strzelbę z lunetą i miał latarkę, nie sprawdził, czy to na pewno zwierzę. Nie zastanawiając się długo, przymierzył broń i strzelił. Wtedy rozległ się przeraźliwy krzyk. Okazało się, że trafił swoją żonę, która akurat tamtędy przechodziła.

Aneta W. zmarła po kilkunastu minutach, mimo reanimacji. Kula trafiła ją w brzuch, co spowodowało krwotok wewnętrzny. Myśliwy był trzeźwy, podobnie jak pozostali uczestnicy polowania. Miał też niezbędne dokumenty łowieckie.

Na przesłuchaniu mężczyzna tłumaczył, że to był jego ostatni dzień pobytu, a polowania jak dotąd nie były udane. Dlatego, kiedy zobaczył w oddali, jak mu się wydawało, dzika, zupełnie stracił głowę.

Jacek W. to znany krakowski deweloper, człowiek bardzo majętny. Polowania od lat były jego pasją. Dzieliła ją z nim żona. Co roku przyjeżdżali razem na Dolny Śląsk.

Mężczyzna stanie przed sądem. Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi mu do 5 lat więzienia.

Nie pamiętam równie dramatycznego wypadku - mówi Kazimierz Pękała, prezes Okręgowej Rady Łowieckiej w Wałbrzychu. Przyznaje, że wypadki, niestety, się zdarzają. Nawet kilka w roku. Ale ten był wyjątkowy. - Pamiętajmy, że w kraju mamy zrzeszonych ponad 110 tysięcy myśliwych. A to tylko ludzie, którzy, jak widać, popełniają błędy - podkreśla. Tłumaczy, że podstawowe grzechy myśliwych to albo nieprawidłowe obchodzenie się z bronią, albo też zbyt pochopne działanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska