Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wystawa Ziem Odzyskanych we Wrocławiu w 1948 roku. Półtora miliona zwiedzających: Propagandowa hucpa czy Wielkie dni Wrocławia?

Hanna Wieczorek
Czerwiec 1949 rok. Do otwarcia Wystawy Ziem Odzyskanych pozostał niespełna miesiąc. Widok na wejście na tereny Wystawy A
Czerwiec 1949 rok. Do otwarcia Wystawy Ziem Odzyskanych pozostał niespełna miesiąc. Widok na wejście na tereny Wystawy A Wrocławski Kurier Ilustrowany
Cały rok 1948 upłynął we Wrocławiu pod znakiem Wystawy Ziem Odzyskanych (WZO). Szeroko rozpisywała się o niej prasa, nie tylko lokalna, zrujnowane miasto odwiedziły miliony Polaków, do stolicy Dolnego Śląska zjeżdżali także zagraniczni goście – przede wszystkim Czesi. O Wystawie opowiada dr Maria Zwierz, kierownik działu Architektury Wrocławia XIX i XX wieku oraz kustosz wystawy „Wielkie dni Wrocławia. Wystawa Ziem Odzyskanych w 1948 roku”, którą możemy oglądać we wrocławskim Muzeum Architektury.

Dzisiaj można usłyszeć różne opinie o Wystawie Ziem Odzyskanych, często niezbyt pochlebne: propagandowa. komunistyczna. Pani mówi natomiast o wielkich dniach Wrocławia. Jak to było?

Propagandowa na pewno. Przecież jednym z celów WZO było pokazanie światu, że tak zwane Ziemie Odzyskane należą się Polsce, a Polacy świetnie sobie radzą z ich powojenną odbudową. Jednak daleka jestem od deprecjonowania Wystawy Ziem Odzyskanych. W jej budowę zaangażowani byli wspaniali architekci i plastycy, którzy nie dość, że kształcili się w międzywojennej Polsce, to jeszcze doskonale wiedzieli, jak przygotować tak wielką imprezę. Przed wojną uczestniczyli bowiem w międzynarodowych wystawach, na których prezentowała się Polska i mieli naprawdę dużą wiedzę na czym polegają te ekspozycje, jak się wznosi pawilony tymczasowe i jak się je aranżuje. Pierwsza z tych wielkich wystaw odbyła się w roku 1925 w Paryżu, następna w roku 1937 także w Paryżu i w 1939 roku w Nowym Jorku.

Proszę opowiedzieć o ludziach zaangażowanych w przygotowanie WZO.

Zacząć trzeba oczywiście od kierownika artystycznego WZO profesora Jerzego Hrynie­wieckiego. To właśnie on miał doświadczenia z przedwojennych wystaw. Profesor skupił wokół siebie duże grono współ­­pracowników, takie osoby jak Stanisław Hempel, Marek Leykam, Stanisław i Wojciech Zamecznikowie, Stefan Porębowicz, Xawery Duni­kowski, Jan Cybis, Eryk Lipiński czy Jerzy Wolff. Ich późniejsze losy pokazują, jak skomplikowane było życie w powojennej Polsce. Sam Jerzy Hrynie­wiecki doskonale się odnalazł w powojennej rzeczywistości, ale inni mieli z tym problemy. Na przykład Czesław Wielhorski który aranżował tak zwaną Salę Zniszczeń w Pawilonie Czterech Kopuł, zajął się później przede wszystkim ilustrowanie książek. A Jerzy Wolff, przed wojną uznany już malarz, wstąpił do seminarium, później osiedlił się Laskach pod Warszawą. Wolff razem z profesorem Janem Cybisem namalował na WZO dwa tryptyki, o tematyce związanej z powrotem nad Odrę i odbudową zniszczeń.

No dobrze, cofnijmy się nieco w czasie. Kto i kiedy wpadł na pomysł zorganizowania Wystawy Ziem Odzyskanych?
Odpowiedź na pytanie jest trudna. Podobnie, jak na większość szczegółowych pytań związanych z WZO.
Tak dużo zagadek?

Bardzo dużo, łącznie z budżetem, liczbą zatrudnionych, losami eksponatów po jej zakończeniu. Wracając do koncepcji Wystawy, można powiedzieć, że jej pomysł zrodził się już w 1946 roku. Wówczas myślano o ekspozycji, która pokazywałby temat szeroko rozumianego pokoju. Przy okazji na wystawie pokazano by Ziemie Zachodnie, które jak podkreślano słusznie się Polakom należały.
I od razu wiadomo było, że wystawa ma się odbyć we Wrocławiu?
Tuż po wojnie ludziom żyło się ciężko, a odbudować trzeba było nie tylko Wrocław. Więc choć pomysł był, jego realizację odłożono na prawie dwa lata. W końcu jednak władza centralna zdecydowała, że trzeba zorganizować Wystawę Ziem Odzyskanych. Pod uwagę brano trzy lokalizacje: Wrocław, Szczecin i Katowice. W Szczecinie tereny wystawowe były zdecydowanie bardziej zniszczone, a Katowice takich terenów właściwie nie miały. Wygrał więc Wrocław, no choć samo miasto było jeszcze gruzowiskiem, to tereny wystawowe były w niezłym stanie. Można było wykorzystać Pawilon Czterech Kopuł, Halę Stulecia, nazwaną wówczas Ludową…

ZOBACZ TEŻ:

Wystawa Ziem Odzyskanych we Wrocławiu - 1948 rokźródło: NAC

Hala Ludowa i okolice 70 lat temu. Na czas Wystawy Ziem Odzy...

CZYTAJ WIĘCEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Tak z marszu? Czytałam we Wrocławskim Kurierze Ilustrowanym, że Halę Ludową trzeba było remontować i jeszcze w 1947 roku brakowało na to pieniędzy.

Zgadza się remontować trzeba było, choć w porównaniu z południem miasta tereny te były stosunkowo mało zniszczone. Sama Hala miała wprawdzie niepalną konstrukcję, ale poleciały z niej wszystkie szyby, trzeba było na nowo założyć oświetlenie i uporządkować teren. Na przykład bardzo zniszczona był restauracja Berga, która przylegała do pergoli. Właściwie trzeba było ją odbudować, podobnie jak znacznie uszkodzoną dawną Halę Targów projektu Maxa Berga z zespołem. Na jej fundamentach wzniesiono pawilon przemysłowy, w którym dzisiaj mieści się IASE. Zachowały się zdjęcia ukazujące zniszczenia tego terenu, można więc zobaczyć co należało zrobić przygotowując Wystawę Ziem Odzyskanych.
Kiedy zapadła decyzja, że Wystawa się odbędzie i to we Wrocławiu?

O konkretach zaczęto mówić na przełomie 1947/1948 roku. W warszawskim Archiwum Akt Nowych jest całkiem dużo dokumentów dotyczących WZO, na przykład kolejne scenariusze ekspozycji i bogata korespondencja z władzami w Warszawie. Wynika z niej, że ścierały się różne koncepcje WZO i zmieniały się plany.

Dyskutowano nad tematem Wystawy?

Raczej jej rozmiarów. Według pierwotnych planów, za czym optował Jerzy Hryniewiecki, WZO miało obejmować jedynie tereny przylegające do Hali Ludowej. Jednak Tadeusz Ptaszycki, który był dyrektorem Biura Planu Wrocławia, widział morze ruin i zdawał sobie sprawę, że aby Wystawa dała coś miastu, to trzeba Wrocław porządkować za pieniądze przeznaczone na WZO. Ptaszycki wiedział, że na Wystawę szły naprawdę duże pieniądze i zdawał sobie sprawę, że takiej szansy Wrocław już długo mieć nie będzie. Wykorzystał najlepiej jak mógł.

Przekonał decydentów, żeby rozszerzyć teren Wystawy na obszar dzisiejszego zoo?

Tak i już w styczniu, może lutym 1948 roku wiedziano, że tam będzie zlokalizowana wystawa B, tak zwana społeczno-gospodarcza. Tyle, że teren zoo był jeszcze skuty lodem, bo zima była bardzo ostra, a na dodatek zaminowany.

To dalej rejony oddalone od centrum miasta.

Ptaszycki zrobił coś jeszcze, coś do czego Hryniewiecki absolutnie nie był przekonany: wystawę C. Była więc Wystawa A przy Hali Ludowej, Wystawa B na terenie zoo i Wystawa C w rejonie ulic Oławskiej, Świd­nickiej i Rynku. I tam Ptaszycki z zespołem architektów na planszach zawieszonych na rusztowaniach zaprezentował na wykresach co przez trzy powojenne lata Polacy zrobili na Ziemiach Zachodnich. Starano się uprawomocnić nasz pobyt na tych ziemiach, bo przez te trzy lata Polacy nie tylko solidnie odbudowali te tereny, ale także uruchomili mały i duży przemysł.

Czasu na przygotowanie Wystawy było niewiele, ledwie cztery miesiące.

No i jeszcze dwadzieścia dni w lipcu, bo wystawa dla gości rządowo-partyjnych otwarta 21 lipca, a dla publiczności dzień później.

Jak się udało w tak krótkim czasie przygotować tak wielką imprezę?

Władze się zorientowały, że trzeba zrobić skrócone przetargi, by uprościć drogę firmom budowlanym i dekoratorskim. Poza tym, część dekoracji powstawała poza Wrocławiem, na przykład w Warszawie, Krakowie, Poznaniu. Po przewiezieniu była jedynie montowana na miejscu. Często mówiło się, że WZO była to olimpiada architektów i plastyków.

Czerwiec 1948 roku, budowa jednego z pawilonów na terenie Wystawy Ziem Odzyskanych
Czerwiec 1948 roku, budowa jednego z pawilonów na terenie Wystawy Ziem Odzyskanych Wrocławski Kurier Ilustrowany

Na postawienie pawilonu, nawet czasowego, trzeba sporo czasu.

Nie tak dużo. Część pawilonów budowano w dwa miesiące. Tyle trwało projektowanie, zatwierdzenie projektu, zwiezienie materiału i postawieniu. Potem pozostawało jedynie go wyposażyć. O tempie prac może świadczyć, że odbudowa Pawilonu Przemysłowego trwał tylko 70 dni! Trzeba sobie od razu powiedzieć, że w tym czasie najważniejsze było, by w świecie i Europie wybrzmiały hasła, że Polska ma prawo do Ziem Odzyskanych. Na wystawę szły więc duże pieniądze, jak się dobrze umotywowało prośbę, to właściwie na nic nie zabrakło funduszy. Budżet WZO został bardzo przekroczony. Nie ma nawet sprawozdania finansowego z zakończenia wystawy, myślę, że właśnie z powodu tych nadprogramowych wydatków. Nie brakowało więc pieniędzy, firm pracujących przy przygotowaniu WZO i ludzi, którzy byli przy tym zatrudnieni. A do tego wiele rzeczy robili sami wrocławianie w czynie społecznym.

Wrocław w 1948 roku był jeszcze jednym wielkim gruzowiskiem.

To prawda. Podczas przygotowań do ekspozycji na temat WZO rozmawiałam z ludźmi, którzy zwiedzali wystawę i byli na niej zatrudnieni. Wówczas byli to z reguły studenci. I wszyscy wspominali, że kiedy się trochę odeszło od wytyczonych szlaków, trafiało się na morze gruzów. Prof. Olgierd Czerner mówił mi, że część kamienic była w tak fatalnym stanie, że budowano rodzaj drewnianych rusztowań z daszkami zabezpieczającymi, które miały chronić przechodniów przed spadającymi na głowę cegłami lub elementami architektonicznymi. Miasto odbudowywano je jeszcze wiele lat lat po zamknięciu Wystawy Ziem Odzyskanych.

Prasa podawało, że WZO odwiedziły 3 miliony ludzi...

...to przesada, szacuje się, że na WZO było 1,5 miliona zwiedzających. Mieszkańców Wrocławia proszono, by udostępniali przybyszom kwatery w swoich mieszkaniach, Orbis organizował wycieczki z zakwaterowaniem w hotelach, a szkoły zamieniano w schroniska młodzieżowe, w których nocowały wycieczki szkolne.

Co przyciągało ludzi na WZO?

Atrakcji było dużo. Poczynając od wspaniałych pawilonów na Wystawie A, gdzie szczególne wrażenie robiła sala węgla zaaranżowana przez braci Zameczników, poprzez Wystawę B, gdzie nie tylko prezentowano towary produkowane w Polsce, ale i je sprzedawano, po wesołe miasteczko tuż obok dzisiejszego zoo. A do tego bary, pawilony restauracyjne, w których można było zjeść i napić się oranżady, piwa lub wina.

Co sprzedawano? Chyba nie polskie złoto czyli węgiel?

Dużo atrakcyjnych towarów, poczynając od deficytowych tkanin, po radioodbiorniki.

W pawilonach na terenie Wystawy B można było kupić atrakcyjne towary, ta kolejka ustawiła się po żarówki
W pawilonach na terenie Wystawy B można było kupić atrakcyjne towary, ta kolejka ustawiła się po żarówki Wrocławski Kurier Ilustrowany

To pewnie wszyscy gnali na Wystaw ę B, niewiele czasu poświęcając Wystawie A.

Myli się pani, dużym powodzeniem cieszył się na przykład Pawilon Przemysłowy, w którym pokazywano różne maszyny w ruchu.

I wszyscy byli zachwyceni?

Oficjalnie tak, nieoficjalnie zapewne nie. Ksiądz Tischner, który był na WZO z wycieczką szkolną zapisał w pamiętnikach, że Wystawa nie zrobiła na nim wrażenia. Jednak dla większości zwiedzających było to wielkie przeżycie. Natomiast kilka lat po Wystawie pojawiły się negatywne oceny. Bo właściwie nie wiadomo było co zrobić z pawilonami. W roku 1954 odbyła się tam jeszcze odbyła się Wystawa Wynalazczości i Postępu Technicznego, ale pawilony zaczęły szybko niszczeć, nie wiadomo było co zrobić z eksponatami po wystawie.

To negatywy, a były pozytywy?

O tych było dużo. WZO budziła powszechny entuzjazm wśród mieszkańców. Liczono, że miasto na tym zyska i rzeczywiście zyskało. Odgruzowano sporą część centrum, wyremontowano dworce, oświetlono główne ulice, odbudowano Halę Ludową i Pawilon Przemysłowy, a także część szkół, by urządzić w nich schroniska młodzieżowe. To były Wielkie Dni Wrocławia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska