MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sceny z życia małżeńskiego i niesakramentalnego

Janusz Michalczyk
fot. Paweł Relikowski
Czy w katolickim kraju może być więcej ślubów cywilnych niż kościelnych? Zakrawa to na paradoks, ale tak się mają sprawy na Dolnym Śląsku. Nie tylko w Legnicy, mieście rządzonym przez kojarzonego z lewicą prezydenta, gdzie żywe są tradycje kolaboracji z Armią Radziecką, szerzącą ateizm w całej wschodniej Europie.

Ludzie żyją na kocią łapę albo urzędowy papier, a tradycja białych sukienek i dziewiczych wianków ginie. I to w błyskawicznym tempie. Inna sprawa, że przysięga "nie opuszczę cię aż do śmierci" - gdy statystyka brutalnie pokazuje, że w młodych pokoleniach rozpada się u nas co drugie małżeństwo - to jawna kpina.

Prawie 40 lat temu Ingmar Bergman nakręcił psychodramę "Sceny z życia małżeńskiego" z tak trafną diagnozą, że pomimo różnych rewolucji obyczajowych pozostaje aktualna do dziś. Można ją streścić w opinii: w sferze uczuć jesteśmy analfabetami, nasza wiedza o nas samych jest przerażająco niewielka. Dodajmy, że wspólne, codzienne, praktyczne ćwiczenia mało komu się udają i nawet jeżeli związek nie skończy się rozstaniem w atmosferze zdrady i skandalu, to żyjemy najczęściej z psychicznymi bliznami.

"Małżeństwo nie musi boleć" - to tytuł książki prezentującej poglądy Karola Meissnera, mnicha z opactwa benedyktyńskiego. Nie wnikając w szczegóły katolickiej wykładni, ten tytuł wydaje mi się nieco mylący, bo każde bycie intymne z drugą osobą (nie tylko w małżeństwie) musi trochę boleć, a mądrość polega na tym, żeby sobie z tym bólem radzić. I nie udawać, że istnieje jakiś ideał, do którego tylko my akurat nie dorastamy z powodu swej grzesznej natury.

Zaraz, ale przecież wcale nie trzeba się męczyć - powie ktoś i wskaże choćby na byłego premiera Włoch Silvia Berlusconiego, który w wieku 76 lat zaręczył się właśnie z urodziwą, 25-letnią Francescą Pascale. Wszystkim powtarza, że zdobyła jego serce, gdy wynajęła samolot ciągnący na niebie transparent: "Silvio, brakuje mi ciebie". Cóż chcecie, spotkało się dwoje romantyków, których niezwykła miłość rzuca na kolana obserwatorów.

Ludzie niepotrzebnie dramatyzują, małżeństwo to nie zawsze dramat, czasem komedia - taki wniosek sugerują twórcy nowozelandzkiego filmu, który niedawno obejrzałem w telewizji. W kluczowej scenie facet umawia się z kochanką w hotelu i nauczony wcześniejszym niepowodzeniem zażywa wiadomy specyfik. Wszystko idzie jak po maśle, dopóki w hotelu nie pojawia się nieświadoma okoliczności żona. Kochanka umyka, a małżonka - nie kryjąc zdumienia nadzwyczajną potencją partnera - zgarnia główną pulę. Łatwiej po takim filmie zasnąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska