Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rektor, który miał odwagę powiedzieć antysemitom „nie”

Katarzyna Kaczorowska
zbiory Uniwersytetu Wrocławskiego
Profesor Stanisław Kulczyński, pierwszy rektor Uniwersytetu Wrocławskiego i Politechniki Wrocławskiej po wojnie, przestał być patronem bulwaru we Wrocławiu. Ale najpewniej zostanie jego honorowym obywatelem.

Po wojnie we Wrocławiu ojciec dostał od ciotki Karli list, przywieziony z Rzymu przez metropolitę krakowskiego, Adama Sapiehę. Arcybiskup jeździł do Watykanu po kapelusz kardynalski i pod tym kapeluszem, jak żartowano u nas w domu, ów list przewiózł. Ciotka Karla pisała, że profesora Nowickiego i na jego rodzinę wszystko, co trzeba, czeka we Włoszech (nazwisko Nowicki było pseudonimem konspiracyjnym ojca). Profesor Nowicki powinien tylko szybko się zdecydować i drogą kościelną z Polski wyjechać. Ale drogą kościelną poszła do Rzymu odpowiedź, że obecna Polska to jest właśnie ta Polska, o którą ojcu chodziło, kiedy czekał na ukamienowanie przez oenerowców w rektoracie lwowskiego uniwersytetu”.

Ciotka Karla to hrabina Karolina Lanckorońska. Próbowała ona zorganizować na emigracji nowe życie Stanisławowi Kulczyńskiemu i jego rodzinie, z którymi zaprzyjaźniła się przed wojną. Jak wspominał w autobiografii syn pierwszego powojennego rektora Uniwersytetu Wrocławskiego, Jan Kulczyński, pojawiła się w ich domu przy ulicy Supińskiego we Lwowie ze wsparciem. Był rok 1937 i obóz narodowo-radykalny z wszechpolakami domagali się wprowadzenia na uczelniach getta ławkowego dla studentów żydowskich. Lanckorońska zgłosiła się do Kulczyńskiego, by wiedział, że nie jest sam, sprzeciwiając się fali antysemityzmu – choć był jedynym rektorem, który na getto nie dał zgody.

Jego sprzeciw rozwścieczył radykalne bojówki. Do Kulczyńskiego zaczęły docierać groźby, że zostanie ukamienowany. Niezrażony wyznaczył więc dzień i godzinę, kiedy na owo kamienowanie będzie czekał. W gabinecie rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza. Nikt nie przyszedł...

W 1937 roku na łamach „Wszechpolaka. Narodowego Pisma Akademickiego” rozpętała się wojna o wprowadzenie na polskich uczelniach rasistowskich przepisów. 14 stycznia w artykule „Walka o dusze młodzieży” autor - Witold Nowosad - pisał: „Zaślepieni lub ignoranci, którzy niczego się w życiu nie uczą, którzy procesów dziejowych nie rozumieją, dojrzą tylko z jednej strony pałkę i walkę o „ghetto” żydowskie na wyższych uczelniach, a z drugiej bolszewicki numer „Płomyka”(...). Będą potępiali bezwzględnie metody walki, ale nie zobaczą istotnego zmagania się o to, jaką będzie dusza polskiej młodzieży”.

A dusza polskiej młodzieży miała być wolna od jakiegokolwiek wpływu Żydów oskarżanych o szerzenie komunizmu i masonerii - na łamach „Wszech-polaka” drukowano więc listy z nazwiskami profesorów, wykładających na polskich uczelniach i będących Żydami. Pisano: „Nie podoba mi się „kolega” mojżeszowego wyznania. Nie podoba mi się, bo - o, całe tomy można by na ten temat pisać! Jego psychika, sposób rozumowania, zainteresowania jego są mi zupełnie obce. Jego ideały nie są i nigdy nie będą moimi ideałami. Drażni mnie jego arogancja, jego wieczny, jakiś gorączkowy niepokój, jego wścibskość, hałaśliwy (do niedawna) sposób bycia. Fizycznie też nie jest, jakby to powiedzieć - zbyt przyjemny”.

Tekst, którego nie powstydziłby się hitlerowski „Der Stuermer”, był jednym z wielu mającym wbić do głowy jedno - Polacy nie chcą siedzieć na wykładach akademickich obok Żydów.

Rasistowska fala, która rozpoczęła rok 1937 pod hasłem „Żydzi siedzą osobno” wbrew pozorom wcale nie wywołała powszechnego oburzenia, skoro przed bojówkami ulegli rektorzy, zgadzając się na getta ławkowe.

Dwa lata po wprowadzeniu w III Rzeszy Adolfa Hitlera ustaw norymberskich we Lwowie na Uniwersytecie Lwowskim w największej sali Collegium Maximum odbył się wiec akademicki w sprawie odżydzenia kultury polskiej –jak informował „Wszechpolak”. Na wiecu byli rektor, prezesi kół Młodzieży Wszechpolskiej i wszystkich lwowskich Bratnich Pomocy.

„Referat zasadniczy o konieczności odsunięcia Żydów od wpływów na kulturę polską wygłosił p. Witold Nowosad. Referent posługiwał się obfitym i starannie przygotowanym materiałem cyfrowym, z którego wynikało, że Żydzi jako nauczyciele - poloniści i historycy mają dostęp do 60 tysięcy polskiej młodzieży szkół średnich. (...) Żydzi odznaczają się megalomanią w stosunku do siebie samych i pogardą dla obcych, walczą zawsze ze zdrowymi zasadami współżycia społecznego i popierają kapitalizm lub komunizm. Nie potrafią oni nauczyć młodzieży polskiej posługiwania się wolnością, ani podlegania powadze słusznej sprawie. Nie mogą uczyć literatury, bo nie rozumieją ani Mickiewicza, ani Kasprowicza, ani Reymonta. Nie mogą uczyć historii, bo ją fałszują”.

Anonimowy autor tej relacji nie napisał, jaka była reakcja rektora Kulczyńskiego na wystąpienie Nowosada. W gruncie rzeczy był to dopiero początek walki, w której narodowcy nie wahali się sięgać po przemoc. Pobicia studentów żydowskich stały się we Lwowie codziennością.

Grozę siały gazety informujące o bojówkach, co zresztą skrzętnie wykorzystywały pisma skrajnej prawicy, chętnie dementując te doniesienia oświadczeniami rektorów wyraźnie usiłujących ratować fatalne wrażenia bagatelizowaniem zagrożenia.

„Lwowski Ekspress Ilustrowany” w 16 października 1937 roku informował: „W Wyższej Szkole Handlu Zagranicznego pobito kilkunastu studentów Żydów. Jedna ze studentek Żydówek została podobno zepchnięta ze schodów i doznała złamania nogi... Na Politechnice pobito 5 studentów. Jeden z nich został skierowany na klinikę, bo doznał cięższych obrażeń. Na wydziale mat.-przyrodniczym pobito czterech studentów. Wezwano karetkę pogotowia, a przybyły lekarz udzielił pierwszej pomocy dwu rannym studentom, którzy schronili się w bramie Banku Polskiego. Na Pogotowie Ratunkowe zgłosili się ponadto dwaj studenci Żydzi z UJK i jeden student z Politechniki. Na wydziale medycznym miano podobno pobić trzech Żydów”.

Doszło do tego, że bojówkarze nie mieli oporów, by przerywać wykłady akademików żydowskiego pochodzenia – zajęcia dr. Zdzisława Stahla na uniwersytecie przerwano, kiedy tylko usiadł za katedrą, by rozpocząć wykład. Obrzucono go jajami.

„Z walką moich rodziców przeciwko faszyzującemu Obozowi Narodowo-Radykalnemu łączy się fakt, że w wieku lat sześciu stałem się dzieckiem znanym na całym świecie. Moja popularność spowodowała przesłanie na nasz adres olbrzymiej ilości kart pocztowych z całego świata z pozdrowieniami dla małego Jasia” - pisał Jan Kulczyński, który owe kartki dostał po manifestacji bojówek narodowych przed domem profesorskim przy Supińskiego, gdzie mieszkali Kulczyńscy. „Tak się złożyło, że tej nocy miałem wysoką gorączkę. Moja rozwścieczona wrzaskami demonstrantów mama napisała list otwarty do matek świata, w którym wytykała im, że wychowują synów na faszystów straszących chore dzieci. Chore dzieci, czyli mnie, małego Jasia. List został rozpowszechniony na całym świecie przez Polską Agencję Telegraficzną i wywołał wspomnianą lawinę listów wyrażających solidarność z Jasiem”.

Maria Kulczyńska musiała zaszokować polskich antysemitów. Tak bardzo, że 28 listopada 1937 roku na łamach „Wszechpolaka” Jan Bielatowicz w „Liście otwartym do obrońców kultury polskiej” pisał: Niedawno zatrzęśli się z oburzenia owi kapłani kultury nad usiłowaniem morderstwa dziecka rektora UJK prof. Kulczyńskiego przez rozwydrzoną młodzież (...) Bo przecież wiadomo, że gdy chore dziecko słyszy z ulicy okrzyki, umiera ze strachu, wiadomo też dobrze, że studenci wiedzieli na pewno o chorobie dziecka rektora i właśnie dlatego poszli się nad nim znęcać...”.

16 stycznia 1938 roku „Wszechpolak” mógł triumfować. Na stronie 6. informował o ustąpieniu rektora Stanisława Kulczyńskiego. Anonimowy autor tekstu pisał: „Młodzież narodowa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, która pierwsza rozpoczęła walkę o ghetto, nareszcie zwyciężyła. Swym zdecydowanym i bezkompromisowym stanowiskiem zmusiła władze uniwersyteckie do liczenia się z jej wolą. Rektor Kulczyński, obrońca Żydów, wytrwał w tej niesławnej roli do końca. Opierając się wprowadzeniu ghetta na Uniwersytecie JK, a rozumiejąc, że bez jego zarządzenia spokój nauki będzie zakłócony, wolał pozbawić nauki tysięczne rzesze ubogiej młodzieży akademickiej niż wyznaczyć Żydom oddzielne miejsce. (...) Po ustąpieniu rektora Kulczyńskiego urzędowanie objął prorektor Longchamps, który natychmiast wydał rozporządzenie wprowadzające ghetto. (...) Charakterystycznym bardzo jest zwrot motywujący wprowadzenie ghetta: „W celu uniknięcia zaburzeń życia uniwersyteckiego”. Warto, by zwrot ten zapamiętali różni „demokraci” potępiający wybryki młodzieży. Z tego zarządzenia dowiedzą się, że młodzież narodowa wywalczyła swoje prawa”.

Kolejnym krokiem miało być numerus nullus – usunięcie Żydów z wyższych uczelni. Taki postulat sformułowano rok przed wybuchem wojny, w której zginęło ok. 3 milionów polskich Żydów. Profesor Kulczyński tę wojnę przeżył. 10 maja 1945 roku przyjechał do Wrocławia, by od zera budować w niemieckim mieście polską naukę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska