Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z ziemi włoskiej do Polski. Rozmowa z Pietro Cennamo

Krzysztof Kucharski
Janusz Wójtowicz
Z Pietro Cennamo, dyrektorem Nouvo Teatro delle Commedie w Livorno, animatorem Compagnia C i autorem jelczańskiego festiwalu Melodrama, rozmawia Krzysztof Kucharski

Od lat fascynuje Cię polski teatr i takie tuzy, jak Tadeusz Kantor, Jerzy Grotowski i Jerzy Stuhr. Wszyscy oni mają w artystycznej biografii znaczące włoskie rozdziały. Teraz u nas chcesz pokazać międzynarodowy projekt "Książę niezłomny". Tym przedstawieniem Grotowski podbił świat. To zbieżność przypadkowa?
Swojego "Księcia…" nie zrobiłem dlatego, że sięgnął po niego prawie pół wieku temu Grotowski. Raczej szukaliśmy obaj ekstremalnych ludzkich postaw czy sytuacji, w których może się znaleźć człowiek niepasujący do reszty współczesnego mu społeczeństwa. Moja droga ku "Księciu" zaczęła się od świadomej konstrukcji filozoficznej, człowieczej drogi w dążeniu do absolutu. Szukaniu niepodważalnej prawdy.

Dlatego, że taka prawda nie istnieje?
Dlatego, że ludzie wierzący tylko w jedną prawdę są postaciami tragicznymi. Jestem człowiekiem ciągle wątpiącym, ale też uważnie słuchającym ludzi przekonanych do swoich jedynych prawd.

Tytułowy książę mógł ocalić życie, gdyby wyrzekł się wiary.
Pierwszą moją tragiczną bohaterką, która dla tej absolutnej, jedynej prawdy poświęciła życie, była terrorystka Ulrike Meinhof. Widziałeś premierę "Meinhof Ulrike ES 154" w berlińskim Tisch Theater.

Zaskoczyło mnie, że grzebiesz w jej życiu, próbując prześledzić drogę w dochodzeniu do absolutnie skrajnych wyborów, i nie oceniałeś jej jako terrorystki.
To postać kontrowersyjna i dziś wiele faktów, łącznie z jej samobójczą śmiercią w więzieniu, nie jest do końca wyjaśniona. To była moja pierwsza więźniarka, nie tylko dosłownie jako osoba osadzona w więzieniu, ale więźniarka własnych idei, obsesji, prawd. Książę niezłomny też jest więźniem dążącym do absolutu w sensie filozoficznym.

Realizację "Księcia" traktujesz jako część dyptyku?
Myślę, że to będzie druga część tryptyku, bo pracuję też nad scenariuszem teatralnym o skrajnych wyborach św. Franciszka z Asyżu.

Wróćmy do "Księcia…". To oryginalny projekt teatralny realizowany w międzynarodowej grupie młodych aktorów.
Rzeczywiście, pracują w niej młodzi aktorzy z Hiszpanii, Włoch, Węgier i Polski. Grupa powstała w trakcie mojej warsztatowej pracy w hiszpańskim Caceres, gdzie hiszpańscy aktorzy pracowali razem z włoskimi z mojej kompanii Theatralia. Potem kilku z nich zaprosiłem do Livorno i dołączyli do nich aktorzy z Polski i Węgier. Nazwaliśmy tę grupę Compagnia C. Może najbardziej interesujące, a w pracy najtrudniejsze jest to, że grają w swoich narodowych językach.

Dla widzów nie stanowi to bariery.
Bo najważniejsze są emocje, które przekazują. Wspomaga ich plastyczna wizja i krótkie streszczenie. Te przedsięwzięcia wymagają wyjątkowej ekspresji, wyrazistości, gry ciałem. Słowa są tylko jednym z elementów.

Te spektakle próbę ognia przeszły na kolejnych edycjach Europejskiego Festiwalu Szkół Teatralnych "Melodrama" w Jelczu-Laskowicach, którego jesteś dyrektorem.
Festiwal miał już dwie edycje.

Ale włoska ekspansja zaczęła się wcześniej.
Był rok 2008 i to pierwsze spotkanie nazwaliśmy Podróżą Polsko-Włoską. Zainteresowaliśmy Kazimierza Putyrę - burmistrza Jelcza-Laskowic i Łukasza Dudkowskiego - dyrektora Miejsko-Gminnego Centrum Kultury. Mieszkańcy oklaskiwali trzy spektakle polskie i dwa włoskie. Rok później Polskę reprezentowała wrocławska szkoła teatralna "Otellem" Szekspira. W roku 2010 mieliśmy już I Europejski Festiwal Szkół Teatralnych Melodrama, a wystąpili młodzi aktorzy z Francji, Hiszpanii, Niemiec, Polski i Włoch. W ubiegłym roku nie pojawili się Niemcy, ale byli Litwini i Słowacy.

Twoi polscy znajomi żartują, że niedługo się tu przeprowadzisz.
Będę przyjeżdżał częściej, bo livornijska Theatralia ma filię w Jelczu-Laskowicach. Trwa remont sali, w której będziemy prowadzić warsztaty.

Na początku wspomniałem o Twoich fascynacjach polskim teatrem.
Narażę się rodakom, ale polski teatr stoi kilka pięter wyżej od włoskiego. Ma kolosalny skarb - publiczność. Włosi tak teatru nie kochają. Sam prowadzę teatr i wiem, ile musimy robić zabiegów, by choć w części zapełnić widownię. Czasami coś drgnie i nie wyobrażasz sobie, jaka to jest radość. Wydaje mi się, że u was łatwiej jest robić teatr.

Pamiętasz swoje pierwsze zetknięcie z teatrem polskim?
Cricot 2 i spektakle Kantora "Umarła klasa" czy "Wielopole, Wielopole" - to było jak odkrycie nowego lądu. Mogłem zgłębiać jego sztukę, bo we Florencji powstał Ośrodek Teatru Cricot 2. Kantor lubił przyjeżdżać do Włoch. W latach 80. dostał włoską nagrodę Targa Europea przyznawaną najwybitniejszym artystom europejskim.

Do Grotowskiego miałeś bliżej, bo z Livorno do Pontedery autostradą jedzie się pół godziny.
Uczestniczyłem w kilku zdarzeniach kreowanych przez Grotowskiego. Nie robił już oficjalnych pokazów, ale zapraszał najróżniejszych artystów i grupy teatralne do wspólnej pracy. Nie chcę powtarzać banalnych słów, jak niezwykłe to były spotkania dla ludzi teatru, bo wszyscy to wiedzą.

Spotkałeś się też z Jerzym Stuhrem.
Brałem udział w prowadzonych przez niego warsztatach. To było szalenie inspirujące. Jest dzisiaj najpopularniejszym Polakiem we Włoszech. I wiem, że jest chory.

Wygrywał już z niejednym choróbskiem, to i z tym da sobie radę.
Obaj życzmy mu jak najszybszego powrotu do zdrowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska