Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć w fosie to samobójstwo? Są wątpliwości

Marcin Rybak
Poszukiwanie ciała Agnieszki trwało kilka dni
Poszukiwanie ciała Agnieszki trwało kilka dni fot. Piotr Warczak
Rodzice 27-letniej Agnieszki ze Świdnicy, która w styczniu utonęła we wrocławskiej fosie, nie wierzą, że to był nieszczęśliwy wypadek i samobójstwo. Zaskarżyli do sądu decyzję prokuratury o umorzeniu śledztwa. Sąd zajmie się sprawą w przyszłym tygodniu.

Śledztwo wykazało, że 20 stycznia wieczorem mieszkania Świdnicy - na co dzień pracująca w fabryce firmy LG w Biskupicach Podgórnych - wybrała się ze znajomymi z pracy na dyskotekę do Wrocławia. Pojechała PKS-em. Prawie całą noc bawiła się w lokalach w Pasażu Niepolda. Około godziny 3.00 wyszła z lokalu razem z kolegą Bartłomiejem M. Oboje w czasie imprezy pili alkohol.

Pomiędzy godziną 4.12 a 4.25 Bartłomiej cztery razy próbował skontaktować się z policyjnym numerem alarmowym. Bezskutecznie. Przybiegł do domu i w szoku opowiedział matce i jej konkubentowi, że był świadkiem jak jego koleżanka wskoczyła do fosy. Wcześniej miała mu mówić o nieszczęśliwej miłości do kolegi z pracy.

Gdy na miejscu zdarzenia pojawiła się policja i straż pożarna Bartłomiej miał 1,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Wskazał policji fosę w okolicach "Renomy". Poszukiwania nie dały rezultatów.
Dopiero po kilku dniach znaleziono ciało Agnieszki. Było w fosie ale w innym miejscu niż wskazywał Bartłomiej M. W okolicach ul. Piotra Skargi. Dziewczyna - orzekli biegli z medycyny sądowej - utopiła się.

Prokuratura ustaliła, że Agnieszka z gronem znajomych bawiła się w dwóch lokalach w Pasażu Niepolda. Około 3.00 Agnieszka i Bartłomiej wyszli z Pasażu. Z jego relacji wynika, że szli na dworzec PKS. Po drodze dziewczyna opowiadała o nieszczęśliwej miłości, po czym niespodziewanie zbiegła do fosy. On wpadł w panikę. Był bardzo pijany, więc nie wbiegał za nią by ją ratować. Próbował skontaktować się z policją, ale bezskutecznie.

Śledczy badali, czy Bartłomiej mógłby odpowiadać za nieudzielenie pomocy ale ocenili, że nie. Po pierwsze dlatego, że próbował dzwonić na policję, po drugie dlatego, że o nieudzieleniu pomocy można mówić wtedy, kiedy ktoś pomocy udzielić może nie narażając się na utratę zdrowia czy życia. Poza tym Bartłomiej M. - z tej racji, że był pijany - "nie miał możliwości oceny, że zakres pomocy nie był adekwatny do stanu zagrożenia".

- Śledztwo prowadzono bardzo powierzchownie - mówi Ryszard Krawiecki, ojciec Agnieszki. - Nie wyjaśniono wszystkich wątpliwości. Prokuratura powinna była posłuchać świadków, którzy mogliby widzieć co się działo w nocy z 20 na 21 stycznia w samym centrum Wrocławia.

- Dlaczego Bartłomiej nie pobiegł na straż pożarną - pyta ojciec Agnieszki. - Jednostka straży jest kilkadziesiąt metrów od miejsca wypadku. Rozmawiałem z nurkiem, który wyciągał z fosy ciało mojej córki. Mówił, że szybka pomoc mogła uratować jej życie.

Rodzice Agnieszki nie wierzą w wersję o nieszczęśliwej miłości i samobójstwie. Choć prokuratura znalazła dowody, które zdają się to potwierdzać. Na przykład sms wysłany kilka godzin przed śmiercią do kolegi z pracy "zajeb... się dzisiaj".

Ryszard Krawiecki jest pewien, że to bardziej niż niewiarygodne. Przecież Agnieszka była normalną, wesołą dziewczyną. Miała plany na przyszłość. Wybierała się z koleżankami do Karpacza na krótki zimowy urlop. Na wakacje planowała podróż do Egiptu pod piramidy. Ojciec Agnieszki uważa, że należałoby przebadać Bartłomieja M. na wariografie by sprawdzić czy podaje rzetelną relację.
Agnieszka miała uraz do wody. Panicznie się jej bała od dziecka. Nawet nad morze na wakacje nie jeździła - mówi pan Ryszard sugerując, że to niemożliwe, by sama weszła do fosy.

Co ważniejsze - z ustaleń śledztwa wynika, że telefon komórkowy dziewczyny ostatni raz logował się o godzinie 2.16 do stacji bazowej przy Podwalu. Tymczasem Agnieszka w tym czasie wciąż była ze znajomymi w Pasażu Niepolda. To niemożliwe, by była równocześnie na Podwalu i w Pasażu - przekonują rodzice. To trzeba wyjaśnić.

Chcą też, by dokładniej sprawdzono co znajomy z pracy zrobił z esemesem od Agnieszki. On sam zeznał, że nie odpowiedział na niego. Odebrał go jako zapowiedź, że Agnieszka zamierza się upić a nie zabić. Mężczyzna mówił śledczym, że nie odpowiedział. Czy na pewno? Pan Ryszard przekonuje, ze to nieprawda, że mogło być inaczej.
Chce też, by przesłuchać innych znajomych z pracy w LG. By sprawdzić dokładniej wersję o planowanym samobójstwie.

Prokuratura jest pewna, że sprawę zbadała rzetelnie i nie znalazła żadnych dowodów na przestępstwo. Ojciec Agnieszki uważa, że sprawę należy wznowić. Decyzję podejmie wrocławski sąd w środę 28 listopada. Oceni on, czy w śledztwie zrobiono wszystko co się da by dojść prawdy. I czy są jakieś inne, nieznane dowody, które mogą zmienić ocenę zdarzeń z nocy z 20 na 21 stycznia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska