Ku jego zdumieniu sąd przyjął wersję funkcjonariuszy za dobrą monetę i potwierdził, że mandat się należał, bo obywatel "usiłował spożywać alkohol w postaci piwa w miejscu objętym zakazem spożywania napojów alkoholowych". Facet idzie w zaparte i nadal się odwołuje, bo przecież nie zdążył wlać do gardła nawet łyka złocistego napoju, a poza tym ma zastrzeżenia do interpretacji, że stał w "miejscu publicznym", skoro znajdował w sporej odległości od ulicy, nie był to przy tym ani żaden plac czy park (jak wyszczególnia stosowny przepis). Być może wymiar sprawiedliwości będzie się do końca upierał, że człowiek stojący spokojnie z zamkniętą butelką piwa koło własnego domu złamał prawo, lecz mnie taka wizja powala na kolana.
Dotychczas w swej naiwności sądziłem, że karalne może być usiłowanie zabójstwa lub gwałtu, tudzież usiłowanie naruszenia cielesności bliźniego, na przykład zamiar przejechania funkcjonariusza drogówki podczas kontroli. Zrozumiałbym, gdyby policja zainteresowała się gościem, który w nocy stoi na świeżym powietrzu z nożem w rękualbo nawet butelką piwa, lecz stłuczoną na tzw. tulipana. Wszystkie te usiłowania można by odebrać jako oczywisty sygnał zamierzonej agresji wobec otoczenia.
Ozorków, województwo łódzkie. Kobieta słyszy od policjantów, że ma zapłacić mandat w wysokości 20 zł, bo przeszła przez osiedlową uliczkę "nieprostopadle do osi jezdni". Mówiąc po ludzku, pomaszerowała na szagę, czyli na ukos. Ważny szczegół: nie było tam pasów dla pieszych, lecz samo pokonanie jezdni nie oznaczało jeszcze złamania przepisów. I znów - jak w Radomiu - niepomierne zdziwienie osoby ściganej, że stróże prawa traktują ją surowo, choć w swoim mniemaniu nie dopuściła się niczego złego. Oczywiście, mieszkankę Ozorkowa należałoby zdecydowanie potępić, gdyby jej postępek wywołał realne zagrożenie kolizją drogową czy wypadkiem.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że mieszkaniec Radomia i mieszkanka Ozorkowa to najzwyczajniej w świecie ofiary nadgorliwości, która nie ma nic wspólnego z budowaniem szacunku wobec prawa. Załóżmy, że taki policjant zaliczył właśnie szkolenie, na którym wkładano mu do głowy, że picie piwa w miejscu publicznym należy bezwzględnie ścigać. W innym wariancie przełożony uczulał go przez godzinę, że pobłażliwość wobec wałęsających się bez sensu pieszych to pożałowania godna postawa. Taki funkcjonariusz pojawia się potem na ulicy przepełniony pragnieniem, by stanowczo tępić nawet najmniejszy przejaw lekceważenia prawa.
Chodzi zatem godzinami wzdłuż krawężników, nudząc się coraz bardziej, aż tu nagle - jest! Bingo. Trafiony - zatopiony. Być może będzie pochwała w komisariacie za skuteczność wykazaną podczas służby. Statystyki będą wyglądać przyzwoicie. I do tego kupa śmiechu, gdy opowie się kolegom, jaką minę miała przyłapana na chodzeniu na szagę delikwentka. A ja się pytam (jak Jan Kociniak w filmie "Miś"): A gdyby to wasza matka była?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?