Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śpiewające kluski

Aleksander Malak
Aleksander Malak
Aleksander Malak
Już dawno chodziło mi głowie (i po brzuchu też) napisanie tekstu o jedzeniu. Ale jakoś nie było pretekstu. I oto się znalazł. Wyczytałem właśnie, że radni sejmiku opolskiego pokłócili się o kluski. A dokładnie o to, że co innego kluski śląskie, co innego polskie, czego dowodził przedstawiciel mniejszości niemieckiej.

Przedstawiciel PiS-u, więc z definicji patriota genetyczny, przekonywał z kolei, że kluska śląska jest jak najbardziej kluską polską. Podobno panowie zaprosili się na obiad, żeby ostatecznie spór rozstrzygnąć, ale prawdopodobnie nawet po skonsumowaniu obu rodzajów klusek pozostali przy swoim zdaniu. Jakby było co rozstrzygać.

Jak to się dawniej mówiło, spór miał swój płaszczyk. I zdaniem przedstawiciela patriotów, przedstawiciel mniejszości chciał pod tym płaszczykiem (kulinarnym tym razem) przemycić wraży pogląd, że kluski śląskie to tak naprawdę kluski niemieckie, na co żadną miarą żaden patriota zgodzić się nie może. Spór ten do tego stopnia zaostrzył mój apetyt, że postanowiłem stanąć w szranki. Ale nie w obronie klusek śląskich, których składnikiem charakterystycznym się ziemniaki ugotowane w mundurkach i następnie przeciśnięte przez praskę, ani w obronie klusek polskich. Te drugie muszą w sobie zawierać, prócz ziemniaków gotowanych, także starte surowe. Żeby było śmieszniej, w kuchni śląskiej również występują podobne kluski robione z ziemniaków gotowanych i surowych. To tzw. śląskie tarte. Jeżeli zaś chodzi o kluski niemieckie - spaetzle, to one nie zawierają ziemniaków. To kluski kładzione. Więc nie ma specjalnie o co kruszyć kopii. Natomiast…

Od wieków w moim domu są kluski śpiewające. Być może ta nazwa nikomu nic nie mówi, mnie zresztą też, ale właśnie tak nazwała dawno temu nasze kluski wówczas pięcioletnia córka Kasia. Dlaczego jej te kluski śpiewały, tego nawet ona sama nie wie. Ale się przyjęło. Otóż nasze kluski śpiewające mają w sobie tylko ziemniaki surowe, starte na tarce lub przepuszczone przez malakser i odciśnięte do granic możliwości. Do tego oczywiście jajka, trochę mąki (nie ziemniaczanej), przyprawy i garnek z wrzątkiem, do którego łyżką kładziemy kluski. Potem na talerz ze skraweczkami boczku, kubek kefiru i hulaj dusza z rozkoszy podniebiennej. W tym miejscu, niby ni z gruszki, ni z pietruszki, muszę zaznaczyć, że nikt z mojej bliższej ani dalszej rodziny nie pochodzi z Łodzi. I dotyczy to kilku pokoleń wstecz. Sam byłem w Łodzi może ze trzy razy w życiu.

Tymczasem dowiaduję się, że moje śpiewające kluski to "narodowa" potrawa łódzka, znana tam regionie jako kluski żelazne lub kluski szare. Te łódzkie kluski uznano nawet za "najbardziej charakterystyczną potrawę regionu". Wprawdzie razem z żeberkami i zasmażaną kapustą przeciwko czemu gorąco protestuję. Nie, oczywiście, że nie przeciwko kluskom, czy też żeberkom i zasmażanej. Przeciwko szalbierczemu zaanektowaniu przez łodzian mojej ulubionej potrawy. I nie tłumaczcie się tamtejsi klusko-file, że wasze kluski są rzekomo tak szare jak Łódź. Kolor was nie usprawiedliwi. Te kluski bowiem, kiedy na nie patrzę, najpierw przygrywają mi do marsza (pewnie, że w brzuchu), potem śpiewająco do tegoż brzucha wchodzą. I żadna Łódź nie odbierze mi tych doznań. Tak, jak inni, którzy kiedyś próbowali, Łódź kradnie moje kluski. Ukraińcy pozbawili mnie… Kiedyś w Zaporożu zamówiłem ichni barszcz. I dostałem coś, co zostało ugotowane na jednym buraku, słodkiej kapuście i… pomidorach. To coś nazywało się barszcz ukraiński. I nie pomogły podane tzw. pampuszki. To nie miało nic wspólnego z prawdziwym barszczem ukraińskim. Z fasolką, z… Ale o tym, może przy innej okazji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska