Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śledztwa w sprawie śmierci Stachowiaka. Czy naprawdę wiemy wszystko?

Marcin Rybak
W maju 2016 roku po śmierci Igora Stachowiaka we Wrocławiu wybuchły zamieszki
W maju 2016 roku po śmierci Igora Stachowiaka we Wrocławiu wybuchły zamieszki Jaroslaw Jakubczak / Polska Press
Wrocławski sąd będzie oceniał sprawę czterech policjantów oskarżonych o torturowanie Igora Stachowiaka w toalecie komisariatu przy ulicy Trzemeskiej we Wrocławiu. Od kilku tygodni opisujemy to, co wynika z akt śledztwa w tej sprawie. Czy wiemy wszystko?

Policjanci są oskarżeni o przekroczenie uprawnień i torturowanie Igora. Oficjalnie zarzut aktu oskarżenia dotyczy przekroczenia uprawnień i fizyczne oraz psychiczne znęcanie się nad osobą pozbawioną wolności. Chodzi o słynną - bo ujawnioną w mediach - scenę z toalety komisariatu. Podpięty do paralizatora Igor wije się bólu na podłodze. Paralizator miał trzymać Łukasz R. Było to, twierdzi prokuratura, „nieproporcjonalne do stopnia zagrożenia jakie stwarzał swoim zachowaniem zatrzymany”. Trzej pozostali funkcjonariusze „swoim zachowaniem umożliwili bezpodstawne użycie” paralizatora przez kolegę. Równocześnie wyzywali i lżyli Igora. Zachowanie funkcjonariuszy „spowodowało u pokrzywdzonego cierpienia fizyczne i naruszyło godność, nietykalność cielesną i prawo do ludzkiego traktowania”.

Niedługo później doszło do ostatniej szarpaniny. Policjanci próbowali „przekuć” Igora, który miał kajdanki założone na ręce trzymane z przodu, a funkcjonariusze chcieli, by był skuty do tyłu. W czasie szarpaniny młody mężczyzna zasłabł i zmarł. Reanimacja nie dała rezultatu.

Zdaniem biegłych przyczyną śmierci Igora Stachowiaka była „niewydolność krążeniowo-oddechowa” wywołana stanem nazywanym fachowo „excited delirium”. To psychoza pojawiająca się po zażyciu narkotyków. Z ekspertyzy lekarskiej wynikać ma, że psychoza mogła być spotęgowana sposobem traktowania (obezwładnienie i unieruchomienie) Igora i pośrednio mogło przyczynić się do jego śmierci. Jednak nie ma dowodów, że sposób traktowania spowodował „bezpośrednie” narażenie na śmierć albo „ciężki uszczerbek na zdrowiu”.

Tyle, że w śledztwie pierwsza sekcja zwłok wskazała na duszenie jako jedną (choć nie jedyną) przyczynę śmierci.

Lekarz badający ciało Igora znalazł typowe dla duszenia obrażenia. Później nikt tej oceny nie obalił jednoznacznie, ale za bezpośrednią przyczynę śmierci przyjęto wspomniany już wyżej stan „excited delirium”.

Igor Stachowiak - przypomnijmy - zmarł 15 maja 2016 roku. Najpierw była akcja na Rynku i kilkunastominutowa szarpanina z policjantem. Potem zawieziono go do komisariatu Wrocław Stare Miasto. Tutaj doszło do słynnej akcji z używaniem paralizatora w toalecie. Tutaj też Igor Stachowiak zmarł.

Jeszcze tego samego dnia wszczęto śledztwo. Na miejsce przyjechała ekipa z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji i pani prokurator z Prokuratury Stare Miasto. Potem z miejscowej prokuratury Stare Miasto przeniesiono postępowanie do Opola, a stamtąd do Poznania. I tutaj zakończono je i tutaj powstał akt oskarżenia. Cały czas prokuratorom pomagali policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych.

My jednak mamy wątpliwości co do tego, jak przebiegało to śledztwo. Dlaczego drobiazgowo i zgodnie z wszelkimi prawidłami procedur nie zabezpieczono wszystkich dowodów? Dlaczego prokuratura zignorowała opinie eksperta od technik i taktyk policyjnych interwencji?

I wreszcie - wspominaliśmy już o tym - dlaczego nie opuszcza nas wrażenie, że niezbyt dokładnie zbadano jeden medyczny wątek całej sprawy. Ten z duszeniem Igora. Tak więc śledztwo jest dziś naszym bohaterem. A w zasadzie dwa śledztwa. Bo musimy też wspomnieć o pewnej sprawie z 2013 roku. Też dotyczy Igora Stachowiaka i policjantów. Też dotyczy używania paralizatora.

CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Przed wrocławskim sądem stanie czterech policjantów oskarżonych o torturowanie Igora Stachowiaka policyjnym paralizatorem w toalecie wrocławskiego komisariatu przy ulicy Trzemeskiej. Igor zmarł na tym komisariacie. Prokuratorskie śledztwo nie dostarczyło dowodów, że funkcjonariusze swoim zachowaniem przyczynili się do śmierci młodego mężczyzny, choć prawnicy rodziny Igora widzą w nich morderców. A my mamy wątpliwości do tego jak przebiegało śledztwo.

Sąd rozstrzygnie, czy oskarżeni policjanci w ogóle są czemukolwiek winni, a jeśli tak to którzy z nich i jakie popełnili przestępstwo. My mamy wątpliwości co do tego, jak przebiegało śledztwo. Dlaczego drobiazgowo i zgodnie z wszelkimi prawidłami procedur nie zabezpieczono wszystkich dowodów? Dlaczego prokuratura zignorowała opinie eksperta od technik i taktyk policyjnych interwencji? I wreszcie dlaczego nie opuszcza nas wrażenie, że niezbyt dokładnie zbadano jeden medyczny wątek całej sprawy - opinie lekarzy, że do śmierci MOGŁO przyczynić się duszenie Igora.

Tak więc śledztwo jest dziś naszym bohaterem. A w zasadzie dwa śledztwa. Bo musimy też wspomnieć o pewnej sprawie z 2013 roku. Też dotyczy Igora Stachowiaka i policjantów. Też dotyczy używania paralizatora.

Najpierw fakty

W niedzielę 15 maja 2016 roku przed 6.00 rano młody mężczyzna został wyprowadzony z jednego z pubów na wrocławski Rynku. Na kamerach miejskiego monitoringu widać było jego dziwne zachowanie. Błąkał się, jakby nie wiedział, ani gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Choć jednocześnie nie był agresywny czy niebezpieczny.

Dyżurny komisariatu Wrocław Stare Miasto posłał na Rynek patrol, by policjanci sprawdzili, czy ten człowiek nie potrzebuje pomocy. Policjanci zjawili się przy wskazanym mężczyźnie około godziny 6.06. Był nim Igor Stachowiak. Przez pierwsze kilka minut wszystko przebiegało spokojnie. Na nagraniach z miejskiego monitoringu widać, jak funkcjonariusze stoją przy młodym mężczyźnie. Jeden nawet tyłem do niego. Widać więc, że niczego się nie boją.

W międzyczasie dyżurny nabrał wątpliwości co do tego, czy Igor nie jest mężczyzną, który kilka dni wcześniej skompromitował policję. Bo uciekł funkcjonariuszom, mimo że był zakuty w kajdanki. A potem jeszcze same kajdanki odesłał policji. Na #Rynek dyżurny wysłał więc drugi patrol. Polecenie - zatrzymać Igora.

Zaczęła się szarpanina zatrzymywanego mężczyzny z funkcjonariuszami. On się nie chciał dać się zatrzymać, a oni nie potrafili szybko, sprawnie i bezpiecznie obezwładnić go i wsadzić do radiowozu. Ekspert od technik i taktyk policyjnych interwencji powie potem, że nie potrafili wykonać prawidłowo ani jednego chwytu obezwładniającego.

Sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli. Przeciągającą się szarpanina i krzyki Igora przyciągnęły gapiów. Zaczęło się filmowanie akcji. „Nie duś go”, „Traktujcie go jak człowieka” - słychać na nagraniach pokrzykiwanie gapiów na funkcjonariuszy. Po kilkunastu minutach od rozpoczęcia interwencji udało się Igora wsadzić do radiowozu. Ktoś z gapiów próbował sobie robić zdjęcie na tle policyjnego auta z zatrzymanym. Wreszcie policjanci odjechali z Rynku.

Ja dziś umrę

Ciąg dalszy był na komisariacie przy ul. Trzemeskiej. Tu znamy tylko relacje świadków i oskarżonych dziś policjantów. Nie było nagrań z kamer pokazujących wnętrze budynku. Oficjalnie: awaria sprzętu. Inna rzecz, że w kluczowych dla sprawy miejscach i tak kamer nie było. Tu doszło do słynnej już sceny w toalecie nagranej kamerą paralizatora. Widzimy jak Igor - rażony prądem - wije się z bólu na podłodze. I tu eksperci są zgodni - to były tortury, a użycie paralizatora było nielegalne. Igor był zakuty w kajdanki i pilnowało go czterech a nawet sześciu funkcjonariuszy.

„Ja dziś umrę, wiem, że to będzie dzisiaj” - takie słowa Igora Stachowiaka zapamiętał jeden z policjantów komisariatu przyglądający się zajściom. Ostatnia szarpanina była w pokoju dla zatrzymanych. Policjanci zdjęli Igorowi kajdanki zakute na rękach z przodu i chcieli je założyć na ręce z tyłu. W pewnym momencie Igor przestał się ruszać i oddychać. Jeden z policjantów - ratownik medyczny - zaczął go reanimować. Wezwano karetkę. Ale nic to wszystko nie dało.
Igor zmarł.

Jak zabezpieczano nagrania

Zaczęło się śledztwo. Na miejsce zdarzenia przyjechała pani prokurator z prokuratury Stare Miasto i ekipa dochodzeniowo-śledcza złożona z funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych.

Od razu było wiadomo, że wobec Igora Stachowiaka użyty został paralizator. Na Trzemeską wezwano funkcjonariusza Komendy Miejskiej. Według nieoficjalnych informacji nie była to decyzja ani prokuratora, ani szefa grupy dochodzeniowo- śledczej. Wezwany policjant miał laptop z oprogramowaniem nie-zbędnym do kopiowania nagrań z kamery paralizatora.

CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Funkcjonariusz skopiował nagrania pokazujące torturowanie Igora Stachowiaka w toalecie komisariatu przy ulicy Trzemeskiej. Dopiero wtedy o istnieniu paralizatora z nagraniem poinformowano najważniejszą osobę - prokuratora. Zorganizowano nawet „pokaz” filmu.

Tak wynika z naszych ustaleń.

- Jeśli tak to zrobili, to się tego nie da wytłumaczyć za pomocą przepisów Kodeksu Postępowania Karnego - mówi prawnik, były wrocławski prokurator.

Paralizator powinien być zabezpieczony jako dowód w śledztwie. Nagranie powinien skopiować zaangażowany do tego śledztwa biegły. Tymczasem paralizator został zabezpieczony, ale wiele godzin po tym, jak policjant skopiował nagranie na #komputer i jak pokazywano je prokuratorowi. No i jeszcze jedno - nagrania z kamer umieszczonych wewnątrz komisariatu. Też powinny być zabezpieczone. Nawet jeśli w kluczowych miejscach - toaleta, korytarz przy toalecie i pokój dla zatrzymanych - ich nie było. Dopóki nie sprawdzimy, nie będziemy wiedzieć, czy czegoś istotnego nie uchwyciły.

Tak samo jak z paralizatorem należało zabezpieczyć nagranie z kamer. Po prostu wziąć nagrywające urządzenie i dać biegłemu. A jak było?

Dopiero następnego dnia zajęło się tym policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych, wysyłając pismo do komisariatu z pro-śbą o przygotowanie nagrań „na dowolnym nośniku elektrycznym” i dostarczenie do BSW. Polecenie poszedł wykonywać szef wydziału kryminalnego komisariatu. To on stwierdził, że nic się nie nagrało. A później - zresetował urządzenie nagrywające. I zaczęło działać.
Wszystko to bez eksperta, który znałby się na tego typu urządzeniach i mógłby spróbować nagranie odzyskać.

Ekspert niepotrzebny?

Akt oskarżenia czterech policjantów dotyczy tylko incydentu w toalecie komisariatu. Prokuratura uznała, że na wrocławskim Rynku policjanci nie złamali żadnych procedur. I tam akurat paralizatora użyli w zgodzie z przepisami.

Nieco inaczej rzecz całą ocenił ekspert od techniki i taktyki interwencji policyjnych. W jego przekonaniu użycie paralizatora za nieuzasadnione. „Pozbawiona podstaw prawnych i pochopna” - stwierdził ekspert.

Bo Igor nie uciekał i nie stawiał czynnego oporu. Paralizatora - zdaniem biegłego - użyto najpewniej dlatego, że policjanci nie umieli sobie poradzić tylko za pomocą technik obezwładniających.

Mogliby też użyć policyjnych pałek „tonfa”. One nadają się do obezwładniania. Ale owe pał-ki zostawili w radiowozie.

Opinia biegłego nie została uwzględniona przez prokuraturę, gdy ta oceniała zachowania funkcjonariuszy na wrocławskim Rynku.

Duszenie?

I wreszcie ostatnia kwestia - duszenie. Nie mamy pewności, czy zrobiono w śledztwie, by wyjaśnić ten wątek. A jest istotny. Igor był duszony. To widać choćby na #filmach z interwencji na Rynku. Pierwsza sekcja zwłok wykazała, że owo duszenie mogło być jedną (choć nie jedyną) przyczyną śmierci.

Ostatecznie przyjęto - za ekspertami - że bezpośrednią przyczyną śmierci był stan zwany „excited delirium”. To psychoza pojawiająca się po zażyciu narkotyków. Nie chcemy polemizować z lekarzami. Ale naszym zdaniem nie wyjaśniono do #końca precyzyjnie, jak to było z owym duszeniem. Przy okazji tej sprawy wyszedł jednak jeszcze jeden wątek.

W 2013 roku Igor Stachowiak był zatrzymywany przez dwóch funkcjonariuszy. Dziś jeden z nich jest jednym z oskarżonych. Igor złożył wówczas doniesienie do prokuratury. Zeznał, że był przez nich rażony paralizatorem i bity. Śledztwo w tej sprawie umorzono. Ale naszym zdaniem śledczy nie wyjaśnili wszelkich okoliczności porządnie. Czy teraz te okoliczności zostaną wyjaśnione przed sądem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska