Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To świetne wojowniczki, okrutne skrytobójczynie, skuteczne kamikadze i doskonałe rolniczki, czyli niezwykła opowieść o mrówkach

Maciej Sas
Maciej Sas
Szereg robotnic i jeden uskrzydlony samiec. Widać tu, jak bardzo zredukowana jest głowa samca w stosunku do głowy robotnic. Praktycznie cała jego anatomia skupiona jest na tym, żeby zwiększyć szansę na szybkie znalezienie młodej królowej, więc puszka głowowa jest w większej części zajęta przez rozbudowane oczy, a tułów jest nabrzmiały od mocno rozbudowanych mięśni, które pozwalają mu szybko latać i wygrać wyścig z innymi samcami.
Szereg robotnic i jeden uskrzydlony samiec. Widać tu, jak bardzo zredukowana jest głowa samca w stosunku do głowy robotnic. Praktycznie cała jego anatomia skupiona jest na tym, żeby zwiększyć szansę na szybkie znalezienie młodej królowej, więc puszka głowowa jest w większej części zajęta przez rozbudowane oczy, a tułów jest nabrzmiały od mocno rozbudowanych mięśni, które pozwalają mu szybko latać i wygrać wyścig z innymi samcami. Sebastian Salata
Zjadają warzywa z przydomowych grządek, osiedlają się w naszych domach wbrew woli gospodarzy, częstują się ludzkimi zapasami – mrówki spędzają w tym roku sen z powiek wielu Dolnoślązakom. Jak je skłonić je do wyprowadzki? – One nie są wektorami jakichkolwiek chorób. Te, które mamy w domach, nawet nie mają żądeł – one boją się nas bardziej niż my ich. Moim zdaniem nie ma żadnego powodu, by je eksmitować – przekonuje myrmekolog, dr Sebastian Salata, adiunkt z Zakładu Bioróżnorodności i Taksonomii Ewolucyjnej Uniwersytetu Wrocławskiego w rozmowie z Maciejem Sasem

W ostatnich tygodniach wiele razy słyszałem od znajomych zdania typu: „Mrówki zjadają nam wszystkie warzywa na działce" albo: „Mrówki wchodzą do domu i nic nie pomaga". Z jakiego powodu tak do nas lgną? Stało się w tym roku coś nadzwyczajnego czy to standardowe mrówcze zachowanie?
Każdej wiosny mrówki wchodzą do naszych domów. Bierze się to stąd, że zimą nie wykazują żadnej aktywności – hibernują w gniazdach pod ziemią. Kiedy się budzą, zaczynają poszukiwania pożywienia. A że wiosną pokarmu, którego potrzebują, jest niewiele (jego dostępność jest nikła, zwłaszcza tego najbardziej pożądanego – białkowego), to nasze domy okazują się bardzo atrakcyjną niszą, którą one lubią eksplorować, bo my bardzo śmiecimy. Oczywiście nie widzimy tego, bo to skala mikro, ale cały czas wokół nas znajdują się kruszyny jakiegoś pokarmu, który jest dla mrówek łatwo dostępny. Później, wraz z kolejnymi tygodniami, kiedy nadchodzi lato, one zwykle przerzucają się na normalny tryb odżywiania, a więc jedzą to, co na przykład znajdą w trawie.

A więc wracają do naszych domów, czyli tam, gdzie mają najlepsze stołówki?
Właśnie tak. Ale z drugiej strony są też grupą organizmów, która bardzo mocno korzysta z tej globalizacji. Mamy więc np. gatunki inwazyjne lub synantropijne, czyli takie, które nauczyły się współwystępować z człowiekiem i chętnie wykorzystują nasze środki transportu – takie, jak statki albo samoloty do zasiedlania nowych terenów. Czasem też gdy kupimy doniczkę z jakimś kwiatem tropikalnym, to w jej wnętrzu mogą bytować te gatunki, które przystosowały się, by funkcjonować sprawnie w naszym środowisku.

Pasażerowie na gapę...
I to ci pasażerowie sukcesywnie kolonizują cały świat. Mamy już gatunki, które występują na całym globie. A to ich powszechne występowanie wynika z tego, że dajemy im narzędzia, które one sprawnie wykorzystują, podbijając świat, chociaż my tego początkowo nie widzimy. A potem mamy w Polsce mrówkę faraona. Ona nie byłaby w stanie przetrwać u nas na zewnątrz, bo wymaga odpowiedniej wilgotności, temperatury i nie jest przystosowana do tego, by funkcjonować zimą w tak niskich temperaturach. Dlatego domy, które mają w miarę stabilną temperaturę i wilgotność są dla tego gatunku substytutem warunków tropikalnych lub subtropikalnych, w których te gatunki występowały naturalnie, zanim zaczęły podbój świata.

Mamy już gatunki, które występują na całym globie. A to ich powszechne występowanie wynika z tego, że dajemy im narzędzia, które one sprawnie wykorzystują, podbijając świat, chociaż my tego początkowo nie widzimy. A potem mamy w Polsce mrówkę faraona. Ona nie byłaby w stanie przetrwać u nas na zewnątrz, bo wymaga odpowiedniej wilgotności, temperatury i nie jest przystosowana do tego, by funkcjonować zimą w tak niskich temperaturach.

Już z tego, o czym Pan mówi, wynika, że za mało uwagi poświęcamy tym niezwykłym stworzeniom. Różnimy się wielkością, ale wiele jest podobieństw między nami, choćby pod względem różnego ustroju społecznego u różnych gatunków. One, podobnie jak my, mają swoje wielkie aglomeracje, swoje wielkie kolonie. Mam na myśli superkolonie mrówek argentyńskich na Półwyspie Iberyjskim.
Faktycznie mamy takie superkolonie – jedna pokrywa całą Kalifornię, inna – duże obszary wokół Morza Śródziemnego.
One podobno mogą mieć nawet kilkanaście tysięcy kilometrów długości!
To było dużym zaskoczeniem, bo początkowo myślano, że to są samodzielne kolonie. Przecież na dobrą sprawę mrówki z Półwyspu Iberyjskiego nie mają kontaktu z tymi, które występują w Prowansji. Ale potem, gdy robiono testy na agresywność, brano robotnice dwóch różnych kolonii i zostawiano je wspólnie w jednym w pudełku, okazywało się, że one mają w stosunku do siebie zachowania typowe dla robotnic z tej samej kolonii, co ewidentnie sugeruje, że jest to potężna superkolonia. Duża rodzinka. Ostatnio robiono testy, które wykazały, że iberyjska kolonia nie przejawia też agresywnych zachowań w stosunku do japońskiej czy australijskiej. Wychodzi więc na to, że ta wielka kolonia cały czas poszerza swój zasięg. To jest typowy przykład tego, w jaki sposób mrówki potrafią w idealny sposób wykorzystać możliwości, które my im dajemy. Mrówka argentyńska (jak sama nazwa wskazuje) pochodzi z Ameryki Południowej – to tam wytwarza superkolonie, które mają kilkadziesiąt lub kilkaset metrów długości, bo składają się z kilkudziesięciu gniazd. Natomiast kiedy je przeniesiemy na teren, na którym nie ma naturalnych drapieżników ani pasożytów, które by w kontrolowały jej zasięg, a konkurencja też jest inna, to ona wygrywa i błyskawicznie podbija ten teren.

To przypomina wyprawę Krzysztofa Kolumba, który przypłynął do Ameryki Środkowej i rozciągnął wpływy hiszpańskie na wszystkie strony. Tu występuje ten sam mechanizm...
Który jest tak samo destrukcyjny, jak dla ludzi, którzy przed Kolumbem żyli w Ameryce.

Mrówki przybywające zza wielkiej wody są tak samo zabójcze dla rodzimych gatunków?
Niestety tak. Gatunki inwazyjne, jak mrówka argentyńska czy też ten Pheidole megacephala, mają ewidentnie negatywny wpływ na rodzimą faunę. Z reguły tam, gdzie ona występuje, obserwujemy drastyczny spadek zarówno liczby owadów, jak i małych kręgowców. Np. na niektórych małych wyspach, które wcześniej były ostojami ptasich kolonii, teraz niektóre gatunki inwazyjne mrówek stanowią potężne zagrożenie, bo atakują pisklęta, odżywiając się nimi.

Chciałbym, byśmy się odnieśli do rodzimych gatunków, które możemy spotkać m.in. na Dolnym Śląsku, bo one wcale nie są mniej ciekawe od egzotycznych. Mrówki, podobnie jak ludzie, lubią kolonizować nowe tereny, ale też wojować. To też nas łączy z nimi, zwłaszcza że one też walczą zaciekle.
Mrówki Formica – czyli te, które mają kopce w lasach – również potrafią budować superkolonie, które pokrywają potężne obszary. Jeśli natomiast chodzi o wojny, to manipulacje, walki, niewolnictwo, pasożytnictwo czy zabijanie królowych i przejmowanie kolonii są chlebem powszednim naszych gatunków. Teraz, latem nawet we Wrocławiu, idąc chodnikiem, można zobaczyć potężne mury małych czarnych mrówek, które się kumulują.

Mrówcze wojsko podąża w szeregu na podbój?
Jeśli podąża szereg, wszystko jest porządku – one idą, bo znalazły jakiś fragment pokarmu albo przenoszą kolonię. Pamiętamy bowiem, że mrówki lubią się przeprowadzać. Wspominałem o ich wiosennej aktywności i wprowadzaniu się do naszych domów w poszukiwaniu jedzenia. Innym aspektem tego jest fakt, że brakuje pokarmu, więc próbują po prostu wyeliminować swoją konkurencję. I w tym momencie można zaobserwować wojny między sąsiednimi koloniami tych samych gatunków i to takie na śmierć i życie! Kiedy więc we Wrocławiu widzimy kotłowiska małych, czarnych mrówek, to możemy być pewni, że tam się toczy straszna wojna, w której giną tysiące robotnic.

Weszliśmy w tym momencie w oko mrówczego cyklonu?
Tak. Z reguły to się kończy śmiercią jednej z tych kolonii albo pobita kolonia musi gdzieś emigrować. Mamy też gatunki, które potrafią kraść larwy z innych kolonii, innych gatunków i wychowywać z nich swoje niewolnice, które potem pracują na swoich pogromców.

Mamy też gatunki, które potrafią kraść larwy z innych kolonii, innych gatunków i wychowywać z nich swoje niewolnice, które potem pracują na swoich pogromców.

Muszą mieć te niewolnice czy po prostu tak im wygodniej?
Mamy dwa takie gatunki. U jednego z nich – zbójnicy krwistej, niewolnictwo jest fakultatywne, czyli te mrówki mogą żyć samodzielnie. Jeśli jednak nadarzy im się okazja, bo mieszkają w pobliżu innego gatunku, którego jaja i larwy mogą ukraść, chętnie z tego korzystają. Po prostu wspomagają swoją kolonię. Drugi gatunek, mrówka amazonka, nie jest w stanie nawet sam się odżywiać. On potrzebuje kasty niewolnic po to, by zajmowały się tą kolonią, dbały o higienę w mrowisku, przynosiły pokarm. Dlaczego? Bo u amazonki żuwaczki, które normalnie powinny mieć zęby, mają kształt sierpa, są więc przystosowane do tego, by zabijać, by tworzyć armię, która ma atakować kolonie swoich przyszłych niewolnic. Muszą zabić robotnice, które próbują walczyć, ukraść jaja z ich gniazda, a potem z tych jaj pozwolić swoim aktualnym niewolnicom wychować nowe pokolenie niewolnic, które będzie je karmiło. Kiedy więc wymrze kasta niewolnic, to mrówki amazonki po prostu umrą śmiercią głodową, bo nie będzie miał ich kto odżywiać.

W wojnach ludzkich zwykle walczą młodzi mężczyźni, a u mrówek stare samice.
Tak, bo mrówki są bardziej racjonalne. Pamiętajmy, że wszystkie robotnice są płci żeńskiej. Najbardziej odpowiedzialne zadania – takie, jak dbanie o królową, o jaja, o higienę w gnieździe przypadają najmłodszym robotnicom. A im robotnica jest starsza, albo im bardziej uszkodzona (straciła gdzieś nogę albo czułki), tym chętniej jest delegowana do wypełnienia ryzykownych zadań. Patrząc z perspektywy kolonii, mniej kosztowne będzie stracenie starej, prawie martwej robotnicy niż młodej, która ma w sobie jeszcze potencjał.

Nawet więc jeśli wrogowie zjedzą naszych, lepiej niech to będzie starsza pani?
I tak umarłaby za jakiś czas, więc nie ma się czym przejmować… (uśmiech)

Lubimy wszystko uczłowieczać, a w tym przypadku mamy do czynienia z mrówczą, zabójczą logiką...
Mocno mnie to uderzyło, gdy zacząłem studiować etologię, a więc poznawać zachowania mrówek, że u nich obowiązuje zawsze racjonalne podejście związane choćby z tym, że do ryzykownych zadań deleguje się starsze osobniki. Albo też najstarsze robotnice są najbardziej waleczne. A czy wie pan, że są mrówki kamikadze?

Nie słyszałem o tym. Czemu ma służyć takie zachowanie?
To jest ich specyficzny system obronny, a dotyczy gatunku gmachówki występującego w Azji. W ich społeczności występuje wyspecjalizowana kasta robotnic, które mają specjalne narządy wypełnione kleistą substancją, będącą mieszanką neurotoksyn. Kiedy ich kolonia jest atakowana przez kolonię innych mrówek, to robotnice kamikadze wbiegają pomiędzy agresorów, dochodzi u nich do gwałtownego skurczu mięśni, który rozrywa im odwłok. W tym momencie spryskują tą zabójczą mazią wojsko agresorów. Atakujące osobniki po pierwsze są sklejone, więc ich mobilność jest mocno ograniczona, a po drugie w ich ciała wsączają się neurotoksyny, które je paraliżują i zabijają. Jak widać, mrówki mają naprawdę bardzo wyspecjalizowane metody, jeżeli chodzi o wojaczkę. To jest niesamowity świat!
Można by było powiedzieć, że one myślą. Ale podobno wszystkie mrówki zebrane w mrowisku mają wielką moc obliczeniową. Nic w tym dziwnego, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że mózg mrówki to 1/7 masy jej ciała, a ludzi – 1/40. To znaczy, że wszystkie razem mają wielką moc obliczeniową. Cała masa mrówek, załóżmy, że to milion osobników, składa się na wielki superkomputer!
Cały czas mamy bardzo ograniczoną liczbę informacji na temat tego, w jaki sposób mrówki ze sobą współpracują. Bo kiedy patrzymy na mrowisko, wydaje nam się, że one są bardzo skoordynowane, że wiedzą dokąd pójść i co zrobić. Każda robotnica pełni jakąś określoną rolę.

No i że muszą ze sobą „rozmawiać”, chociaż ich mowa jest inna niż nasza – ma chemiczny charakter.
To prawda. Na pewno w jakiś sposób precyzyjnie się komunikują. Na dobrą sprawę nie wiemy, jak się to odbywa, nie mamy więc pojęcia, w jaki sposób mrówki delegowane są do wykonania konkretnej pracy. Jeśli więc chodzi o ten supermózg, patrząc się z perspektywy potężnej kolonii, to faktycznie jest to bardzo subtelnie skoordynowane. Jak to bowiem możliwe, że one są w stanie utrzymać stałą temperaturę w poszczególnych komorach gniazdowych, że mają klimatyzację w środku? Kiedy więc jest za ciepło, potrafią temperaturę obniżyć, a gdy robi się zimno, umieją poprzez przepływ powietrza kontrolować ciepło. Potrafią też wykorzystywać antybiotyki, wytwarzać leki, co świadczy o tym, że to bardzo zaawansowane mechanizmy! Jak to robią? Tego, niestety, ciągle nie wiemy...

Jak to bowiem możliwe, że one są w stanie utrzymać stałą temperaturę w poszczególnych komorach gniazdowych, że mają klimatyzację w środku? Kiedy więc jest za ciepło, potrafią temperaturę obniżyć, a gdy robi się zimno, umieją poprzez przepływ powietrza kontrolować ciepło. Potrafią też wykorzystywać antybiotyki, wytwarzać leki, co świadczy o tym, że to bardzo zaawansowane mechanizmy! Jak to robią? Tego, niestety, ciągle nie wiemy...

W sumie kiepskie to świadectwo dla naszych umiejętności.
Moim zdaniem wynika to z tego, że nie potrafimy na przyrodę patrzeć w odpowiedni sposób, próbujemy wszystko odczytywać antropocentrycznie, a więc traktując człowieka jako punkt odniesienia. Zakładamy więc, że jest tylko jeden sposób rozwiązywania jakiegoś problemu i że ten jedyny sposób wymyślił nasz gatunek. A tu okazuje się, że inne organizmy, jak wspomniane mrówki, osiągnęły ten sam cel, a więc np. wytworzyły antybiotyki. I ewidentnie doszły do tego w inny sposób niż my.

Wspomniał Pan o niezwykłych mrówczych umiejętnościach, ale są i inne. Podobno niektóre gatunki potrafią mieć swoje uprawy czy hodować „zwierzęta”.
Polskie mrówki też mają swoje farmy. To jest kolejna płaszczyzna, na której mamy z nimi sprzeczne interesy i wchodzimy sobie w drogę, bo one hodują swoje... mszyce. Są w stanie przenosić je np. na młode pędy naszych róż albo krzewów owocowych w ogrodzie, żeby mszyce miały łatwiejszy dostęp do pokarmu. W zamian mszyce karmią mrówki spadzią – to taka słodka substancja, którą one wydzielają. Można powiedzieć, że to swego rodzaju łapówka czy haracz za ochronę, bo mrówki – oprócz transportowania mszyc – bronią je przed drapieżnikami. W momencie, gdy jakaś biedronka próbuje mszycę zjeść, mrówka widząca to będzie się starała ją obronić. Mamy też przykłady mrówek żyjących w basenie Morza Śródziemnego, które zakładają hodowle czerwców, którymi infekują rośliny. Kiedy królowa opuszcza gniazdo, bierze z kolonii macierzystej jednego czerwca. Po rujce, gdy zakłada nową kolonię, ma swojego czerwca (coś na wzór krowy w ludzkim gospodarstwie), którym się potem opiekuje i na bazie tego jednego osobnika buduje własną fermę.

A potem odżywiają się tymi owadami?
Albo nimi, albo sokami wytwarzanymi przez te owady. Możemy więc powiedzieć, że mrówki mają swoje „bydło”. Co więcej, potrafią też współpracować z roślinami. Tworzą się układy symbiotyczne: rośliny wytwarzają specjalne komory, w których mrówki mogą zakładać gniazda, a w zamian za to bronią roślinę przed pasożytami – to taka wymiana usług. To grupa zwierząt, które nazywamy inżynierami środowiska. Wpływ mrówek na teren, na którym żyją, staje się w pewnym momencie tak duży, że one zaczynają je zmieniać. My też jesteśmy takim zwierzęciem.
Jeszcze jedno mi się przypomniało – mamy w Polsce gatunki, które nie potrafią samodzielnie założyć kolonii.

To w jaki sposób są w stanie przeżyć?

Przejmują kontrolę nad gniazdem, które już jest zbudowane. Dla przykładu mamy gatunek Lasius, zwykle się na nie mówi „żółte mrówki” (chodzi mi o te średnie żółte). U nich królowa szuka gniazda innego gatunku Lasius (z tego samego rodzaju, ale czarnych). Gdy znajdzie, próbuje wejść do środka, ale sposób, w jaki wchodzi, jest bardzo perfidny. Mrówki, choć mają oczy, komunikują się głównie za pomocą związków chemicznych, a więc tak długo, jak jakiś organizm pachnie gniazdem, ma swobodny dostęp do kolonii. Wspomniana królowa (przyszły pasożyt) np. zabija robotnicę, a potem niesie jej ciało w swoich żuwaczkach. Kiedy robotnice do niej podchodzą, daje im to martwe ciało, a one uznają, że to jest ich królowa. Ona spokojnie dociera do komory królewskiej, tam zabija prawdziwą królową i niejako przesyca swoje ciało zapachem kolonii. Potem powoli składa jaja. Z czasem ten pasożytniczy gatunek przejmuje całą strukturę, która była zbudowana przez swojego żywiciela. Inna królowa z tego samego rodzaju, zamiast brania martwego ciała swojego gospodarza, rozpruwa jego wnętrzności i się nimi naciera, zyskując zapach kolonii, którą chce podbić. W tym momencie może spokojnie wejść do gniazda i zabić dotychczasową królową.
Są wreszcie i takie gatunki, które nie zabijają królowej gospodarza gniazda, ale po prostu żyją obok niej. Królowe gatunku pasożytniczego są mniejsze i na swoich odnóżach mają przyssawki, za pomocą których przylegają do ciała większej królowej i składają jaja w tym samym momencie, co ona. Po jakimś czasie kolonia jest wymieszana – mamy więc dominującą liczbę osobników gospodarza, a gdzieś między nimi chodzą robotnice pasożyta.

Mrówki, choć mają oczy, komunikują się głównie za pomocą związków chemicznych, a więc tak długo, jak jakiś organizm pachnie gniazdem, ma swobodny dostęp do kolonii.


To, o czym Pan opowiada, przypomina scenariusz filmu sensacyjnego.

Zdecydowanie! Mamy inwazję, zabicie królowej – to może być wciągające (śmiech).

W ostatnich latach dużo się mówi o świecie bez owadów pszczołowatych. Nikt nie pyta, jak wyglądałby świat bez mrówek. A to też chyba nie jest wcale takie proste?
Dobre pytanie... Po pierwsze mrówki występują wszędzie. Jedynym kontynentem, na którym ich nie ma, jest Antarktyda. Są też dominującą grupą owadów w większości środowisk lądowych. Jak z tego wynika, bez nich ewidentnie załamałaby się cała sieć powiązań troficznych pomiędzy organizmami. Ewidentnie świat bez mrówek miałby bardzo zaburzony obieg materii, bo to one są „odkurzaczami", które zasysają padlinę i inne drobiny materii i to za ich przyczyną mamy do czynienia z obiegiem materii. Ciężko mi sobie wyobrazić świat bez mrówek. Na pewno moje życie byłoby strasznie nudne, bo zajmuję się badaniem tych owadów (uśmiech).
Ich specyfiką jest też to, że w przeciwieństwie do wszystkich wspomnianych pszczołowatych, których w Polsce mamy około 500 gatunków (mrówek jest chyba nieco mniej, bo trochę ponad 100 gatunków), mrówki żyją znacznie dłużej, zwłaszcza królowe.
Zastanawiałem się przez chwilę, o kim pan mówi. Bo gdybyśmy popatrzyli się na życie z perspektywy królowych, to one faktycznie potrafią być wiekowe. Niektóre królowe naszych rodzimych gatunków (oczywiście w warunkach laboratoryjnych) potrafiły dożywać nawet 20 lat i więcej. Pszczela królowa żyje 3–5 lat. Pamiętajmy jednak, że to są warunki laboratoryjne, więc ciężko byłoby sprawdzić, jak to wygląda w naturze. Tam zawsze jest jakiś drapieżnik, jakiś pasożyt i życie nie jest tak idylliczne jak w laboratoriach. Z perspektywy mrówczej robotnicy życie może trwać kilka lat, a w przypadku pszczół robotnic to kilka tygodni. Natomiast z perspektywy samca mrówki, to jego życie ogranicza się tylko i wyłącznie do kilku czy kilkunastu tygodni, a maksymalnie kilku miesięcy.

U ludzi samce też żyją krócej.
Tak, ale u nas wynika to stąd, że podejmujemy bardziej ryzykowne zachowania. Natomiast jeżeli chodzi o samce u mrówek, to ta kasta pojawia się tylko i wyłącznie po to, by mogły się rozmnożyć. W momencie, w którym dojdzie do kopulacji z królową, samce umierają. Kiedy próbują wrócić do gniazda, są zabijane, bo nikt ich już do niczego nie potrzebuje. Ba, niektóre samce są tak bardzo zmodyfikowane, że ich formy dojrzałe nie mają narządów gębowych, ponieważ są im już niepotrzebne – cała energia idzie na wytworzenie mięśni, które pozwalają im latać, znaleźć królową i z nią kopulować. Życie samca nie jest ani łatwe, ani długie – znacznie lepiej być królową.

Jeżeli chodzi o samce u mrówek, to ta kasta pojawia się tylko i wyłącznie po to, by mogły się rozmnożyć. W momencie, w którym dojdzie do kopulacji z królową, samce umierają. Kiedy próbują wrócić do gniazda, są zabijane, bo nikt ich już do niczego nie potrzebuje. Ba, niektóre samce są tak bardzo zmodyfikowane, że ich formy dojrzałe nie mają narządów gębowych, ponieważ są im już niepotrzebne – cała energia idzie na wytworzenie mięśni, które pozwalają im latać, znaleźć królową i z nią kopulować.

Z punktu widzenia przeciętnego człowieka co wynika z badań nad mrówkami? Jak to się przekłada na nasze życie codzienne? Jakie to może mieć znaczenie?
Mrówki są wykorzystywane jako organizm modelowy w wielu badaniach. Po pierwsze cała socjobiologia została stworzona między innymi w oparciu o badania owadów społecznych, m.in. mrówek, choćby gdy chodzi o sposoby komunikacji między organizmami. W związku z tym, że mrówki żyją wszędzie, są bardzo wdzięcznym organizmem, który wykorzystujemy do badań na przykład zmian różnorodności albo do oceniania, jakie obszary powinny zostać objęte ochroną. Rzecz w tym, że mrówki łatwo znaleźć i zbadać, a one są dobrym miernikiem, który mówi nam o jakości ekosystemów, a więc np. ich skażenia. Czyli bogata mykofauna świadczy o tym, że środowisko, które badamy, jest zdrowe i warto się skupić nad tym, by je chronić. Mrówki są też wykorzystywane do tego, by odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących ewolucji owadów. Biogeografia wysp, czyli na przykład pytania o to , w jaki sposób powstają gatunki endemiczne, jakie cechy fizjologiczne albo biologiczne sprawiają, że dana grupa owadów jest bardziej predysponowana do tego, by ewoluować w kierunku jakichś gatunków wyspiarskich, unikalnych, endemicznych.

Zacząłem od konfliktów mrówek z ludźmi, od wchodzenia sobie w drogę. Czy jest jakiś nieinwazyjny, humanitarny sposób na to, by je przekonać, żeby jednak wyniosły się z miejsc, na których nam zależy?
Zawsze staram się przekonać ludzi, by zadali sobie to pytanie, czy jest potrzeba wyrzucania mrówek z domu czy ogródka. Rozumiem, że nie planowaliśmy mrowiska na ulubionej rabatce, ale wydaje mi się, że nie ucierpimy, gdy pozwolimy mrówkom żyć obok nas. Podobnie jest w domach. Kiedy chcemy się ich pozbyć, wystarczy być cierpliwym i starannie posprzątać rozmaite okruchy w otoczeniu, a pewnie wtedy mrówek będzie mniej. Ale z drugiej strony one nie są wektorami jakichkolwiek chorób. Te, które mamy w domach, nawet nie mają żądeł – one boją się nas bardziej niż my ich. Poza tym nie oszukujmy się: w starciu mrówki z naszym palcem zwycięzca może być tylko jeden, więc w ich interesie nie jest atakowanie nas. One po prostu chcą być naszymi sąsiadami i moim zdaniem nie ma żadnego powodu, by je eksmitować. Można za to przyglądać się ich niezwykłym obyczajom, pokazać dzieciom czy wnukom, że istnieją organizmy, które również mają bardzo skomplikowane relacje społeczne i są naszymi sąsiadami. Poza tym gdybym miał żyć w domu, w którym nie ma ani jednego owada, to bardzo bym się tym martwił. Dlaczego? Bo to oznaczałoby, że mój dom jest spryskany jakimiś chemikaliami, które są zabójcze dla tych owadów.

A skoro szkodzą im, to i mojej rodzinie...
Właśnie! Kiedy więc jestem w miejscu, w którym widzę mrówkę czy pająka w kącie, to ewidentnie znak, że ten dom jest bezpieczny, a więc nieprzesycony szkodliwymi chemikaliami. Choć z drugiej strony ktoś mógłby to nazwać moim skrzywieniem zawodowym (uśmiech).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska