Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Tarasiewicz: W szachach też nie można iść na wymianę ciosów z silniejszym

Paweł Witkowski
Paweł Relikowski
Z Ryszardem Tarasiewiczem, szkoleniowcem piłkarskim i wielkim sympatykiem gry w szachy rozmawia Paweł Witkowski

Podobno w pana gabinecie w żadnym z klubów nie mogło zabraknąć szachownicy...
To prawda. W szachach wymagana jest olbrzymia koncentracja, więc czas nie zawsze pozwalał na dokończenie partii, ale gra pozwalała na odstresowanie się, przefiltrowanie wszystkich myśli w mózgu. Choć bardzo nie lubię przegrywać. Podczas porażek przy szachownicy nie denerwowałem się... aż tak mocno (śmiech). Wiadomo, że w tej dyscyplinie wszystko zależy od ciebie. Porażka jest konsekwencją błędów popełnionych przez jedną osobę.

Szachy mogą pomóc w futbolu?
Ta gra to kapitalna sprawa. Można z niej wynieść wiele pozytywnych cech do piłki nożnej. M.in. antycypacja przebiegu gry. W momencie ataku należy wiedzieć jak się zabezpieczyć w obronie w razie straty piłki. Jakie ona może mieć konsekwencje. Trzeba umieć przewidzieć kilka ruchów do przodu. Jak mawiał Napoleon: "Samo zwycięstwo nic nie znaczy, trzeba umieć je wykorzystać".

A odwrotnie. Czy doświadczenia z boiska piłkarskiego mogą pomóc przy szachownicy?
Tu i tu trzeba umieć czytać grę. W szachach też trzeba zdawać sobie sprawę, że nie można iść na wymianę ciosów z mocniejszym rywalem.

Kiedy się zaczęła pana przygoda z szachami?
Dosyć późno. Miałem 21-22 lata. Do Śląska przyszedł trener Henryk Apostel. Kiedyś przed meczem spytał się zespołu, czy ktoś chce zagrać. Postanowiłem spróbować, bo wydawało mi się, że to może być interesujący pojedynek.

I jak zakończyło się to starcie?
Totalną masakrą. Nasz nowy szkoleniowiec okazał się znakomitym szachistą. A ja tylko mniej więcej wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi. Obrona Sycylijskie, podstawowe warianty, to była dla mnie czarna magia. Znałem figury i zasady ich poruszania się po szachownicy. Myślałem, że to wystarczy. Przegrałem w kilku ruchach. Trenera udało mi się pokonać tylko raz, ale podejrzewam, że dał mi wygrać. Kolejne porażki mnie nie odstraszały. Połknąłem bakcyla. Dużo grałem z Waldkiem Prusikiem. Nie tylko w klubie, ale też na zgrupowaniach reprezentacji.

Kto częściej był górą?
Nasze pojedynki zawsze były ciekawe. Początkowo ja wygrywałem. Potem poziom bardzo się wyrównał. Zdarzały się serie 2-3 zwycięstw z rzędu, ale po obu stronach.

W zagranicznych klubach też miał pan kompanów do gry?
Tam bardziej dominowały karty.

A podczas kariery trenerskiej nie usiłował pan namówić swoich zawodników na partię szachów?
Próbowałem, ale się nie udało. Rzucałem takie hasła Darkowi Sztylce, czy też Sebkowi Mili, jednak do gry nie doszło. Może gdybym naciskał, okazał się bardziej stanowczy, udałoby mi się ich namówić. Nie twierdzę, że nie potrafią, ale obecnie jest wiele pochłaniaczy czasu, jednak mniej ludzi garnie się do szachów. W telewizji jest dużo kanałów, jest internet... Sam gram w szachy w sieci. Swoją drogą - ostatnio ustawiłem sobie ósmy poziom trudności. To chyba za wysoko, bo nie idzie mi najlepiej.

Próbował pan swoich szans w turniejach?
Nie myślałem o tym, choć jakieś propozycje się pojawiały.

Grał pan z zawodowcem?
W Białymstoku, ze szkoleniowcem klubu szachowego, w którym trenował syn Maxime. Przegrałem. Nie wiem ile w tym było kurtuazji, ale usłyszałem od niego wiele ciepłych słów o poziomie mojej gry.

Synów udało się przekonać do szachów?
Grałem ze wszystkimi - Pawłem, Danielem, ale najwięcej trenował najmłodszy - Maxime. Nauczyłem go, gdy miał 5 lat. Chodził do szkółki w Białymstoku. Jednak zrezygnował na rzecz treningów szermierczych. Przy szachownicy wyżywam się na nim za te wszystkie porażki (śmiech). Muszę przyznać, że od dłuższego czasu muszę być bardziej czujny, bo coraz ciężej z nim wygrać.

Największe zwycięstwo?
Z dziennikarzem - Pawłem Zarzecznym. To bardzo dobry szachista. Zagraliśmy po wywiadzie. Ponieważ była obawa, że Paweł może spóźnić się na pociąg powrotny do Warszawy, jeszcze przed pojedynkiem umówiliśmy się tylko na jedną partię niezależnie od wyniku. Mocno się sprężyłem i udało mi się wygrać. Na rewanż nie dałem się namówić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska