Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat docenia Iniestę

Hubert Zdankiewicz
Wszystko wskazuje na to, że 10 stycznia odbierze Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza 2010 r. grającego w Europie. W pełni zasłużenie, w przeciwieństwie do co poniektórych zwycięzców plebiscytu tygodnika "France Football" (pamięta ktoś jeszcze takiego piłkarza jak Igor Biełanow?), choć nie brak głosów, że innym bardziej się ona należy. Nawet w Hiszpanii, której zapewnił w lipcu pierwszy w historii tytuł mistrza świata, strzelając zwycięskiego gola w 116. minucie finałowego meczu z Holandią.

Nawet w Hiszpanii, której zapewnił w lipcu pierwszy w historii tytuł mistrza świata, strzelając zwycięskiego gola w 116. minucie finałowego meczu z Holandią. W ogóle Andrés Iniesta to chyba najbardziej niedoceniany piłkarz na świecie. Po części na własne życzenie, bo to klasyczny przykład antyidola. Nie farbuje włosów, nie nosi kolczyków ani tatuaży. Nie wywołuje skandali, nie pokazuje się publicznie w towarzystwie pięknych kobiet (jego jedyna ekstrawagancja to udział w teledyskach i koncertach popularnego w Hiszpanii zespołu rockowego Estopa). Jedyne, czym się wyróżnia, to chorobliwie blada cera - efekt problemów z pigmentem - której zawdzięcza przydomki Blanquito (Białas) i Actimel.

Koledzy z drużyny mówią, że jest jeszcze większym introwertykiem niż Lionel Messi. Sam wspomina, jakim dramatem była dla niego przeprowadzka z rodzinnej Fuentealbilli (wioska koło Albacete) do Katalonii. Gdy jako 12-letni chłopak trafił do La Masii, słynnej piłkarskiej szkółki Barcelony, początkowo sypiał w... łóżku odwiedzających go rodziców. Jeden z katalońskich dziennikarzy wspomina, że gdy przyszedł zrobić pierwszy wywiad z Iniestą, poproszono go, by nie pytał go przypadkiem o rodzinę, bo mały Andrés zaczyna wtedy płakać.

- To gracz kompletny. Atakuje, broni, stwarza sytuacje kolegom i sam strzela - mówi o nim trener reprezentacji Hiszpanii Vicente del Bosque. - Wystawiałem go na różnych pozycjach - fałszywego skrzydłowego, ofensywnego i defensywnego pomocnika, a nawet cofniętego napastnika. Na każdej radził sobie fantastycznie - dodaje były trener Barcelony Frank Rijkaard.

Mimo to nawet w stolicy Katalonii nie wszyscy go doceniają, choć zdarzyło się nawet, że na trybunach Camp Nou pojawił się wielki transparent z jego portretem w szacie świętego Andrzeja i z prośbą o beatyfikację. Gdyby spytać kibiców Barcelony, kto miał największy wkład w jej sukcesy w ciągu ostatnich pięciu lat, to w pierwszej kolejności padłyby zapewne nazwiska Messiego, Ronaldinho, Eto'o i Xaviego. Być może nawet... Puyola. A przecież udział Iniesty trudny jest do przeoczenia. Nic ważnego nie mogło się bez niego wydarzyć.

Przykłady? Najbardziej spektakularny to oczywiście bramka na Stamford Bridge w Londynie. W doliczonym czasie gry półfinału Ligi Mistrzów z Chelsea, dająca Katalończykom awans. A później asysta w finale z Manchesterem United przy trafieniu Samuela Eto'o. Gole strzelali inni (drugiego Messi), a graczem meczu wybrano Xaviego, ale to Iniesta był jego cichym bohaterem. Nie każdy pamięta, że zagrał z niewyleczoną kontuzją uda, która uniemożliwiała mu mocniejsze kopnięcie piłki.

Nie każdy pamięta również o tym, co zrobił w poprzednim finale - w 2006 r. Do historii przeszły gole Eto'o i Juliano Bellettiego, asysty Henrika Larssona. Kto jednak przy tym pierwszym (na 1:1) zauważył wychodzącego na pozycję Szweda i podał mu piłkę w pole karne? Kto rozpoczął tamtą akcję. Obejrzyjcie na YouTube. Aha, warto też dodać, że Messiego i Xaviego nie było wtedy nawet na ławce rezerwowych, bo obaj leczyli kontuzje. Kto wie, co by było, gdyby kontuzja nie uniemożliwiała z kolei Inieście gry w wiosennych półfinałach LM z Interem Mediolan. Kto wie, czy z nim Barca nie przebiłaby się przez stawiane przez José Mourinho w polu karnym autobusy.

[/b]
- Nie mam obsesji na punkcie Messiego, bo to Iniesta jest najgroźniejszy. Jego podania, sposób poruszania się i przegląd pola są niewiarygodne. To kluczowy zawodnik Barcelony. Razem z Guardiolą tworzą DNA tej drużyny - mówił przed finałem LM 2009 menedżer Manchesteru United Alex Ferguson. - Kiedy mówiłem, że Iniesta jest najlepszy na świecie, to się ze mnie śmialiście. Teraz sami widzicie, że miałem rację - powiedział Eto'o po meczu z Chelsea.

Gdy miał 16 lat i po raz pierwszy pojawił się na treningu "dorosłej" Barcelony, Josep Guardiola, wówczas jej kapitan, stwierdził przy całej drużynie: - Zapamiętajcie ten dzień - dzień, gdy pierwszy raz trenowaliście z Andrésem. A Xaviemu, który był już wtedy w kadrze, powiedział: - Ty odeślesz na emeryturę mnie, a on nas obu.

Obecny trener Barcelony wiedział, co mówi. To on dwa lata wcześniej wręczał Inieście puchar za zwycięstwo w Nike Premier Cup (klubowych mistrzostw świata do lat 15), Andrés był kapitanem i to on strzelił zwycięskiego gola w finale z Rosario Central. - Zobaczyłem piłkarza, który czyta grę lepiej ode mnie - powiedział wówczas Guardiola, od zawsze idol i wzór do naśladowania dla Iniesty.
W La Masii plakaty Guardioli wisiały nad jego łóżkiem na honorowym miejscu obok Michaela Laudrupa i Catrine Zety Jones. Po wspomnianym finale zastąpiło je zdjęcie z dedykacją od starszego kolegi: "Dla najlepszego piłkarza, jakiego kiedykolwiek widziałem". - Guardiola był prototypem. Xavi i Iniesta to prawdziwe dzieci systemu - mówi legenda Barcelony Johan Cruyff, twórca jej sukcesów latach 90.
Hiszpański dziennik "El País" porównał kiedyś Andresa do Rudolfa Nuriejewa - jednego z najsłynniejszych tancerzy baletowych XX w. Sam piłkarz z zażenowaniem przyjmuje takie komplementy.

Jego rolę na boisku, a także podejście do życia najlepiej pokazuje skecz w "Crackovii" - popularnym w Hiszpanii programie, w którym grupa komików nabija się z piłkarzy Barcelony i Realu. W jednym z odcinków Iniesta poskramia za pomocą magicznej sztuczki atak szału Zlatana Ibrahimovicia (Szwed rzuca się na Guardiolę i chce go zabić), a potem odwraca się do kamery i mówi: - Nie znoszę używać moich nadprzyrodzonych mocy. Po Stamford Bridge obiecałem sobie, że już nigdy więcej. Chcę być zwykłym człowiekiem, takim jak wy. Patrząc na to, co ostatnio wyprawia, można dojść do wniosku, że chyba nie dotrzymał słowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska