Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruszył proces w sprawie podglądania w toalecie. A może dojść jeszcze zarzut molestowania

Marcin Rybak
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne
Biznesmen oskarżony o podglądanie pracowników w toalecie przy pomocy telefonu komórkowego nie pojawił się dziś w sądzie na swoim procesie. Był przed salą rozpraw, ale odszedł zanim rozprawa się zaczęła. Jako świadkowie zeznawali jego pracownicy. Dodatkowo jednak z kobiet powiedziała sądowi, że szef, jeszcze przed ujawnieniem zdarzenia z telefonem, molestował ja seksualnie. To nowa wiadomość, o której wcześniej prokuratura nie wiedziała. Czy Mariusza F. czekają kolejne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości?

Mariuszowi F. grozi do dwóch lat więzienia. Cała afera wydarzyła się w budynku na wrocławskim Śródmieściu, w którym siedzibę mają dwie firmy kontrolowane przez Mariusza F. Jedna z pracownic 4 lutego około 14.00 zwróciła uwagę na dziwnie ułożoną kupkę szmat na pudełku na wprost ustępu w firmowej łazience. Chwilę później odkryła, że w szmatach schowana jest skarpeta, a w niej telefon z kamerą. W skarpecie zaś wycięta była dziura na obiektyw kamery. Całość ułożono tak, żeby kamera pokazywała osoby korzystające z toalety. Później okazało się, że w telefonie wgrana była aplikacja umożliwiająca przesyłanie "na żywo" obrazu na komputer.

Pracownicy rozpoczęli prywatne śledztwo w sprawie telefonu. Mariusz F. - szef i właściciel firmy - wydawał się być zmieszany. Zarzekał się, że to nie jego komórka. Ale pracownicy zauważyli w telefonie zdjęcie córki Mariusza F. Był tam też jego adres mailowy. Szef zaprzeczał jednak, by to on podglądał. Zasugerował, że telefon zostawiła pani, która sprząta firmę. Wziął komórkę i poszedł do niej. Gdy wrócił, telefon był "wyczyszczony". Nie było ani aplikacji do przesyłania obrazu, którą wcześniej działającą widziała pracownica, ani zdjęcia córki Mariusza F. Szef nadal zapierał się związku z podglądaniem. Co się stało z aplikacją i zdjęciem nie wiedział, a zapytany o to, czy to była jego córka, odparł, że za krótko na zdjęcie patrzył. Wieczorem 4 lutego Mariusz F. i inny z pracowników zawieźli komórkę na policję. Policjanci początkowo sprawą nie chcieli się zajmować ostatecznie jednak śledztwo wszczęto.

Następnego dnia pracownicy zorganizowali kolejne spotkanie z szefem. Jak relacjonowali sądowi podczas rozprawy, wszystkie poszlaki wskazywały na Mariusza F. jako na sprawcę incydentu. Ostatecznie szef przyznał się. Powiedział, że nie wie co mu się stało, że miał to być żart. Przyznał, że oglądał obraz na swoim komputerze. Przysięgał, że niczego nie nagrywał. Nie wiedział też zapewne, że jeden z uczestników spotkanie nagrywa i przyznanie się do winy też zostało zarejestrowane. Pracownicy firmy Mariusza F., zwolnili się.

W sądzie podczas rozprawy jedna z pokrzywdzonych pracownic zeznała, że szef molestował ją, próbował dotykać czy w inny sposób szukać fizycznego kontaktu. Kilka razy musiała mu zwracać uwagą na jego niestosowne zachowanie. Za każdym razem przepraszał i mówił, że nie wie co mu się stało i że to się więcej nie powtórzy. Wcześniej pracownica o tym nie mówiła. Molestowanie seksualne to przestępstwo. Jutro prokuratura wystąpi do sądu o odpis protokołu z dzisiejszej rozprawy i będzie się zastanawiać czy należy wszcząć kolejne śledztwo.

Następna rozprawa pod koniec stycznia. Wtedy też wrocławski sąd wysłucha końcowych przemówień. Nie znamy treści wyjaśnień składanych w śledztwie przez oskarżonego. W sądzie nie powiedział nic, bo w ogóle nie przyszedł na rozprawę. Dziennikarzowi portalu www.gazetawroclawska.pl kilka miesięcy temu powiedział, że do winy się nie przyznaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska