Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 3:1 (2:0)
Bramki: Kaźmierczak 22, 87, Elsner 38 - Kupisz 71 k.
Sędzia: Paweł Pskit (Łódź)
Śląsk: Kelemen - Wołczek, Pawelec, Celeban, Mraz - Socha, Kaźmierczak, Elsner (80 Sztylka), Cetnarski Ż (76 Sobota), Mila - Ł. Gikiewicz (83 Diaz).
Jagiellonia: Sandomierski - Bandrowski Ż (68 Rasiak), Makuszewski, Kupisz, Burkhard (83 Buzun), Dzalamidze (62 Plizga), Cionek, Tymiński, Grzyb, Porębski, Arzumanyan Ż.
Dobiegała końca pierwsza połowa pojedynku Śląska z Jagiellonią. Nagle na trybunie C grupka kibiców - która do tej pory mecz oglądała raczej bez zbytniej euforii - zaczęła krzyczeć i skakać z radości. Konsternacja na Stadionie Miejskim trwała kilkanaście sekund. Potem szał ogarnął wszystkich. To Lechia strzeliła bramkę Legii, co oznaczało, że w niedzielę WKS-owi w Krakowie do mistrzostwa Polski wystarczyłaby wygrana, bez oglądania się na inne wyniki. W tym momencie bowiem wrocławianie prowadzili z Jagiellonią już 2:0 i byli samodzielnym liderem T-Mobile Ekstraklasy.
Śląsk od początku długimi momentami - dość niespodziewanie - przypominał tę drużynę, która w listopadzie wygrała pewnie w Białymstoku. Wtedy ówczesny szkoleniowiec "Jagi" Czesław Michniewicz stwierdził, że żadna drużyna jeszcze tak nie zdominowała jego piłkarzy. Jednak tym, czym wrocławianie najbardziej przypominali WKS z jesieni były bramki. W pierwszej połowie obie strzelili po stałych fragmentach gry, przy obu asystował powracający do składu Sebastian Mila. Najpierw w 22. min. idealnie wrzucił piłkę z narożnika boiska na głowę Przemysława Kaźmierczaka, a ten zaliczył trafienie. W 38 min. kapitan gospodarzy dogrywał z rzutu wolnego. W polu karnym trochę miejsca zrobił waleczny jak zawsze Łukasz Gikiewicz i Rok Elsner dostał pod nogę futbolówkę na piątym metrze i nie zmarnował jej. Uważać trzeba było tylko na szybkich Macieja Makuszewskiego i Tomasza Kupisza. Tym jednak - nawet gdy wyprzedzili obrońców gospodarzy - brakowało dokładności, lub... Tomasza Frankowskiego. "Franek" ostatecznie przegrał bowiem walkę z kontuzję i na Pilczycach nie zagrał.
Mimo tego, że goście grali o nic, w drugiej połowie nie poddali się. Obiektywnie trzeba przyznać, ze stworzyli przynajmniej dwie okazje, przy których serca miejscowym fanom zadrżały. Gola kontaktowego zdobyli w 71 min. z rzutu karnego. Dawida Plizgę - który niedawno zameldował się na boisku - faulował Przemysław Kaźmierczak. Jedenastkę pewnie wykorzystał Kupisz. Od tego momentu Śląsk już nie tylko patrzył na to, co dzieje się w Gdańsku, ale musiał też uważać, by nie stracić prowadzenia. Na szczęście kilka minut przed końcem piłkarze Oresta Lenczyka strzelili trzecią bramkę. Rzut wolny chciał wykonywać Cristian Diaz, ale Mila długo mu coś tłumaczył, po czym posłał w pole karne delikatnego loba nad murem. Tam był zupełnie niepilnowany Kaźmierczak, który uderzył z pierwszej piłki. Po końcowym gwizdku wszyscy przez kilka minut czekali jeszcze na wynik z Gdańska. Na PGE Arenie rezultat się jednak nie zmienił, co oznaczało, że Śląsk wrócił na pozycję lidera i teraz to, czy zdobędzie mistrzostwo, zależy tylko od niego. To proste - w niedziele musi wygrać w Krakowie z Wisłą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?